Rozdział 2. Dramaty bogatych dupków.

2.3K 248 114
                                    

Kiedy chodzę po mieście

Myślę tylko

Jak bardzo byłabyś zaskoczona

Wielkomiejską gonitwą

Bez ciebie powietrze cuchnie złamaną duszą



WESTLEY


Wes Karlsen należał do wąskiego grona osób, które jednym spojrzeniem były w stanie załatwić sobie wszystko. Miał tę niewymuszoną pewność siebie, wygląd okładkowego modela i przede wszystkim niesamowity głos, który pokochały miliony ludzi. Był sławny na cały świat, miał tyle pieniędzy, że bez wątpienia zaspokoją kolejne pokolenia w jego rodzinie i był, krótko mówiąc, potwornie czarujący. Miał wszystko, co można mieć. Jego życie powinno być kompletne, wystrzałowe i pełne wdzięczności za sukces, jaki osiągnął.

Wes Karlsen był pieprzonym szczęściarzem.

Westley Karlsen natomiast był ruiną. Dwudziestosiedmioletnim chłopakiem, który pisał piosenki o utraconej miłości, gdy był pijany i o szalonej fantazji miłości z kobietą jego marzeń, gdy sięgał po coś mocniejszego. Na trzeźwo zapisywał jedynie pojedyncze linijki, które na pozór nie miały żadnego sensu, ale po głębszej analizie niosły jasny przekaz - był nieszczęśliwym, tęskniącym do szaleństwa smutnym gościem.

Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej płakać w nowym Ferrari niż na starym składaku. Westley kupił sobie ostatnio Ferrari, na widok którego wiele osób się śliniło. On też. Ale tylko przez pierwsze dwadzieścia minut. Potem dotarła do niego smutna prawda - jego marzeniem nie był ten samochód sam w sobie a przejażdżka nim z siedzącą na miejscu pasażera kobietą. Nie byle jaką kobietą. Jego kobietą.

- Czy ty jesteś poważny, Wes? - donośny głos z lekką chrypką rozbrzmiał tak nagle, że siedzący przy basenie Westley wzdrygnął się i upuścił skręta do wody. - Znowu jarasz i pijesz? Ustaliliśmy, że albo jedno, albo drugie. Połączenie tego gówna działa na ciebie destrukcyjnie.

- Grzyby też działają destrukcyjnie, a jakoś się nie czepiasz, kiedy je biorę.

Westley był zirytowany tym ciągłym pieprzeniem i pouczaniem. Vincente, manager zespołu, który właśnie szykował się do kolejnej umoralniającej paplaniny stał na pierwszym miejscu podium z najbardziej denerwującymi osobami w otoczeniu chłopaka. Był czterdziestosześcioletnim dupkiem z ogromną wiedzą i doświadczeniem w branży. Z wyglądu przypominał trochę niechlujnego artystę malarza, który zamiast drogich garniturów preferował rozciągnięte koszulki i szerokie spodnie a do nich kompletnie niepasujące vansy w kratę - tylko takie kupował od... jakichś trzydziestu lat. Z wyglądu w ogóle nie sprawiał pozoru profesjonalisty, któremu można zaufać - może właśnie w tym tkwiła jego siła? Kto wie.

- Wes, czy możesz łaskawie na mnie spojrzeć?

Chłopak niechętnie odłożył butelkę armaniaku, westchnął męczeńsko i przekręcił głowę w kierunku swojego managera. Dzisiaj - ku zdziwieniu Wesa - mężczyzna miał na sobie eleganckie czarne spodnie i jasnozieloną koszulę w kratę. Zwykle ogoloną na gładko twarz zdobił lekki, schludny zarost, który dodawał mu atrakcyjności. Westley nie rozumiał tej dziwnej, profesjonalnej aury, którą nagle zaczął emanować jego manager. Coś się zmieniło podczas ostatniego tygodnia, w którym się nie widzieli? Przeszedł nagłą duchową przemianę, po której uznał, że era ubioru niechluja minęła?

Melodia tęsknotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz