Tristan
Wkurzało mnie w Lilly to, że na siłę chciała się przypodobać, a później najczęściej cierpiała z tego powodu. Luzie bywali bezduszni, a ona zbyt wrażliwa
Lilly nienawidziła zmian. Lubiła rutynę, zaufany krąg znajomych i sprawdzone miejsca. Na wszelkie nowości reagowała płaczem, ale nie była na tyle sprytna, by ukryć to przede mną. Znałem ją na wylot, potrafiłem poznać po podpuchniętych i zaczerwienionych oczach, że znów się w jej życiu coś miało zmienić.
Oprócz tego, nie zawsze zamykała okno, kiedy oddawała się chwili słabości, więc doskonale słyszałem, co się z nią działo.
Pójście na te cholerne studia przypłaciła ogromnym stresem. Była jednak ambitna i pragnęła zostać pediatrą. Podziwiałem ją za to, bo moja edukacja zakończyła się na szkole średniej.
Nie potrafiłem dostosować się do systemu. Zawsze robiłem wszystko na przekór, nie słuchałem się, a kiedy mi coś nie odpowiadało, zwyczajnie wychodziłem z zajęć.
Odpaliłem papierosa i zwiesiłem nogi siedząc na parapecie otwartego okna w moim pokoju. Umówiłem się z kumplem, bo mieliśmy iść razem na piwo.
Był piątek, więc po całym tygodniu pracy u ojca w warsztacie, chciałem w końcu wyluzować. Lilly przez to, że zaczęła studia, miała również mniej czasu, więc nasze wieczorne schadzki w jej pokoju były już rzadkością, bo kiedy pisałem do niej, że idę, ona odpowiadała najczęściej, że już zasypia, bo jest wykończona.
– Gotowy? – odezwał się mój kumpel, który wysiadł właśnie z taksówki.
– Jasne – odparłem, zgasiłem papierosa zduszając go w popielniczce i zeskoczyłem na dół.
Mój pokój mieścił się na parterze, więc nie było obaw, że sobie coś połamię.
Tony był moim kumplem właściwie od zawsze i kiedy potrzebowałem męskiego towarzystwa, wybór padał zawsze na niego.
Nie zwierzałem mu się jednak z najbardziej osobistych rzeczy. W zasadzie jedyną osobą, która znała mnie na wylot, była Lilly. Tylko jej dałem dostęp do mojej głowy i po części do serca.
Była prawdziwą przyjaciółką, na którą zawsze mogłem liczyć, choć odbywało się to na naszych, dziwnych zasadach.
Przyjaźniliśmy się bowiem tylko tutaj, w naszych domach, na naszych podwórkach. Chodziliśmy nad staw, czasem do sklepu i to tyle. Nie wychodziliśmy razem do miasta na piwo. Nie mieliśmy wspólnych znajomych. Jakby poza tymi domami, nasza przyjaźń się kończyła, a każde z nas szło w swoją stronę.
Tak było od dawna i dopiero kilka tygodni temu zacząłem to dostrzegać i starać się zrozumieć, dlaczego tak robiliśmy.
Może z obawy, że zewnętrzny świat zbyt mocno wpłynąłby na naszą znajomość?
CZYTASZ
Paper birds - Zostanie wydana
ChickLitNie zawsze milczenie oznacza spokój, a krzyk chaos. Świat nie jest też jedynie czarny i biały, a rzeczy, które na pozór wydają się proste i błahe, dla innych przybierają formę wysokich murów nie do przeskoczenia. Lilly to dziewczyna zagadka dla wiel...