Rozdział 3 - "Kurz i stęchlizna"

17 2 0
                                    

Chata od wewnątrz wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałem.
W głównej części, pod oknem znajdował się duży fotel postawiony zaraz obok kamiennego kominka, nad którym wisiała wypchana głowa jelenia z potężnym porożem. Obok łba zwierzęcia wisiało kilka półek ze starymi książkami.
Na podłodze leżał stary, wyblakły dywan w koślawe wzorki, a po drugiej stronie fotela stał mały stolik, na którym znajdowała się kamienna popielniczka. 

𝑾𝒖𝒋𝒆𝒌 𝒆𝒘𝒊𝒅𝒆𝒏𝒕𝒏𝒊𝒆 𝒍𝒖𝒃𝒊 𝒑𝒂𝒍𝒊𝒄́.

Nie wyczuwałem jednak nieprzyjemnej woni dymu. W chacie unosił się przyjemny zapach drewna i żywicy, a żółte światło nadawało pomieszczeniu przytulności.
Emanował z niej spokój i ciepło, wywołane czymś więcej niż zbliżającym się latem.

W drugiej części pomieszczenia znajdowała się niewielka, lecz funkcjonalna kuchnia. Składała się na nią mała lodówka, stara kuchenka gazowa, dwuosobowy stolik, malutki kredens i kilka szafek.

Wszystkie swoje bagaże, a było ich trochę, zdecydowałem się złożyć obok fotela tak, żeby nikt się o nie nie potknął.

-Może nie jest to nowoczesny apartament, jakie to teraz są w modzie, ale da się tu żyć.

Wuj przyglądał mi się uważnie, ukrywając uśmiech pod swoim krzaczastym wąsem.
Sposób, w jaki na mnie patrzył, wprawiał mnie w dziwny dyskomfort.
Wyglądał, jakby próbował czegoś się we mnie doszukać, szukał tego od momentu, w którym ujrzał mnie po raz pierwszy.
Nie miałem pojęcia czego tak uparcie poszukuje i czy to odnajdywał.

-Nie jestem wybredny. Podoba mi się tutaj. - powiedziałem nieco za ostro.

Jednym z moich największych problemów w kontaktach z ludźmi było to, że nawet gdy starałem się być miły brzmiałem, jakbym mówił z sarkazmem. Nawet sztuczny uśmiech, który miał na celu poprawić sytuację, zazwyczaj ją pogarszał.
Mężczyzna chyba to zauważył, bo speszony spuścił wzrok. Staliśmy tak w krępującej ciszy przez kilka minut.

Wujek zdawał się być tak samo zagubiony w tej sytuacji jak ja, jeśli nie bardziej. Było widać, że nie wie co powiedzieć ani jak ze mną rozmawiać.
Drapiąc się nerwowo po karku zerknął na mnie i ruchem dłoni nakazał mi wejść na piętro.
Skinąłem głową i posłusznie poszedłem na górę. Schody, zgodnie z moimi domysłami, doprowadziły mnie do drzwi pokoju, w którym miałem zamieszkiwać przez najbliższy rok, albo i dłużej. 

Pomieszczenie było dość duże, bardziej przypominało mi strych. Wszędzie stały kartony wypełnione najprawdopodobniej starymi bibelotami, o których istnieniu każdy zdążył zapomnieć. Wszystkie meble, przykryte były starymi kocami i prześcieradłami, aby zapobiec ich zakurzeniu. 

Tu nie pachniało już tak ładnie jak w salonie. Nadal było czuć zapach drewna, ale wymieszany z kurzem i stęchlizną.

Uśmiechnąłem się lekko.

𝑰𝒅𝒆𝒂𝒍𝒏𝒊𝒆 𝒘 𝒎𝒐𝒊𝒎 𝒔𝒕𝒚𝒍𝒖.

Martwił mnie fakt, że było to poddasze, co oznaczało, że latem będzie tu potwornie gorąco.

Zdjąłem prześcieradła ze wszystkich mebli, roznosząc przy tym chmurę kurzu po całym pomieszczeniu.
Otwarcie okna dachowego chwilę mi zajęło, bo nie było używane chyba od wieków. Siłowałem się z nim dobre kilka minut, aż otworzyło się z takim impetem, że niemal się przewróciłem, uderzając o ścianę.

Usłyszałem ze sobą cichy pomruk rozbawienia.
Arnold stał oparty o framugę drzwi, ręce miał skrzyżowane na piersi.

-Wybacz, ten pokój nie był używany od wielu lat, nie zaglądam tutaj. - urwał, rozglądając się po pokoju. W końcu zatrzymał wzrok na opartej o ścianę dużej ramce.

Jezioro was nie zapomniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz