Siedziałem na szkolnym korytarzu, była około szóstej i nikogo jeszcze nie było, oprócz niewyraźnie poszeptujących do siebie sprzątaczek. Za oknem reflektory samochodów rozdzierające ciemnoniebieską przestrzeń, ludzie to nazywają “blue hour”, moim zdaniem bardzo melancholijna pora dnia. Przyczepiłem głowę do ściany i westchnąłem rozglądając się. Korytarz był krótki i wąski, architekt był zapewne pijany w procesie, bo układ tej szkoły nie miał sensu. Lampa, która znajdowała się nade mną, co chwile migotała, i nie zapowiadało się, żeby przestała.
Czekałem tak, tylko ja, migocząca lampa i poranne wilgotne powietrze. Nagle usłyszałem kroki, rozchodzące się echem po całej, świecącej pustkami szkole. Mój mózg ponownie zaczął działać, czy to moja przyjaciółka? A może ten typ, którego sama obecność doprowadza mnie do załamania?
A może – Myśli nie dokończyłem, bo zza rogu wyszedł, ktoś, kogo miałem za zwykłego kolegę… lecz tym razem było inaczej. Kiedy tylko zobaczyłem jego szczupłą sylwetkę i tę uśmiechniętą twarz na mój widok. Poczułem… motylki w brzuchu…? Nie rozumiałem tego, bo przecież to chłopak…no nie? Nigdy tego nie czułem, do nikogo, a teraz nagle rozszerzyłem oczy, wyprostowałem się i speszyłem z uczuciem rozdarcia w brzuchu. Czemu?

CZYTASZ
Przypowiastki
Short StoryKobieta, która od zawsze czuła pustkę, chłopak z uczuciowymi problemami, a może orientalna imersja w lokalnym China Town. Wszystko i więcej!