Rozdział 6 - "Zdjęcie na wagę złota"

7 0 0
                                    

Koraliki pozsuwały się z pękniętej żyłki i jak szalone rozsypały na żwirowej drodze.
Przypadkiem musiałem zahaczyć jedną z wystających gałęzi o bransoletkę.
Przekląłem cicho pod nosem, odłożyłem nazbierane drewno na ziemię i przykucnąłem, aby pozbierać pogubione części bransoletki.
Przez dobre kilka minut starałem się powybierać ze żwiru wszystkie drewniane kulki, aby móc później naprawić biżuterię, a przynajmniej spróbować.

Całe moje nadgarstki niemal do łokci, były ubrane w bransoletki z różnego rodzaju koralików, skórzanych rzemyków, czy muliny.
Był to o wiele lepszy sposób na ukrycie blizn niż noszenie bluzy niezależnie od pogody.
Wielokrotnie było mi niedobrze z gorąca, nawet w najcieńszej bluzie, jaką udało mi się znaleźć w szafie, zanim wpadłem na pomysł wykorzystania prostej biżuterii.
Poza tym bransoletki mniej rzucały się w oczy i nie budziły tak dużych podejrzeń.
Większość osób brała je za część mojego stylu zamiast za próbę ukrycia niepokojących skaz na ciele.
Nosiłem kolczyk w brwi, a na szyi łańcuch z przypiętą kłódką, więc bransoletki nie były czymś mocno przyciągającym uwagę.

Wujek Arnold dopiero po chwili zorientował się, że za nim nie idę. Gdy zauważył, że się zatrzymałem odłożył drewno i podszedł do mnie.

-Noszenie takiej ilości biżuterii przy pracy fizycznej to nie najlepszy pomysł - mruknął z lekkim uśmiechem, po czym przyklęknął i pomógł mi zbierać koraliki.

-Być może... - przyznałem - Ale gdyby ludzie robili wszystko jak należy, świat byłby nienaturalnie idealny.

-Nie chciałbyś, żeby tak było?

-Chciałbym, ale to niemożliwe. Na świecie jest zbyt wiele złych ludzi żeby świat kiedykolwiek był idealny.

Wuj kiwnął głową ze zrozumieniem i podał mi kilka kulek, które udało mu się znaleźć.

-Ale zawsze warto się starać, aby był trochę lepszy - mężczyzna wstał, podniósł odłożone wcześniej drewno i ruszył w stronę chaty - Chodź, jeśli chcesz mieć ciepłą wodę musimy rozpalić w piecu.

Ostatni raz rzuciłem okiem na żwir pod moimi nogami, aby upewnić się, że wyzbierałem przynajmniej większość koralików, a te odnalezione wrzuciłem do kieszeni i ruszyłem za Arnoldem.

𝐶𝑜𝑠́, 𝑐𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑎𝑠𝑘𝑢𝑑𝑛𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑏𝑦𝑐́ 𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑒.

...

Promienie powoli zachodzącego słońca odbijały się od tafli jeziora, tworząc, na moje oko, wyjątkowo gryzącą się kolorystycznie mozaikę. Ciepłe barwy słońca zdecydowanie nie pasowały do ciemnej wody.
Za dnia woda była jasnoniebieska, niemal błękitna lub turkusowa, jak morze na rajskich wyspach. Teraz, tuż przed zmrokiem, zdawała się pociemnieć i przybrała prawie czarną barwę.
Otaczały mnie odgłosy szumiących trzcin i cykanie świerszczy.
Jezioro wyglądało jak każde inne na świecie.

𝑍𝑢𝑝𝑒ł𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ł𝑎 𝑡𝑢 𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐𝑧𝑎 𝑖𝑠𝑡𝑜𝑡𝑎.

Syreny, wróżki, jednorożce i inne fantastyczne stworzenia kojarzyły mi się z zupełnie inną scenerią. Wyobrażałem je sobie w pięknych ogrodach pełnych kwiatów i innej magicznej roślinności.

Nigdy nie wierzyłem w żadne z nich. Być może to trochę dziwne, skoro wierzyłem w duchy i złe byty, ale magiczne stworzenia wydawały mi się zupełnie czymś innym niż zjawiska paranormalne.
Duchy, demony i zjawy wydawały mi się bardziej realistyczne.

𝐵𝑜 𝑠𝑎̨ 𝑐𝑧𝑦𝑚𝑠́ 𝑧ł𝑦𝑚, 𝑎 𝑧ł𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑡𝑢𝑟𝑎̨ 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑠́𝑤𝑖𝑎𝑡𝑎.

Jezioro was nie zapomniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz