Rozdział 8

2 0 0
                                    

Jechali przez las. Aveline prowadziła. Luna cieszyła się, że w poprzednim życiu jednak udało jej się namówić na naukę jazdy konnej, bo nie wiedziała jak inaczej poradziłaby sobie tutaj. Szermierka szła jej naprawdę źle, wiedziała o tym. Odrobinę lepiej było z nauką czarów, ale tylko dlatego, że doskonale znała Dawny.
Powinna w końcu porozmawiać z Aveline. Ona też była Obudzona, a Luna chciała wiedzieć co stało się po jej śmierci. Ave musiała to pamiętać, ale była bardzo zajęta, więc jeszcze nie znalazły czasu na rozmowę.
Była jeszcze jedna kwestia, którą musiała załatwić. Dalej nie powiedziała nikomu o Meirze. Powinna to zrobić już dawno, ale bała się reakcji. Eilei uczyła ją, że nie można przywiązywać się do rzeczywistości, bo to zgubne. Musiała sama coś wymyślić, ale nie wiedziała nawet od czego zacząć.
- Teraz jedź najszybciej jak potrafisz i nie zatrzymuj się dopóki Aveline tego nie zrobi. - poinstruował Cyrus. Jego głos lekko drżał. - Tu jest najwięcej zarażonych.

◇◇◇

No dobra. Lekcje w klubie jeździeckim, a jazda niczym średniowieczny rycerz to jednak nie do końca to samo.
Luna zsunęła się z konia na ziemię. Mięśnie nóg paliły ją żywym ogniem. Z wdzięcznością oddała konia jednej z osób w płaszczach.
Kapturzanie byli dziwni. Nosili długie płaszcze z ogromnymi kapturami, których nigdy nie zdejmowali. Eilei mówiła, że w ten sposób czuli sie częścią wspólnoty. Kapturzanie nie oceniali siebie po kolorze włosów, czy skóry (na dłoniach nosili rękawiczki), tylko po charakterze. Każdy kto chciał mógł dołączyć i odejść jeśli tylko wyraził takie życzenie.
Luna rozejrzała się po okolicy. W suficie znajdowały się dziury przez które wpadało światło. Oprócz tego do ścian były przymocowane pochodnie.
Wszyscy wokół zajmowali się swoimi sprawami. Nikt nie zwrócił uwagi na dwójkę obcych.
Aveline zaprowadziła ich w głąb jaskini.
Szli powoli, bo kamienna ścieżka była mokra.

◇◇◇

- Póki co siedem krain przyłączyło się do sojuszu. - zaczęła Aveline. Kilka osób stało przy stole pochaylając się nad mapą.
- Bez Ignis wiele nie zdziałamy. Ostatnio w Aqua znowu wylała rzeka, ulrawy zgniły. - odezwał się mężczyzna w czerwonym płaszczu.
- A inne krainy nie mogą wychodowac czosnku? - zapytała Luna.
- Mogą. I chodują, ale to za mało. - wyjaśniła Aveline. - Musimy dogadać sie z piratami, syrenami, Ignis i przede wszystkim z trzema pozostałymi krainami Quattorii.
- Między piratami, a syrenami panuje konflikt. - przypomniała kobieta w różowym płaszczu. - Król Morza ma pretensje o morderstwo swojej żony.
- Tak, ale jego najstarsza córka zakochała się w piracie, więc stara się naprawić te relacje. - przypominał Cyrus. - Luna i Aveline mogą tam pojechać.
- To dobry pomysł. - stwierdziła dziewczyna w granatowym płaszczu.
- Zastanawiam się kogo wysłać do Ignis. - wyznał mężczyzna w czerwonym płaszczu.
- Może księcia Cyrusa? - zasugerowała Aveline.
- Królowa Eileithya ma większe kompetencje. - rzucił od razu chłopak.
- Spalą ją na stosie jak tylko przekroczy granice. - przypomniała Ave.
- To może Król?
- To niebezpieczne. - wtrąciła Luna. - Król jest głową państwa, powinien zostać w pałacu.
- Ma rację. - zgodziła się kobieta w różowym płaszczu.
- Uważam, że powinieneś pojechać ty i ktoś z Magicandy. - powiedziała Luna. - Jeśli w Ignis boją się magii i innych stworzeń to to będzie najbezpieczniejsza opcja.
- A co Quattorią? - wtrącił Cyrus.
- Tam powinna pojechać królowa Eileithya. - zauważyła Aveline. - Jak ktos ma przekonać nieśmiertelnych to tylko ona.

◇◇◇

Po naradzie Aveline odprowadziła Cyrusa i Lunę do stajni.
- Nie wracasz z nami? - zapytała zdziwiona i lekko zawiedziona nastolatka.
- Tu jest mój dom. - wyjaśniła dziewczyna. - Mam obowiązki, ale myślę, że niedługo się zobaczymy.

VanyaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz