I. Dzieciak

670 40 17
                                    

3 lipca 2024 roku, Salford, Manchester.

- Madison! Wstawaj! To, że masz wakacje, nie znaczy, że nie musisz wstać do pracy!

Jak na zawołanie zerwałam się z łóżka, na głośny krzyk mojej mamy. Przewróciłam się co najmniej dwa razy w drodze do łazienki. W momencie, w którym zobaczyłam swoje odbicie, nieco się przeraziłam.

Fakt, wakacje zaczęły się dwa dni temu, ale to ja musiałam codziennie zapieprzać do klimatycznego baru w stylu country w najbardziej obskurnej części mojego miasta, byleby mieć własne pieniądze. W roku szkolnym pracowałam jedynie w co drugi weekend. Teraz mogłam wykorzystać sytuację, aby przez dwa miesiące móc pracować na pełny etat. No dobra, może chociaż przez jeden miesiąc. Od samego początku moim celem była praca na około półtorej roku, a później skupienie się w pełni na ostatnim roku w szkole przed studiami. Z niewiadomych mi powodów studia były dla mnie bardzo ważne i nie chciałam zaprzepaścić dobrego uniwersytetu przez jakieś niedociągnięcia moim zmęczeniem.

Chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz. Wytarłam się ze ściekającej z mojej żuchwy wody, umyłam zęby, postawiłam na delikatny makijaż, po czym wróciłam do swojego pokoju, aby ubrać na siebie jakieś łachmany. Na dół zeszłam ubrana w przylegający czarny top bez rękawów i również czarne, krótkie, przylegające spodenki. Na nogach jak codziennie miałam nieśmiertelne od dwóch lat Vansy. W drodze do kuchni ubrałam na nos swoje półokrągłe czarne okulary, a następnie przywitałam się z rodzicami, którzy pochłaniali kawę w swoich pasujących kubkach.

Lubiłam patrzeć na swoich rodziców z rana. Mimo, że oboje byli zabiegani zawsze szukali czasu dla siebie jak i dla mnie i mojego rodzeństwa. Jednak widok ich z rana był najprzyjemniejszym dla mnie widokiem. Byli wtedy tacy...prawdziwi. Zwyczajni. Kochający się.

- Podrzucić cię? – zaoferował tata, patrząc na mnie z kubkiem przy ustach. – Mam na późniejszą godzinę, więc możemy skoczyć też po Melanie.

Ochoczo pokiwałam głową i cicho podziękowałam. Spojrzałam kątem oka, na mamę, która dała mi talerz z omletem na śniadanie. Milczące śniadania w naszej rodzinie były codziennością. Nie było to jednak to typowe nieprzyjemne milczenie. Z rodzicami byliśmy dość blisko. Poprzez „my" miałam na myśli ulubionych bliźniaków O'Sullivan. Rey i Florence byli najmniej, ale jednocześnie najbardziej zgranym rodzeństwem jakie kiedykolwiek widziałam. Rodzice od zawsze chcieli mieć dużą rodzinę, dlatego wiadomość o bliźniakach bardzo ich ucieszyła. Cóż, sześć lat później przytrafiłam im się również i ja. Rey i Flo nigdy nie dali mi powodów, abym czuła się „inna" czy też „odstająca" od nich. W dziwny sposób oboje ogromnie się o mnie troszczyli. Stwierdzenie iż byli nadopiekuńczy było zdecydowanym niedopowiedzeniem. Ogólny wygląd odziedziczyli po naszej mamie; między innymi ciemne blond włosy, mające tendencję do falowania. Ja natomiast byłam istną kopią naszego ojca. Ciemnobrązowe włosy i te jego granatowe oczy. Moje rodzeństwo również odziedziczyło po nim kolor tęczówek. Ja i moja siostra po ojcu miałyśmy również charakter. Reymond miał zdecydowanie charakter mamy. Najczęściej kiedy się denerwowali wyglądali identycznie, co zazwyczaj bardzo łatwo rozbawiało naszą trójkę.

Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie tego widoku. Po chwili jednak wróciłam do śniadania.

- Pa, mamo! – krzyknęłam, kiedy razem z tatą wychodziliśmy z domu.

Będąc w samochodzie włączyłam muzykę, którą ja i tata kochaliśmy ponad wszystko. Starego rocka. Uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem, kiedy z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki Sweet Child O' Mine od Guns N' Roses. Tata wybijał palcami rytm o kierownicę, a ja o swoje uda. Nie potrzebowaliśmy słów. Wspólnie spędzony czas chociażby te głupie dziesięć minut nam wystarczył. Chwilę później byliśmy pod domem mojej przyjaciółki. Nie musieliśmy na nią długo czekać, bo od razu wybiegła w naszą stronę.

Last TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz