PROLOG

727 27 5
                                    

Krew. Wszędzie było pełno krwi. Jej widok nigdy nie był dla mnie czymś obcym. Często brudziła podłogi w korytarzach podziemia. Za to w pokojach przesłuchań była czymś zupełnie normalnym. Ta jednak była czymś innym. Dawała mi poczucie spokoju.


Stałam oparta o ścianę w niewielkim słabo oświetlonym pomieszczeniu, będąc świadkiem, jak mój ojciec katuje niegdyś blisko mi mężczyznę. Patrzyłam na szkarłatną ciecz, zalewającą każdy odkryty kawałek jego skóry. Łańcuchy, do których był przykuty, sprawiały, że był zdany na łaskę kogoś, kto nie znał słowa litość. Mój ojciec złapał ledwo przytomnego agenta za twarz i przystawił mu pistolet do czoła. Był dzisiaj wyjątkowo miły. Mężczyzna patrzył na niego mętnym wzrokiem, niemal błagając go o śmierć. Miał już dość. Wolał zginąć niż dalej przeżywać, trwające tutaj od kilku godzin piekło. Rozległ się strzał. Kula wypaliła dziurę w męskiej czaszce, przeszła na wylot, a śrut odbił się od ściany za nim.


– Pozbądźcie się tego syfu – rozkazał lodowatym tonem – Spalcie jego ciało.


Spojrzałam kątem oka na brata siedzącego na krześle obok mnie. Ręce krzyżował na torsie, a nogi założył jedna na drugą. Między wargami miał szluga, który lekko dymił. Jego też nie ruszał ten widok. Oboje mogliśmy traktować to przedstawienie jak kołysankę do snu. Wróciłam wzrokiem do ciała mężczyzny. Agent federalnych, który próbował mnie uwieść, nie zakładał, że jestem tak oddana rodzinie. Teraz patrzyłam, jak zdejmują jego zwłoki z łańcuchów.


Alexander był martwy. Mężczyzna, dla którego byłam gotowa podpalić cały świat, okazał się zwykłą kanalią i kretem. Nie było mi go żal.


– Nic nie powiesz, Sage? – zapytał Darius, a ja czułam na sobie jego wzrok.


Wyciągnęłam papierosa spomiędzy jego warg i włożyłam sobie do ust. Zaciągnąłem się używką, od razu czując, jak dym przyjemnie drażni moje płuca. Wypuściliśmy go powoli, a następnie oddałam bratu fajkę.


– Nie mam wam nic więcej do powiedzenia – odpowiedziałam chłodno, patrząc jak ludzie mojego ojca, pozbywają się krwi z podłogi.


– Naruszyłaś nasze zaufanie. Naraziłaś wszystkich na niebezpieczeństwo! – odparował mój brat, natychmiast się unosząc.


Zignorował jego oskarżenia. Potarłam obolałe nadgarstki, na których nadal były sine ślady po łańcuchach. Przed rozpoczęciem przesłuchania Alexandera, rozmawiano ze mną. Wszystko odbyło się niemal w identyczny sposób, z drobną różnicą. Ja żyłam, a federalne ścierwo nie. Ta sama sztuka tylko z innym finałem.


Ojciec patrzył na nas twardym spojrzeniem. Skinął głową na drzwi za sobą.


– Zakończcie te tandetną dyskusję – rzucił i opuścił pokój przesłuchań.


Odbiłam się od ściany, a Darius wstał z krzesła, oboje ruszyliśmy za nim. Odgłosy naszych ciężkich butów, mieszał się z jękami i krzykami ludzi przesłuchanych w innych pomieszczeniach. Za ojcem wyszliśmy z podziemia i przeszliśmy na mieszkalne skrzydło rezydencji. Usiadłam na kanapie, rozkładając się wygodnie, zajmując jednocześnie jak najwięcej miejsca. Nie zamierzałam się ugiąć nawet pod butem ojca.


On i Darius zajęli miejsca naprzeciwko mnie, a lokaj przyniósł nam szklaneczki do połowy wypełnione rumem. Wzięłam szkło w palce, lekko mieszając zawartością, nim upiłam łyk bursztynowego napoju.


– Skurwysyny chcą wojny, to będą ją mieć – oznajmiłam.


Nie miałam nic na sumieniu. Alexander nie zdołał przesłać do swojego dowództwa nawet słowa, więc byłam całkowicie spokojna. Darius mógł uważać, co tylko chciał. Nie obchodziło mnie to. Byłam lojalna i tylko to się liczyło.


– Przestań pierdolić – przerwał mi Darius wściekłym głosem – Żadnej wojny, Sage. Powinniśmy cię odstrzelić od razu za zdradę i wrócić do biznesu – syknął.


– Nie wyciekły żadne informacje – przypomniałam mu, biorąc kolejny łyk alkoholu.


Między nami zapadła brutalna cisza. Chłód przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Obserwowałam, jak ojciec patrzy najpierw na Dariusa, a później na mnie. W jego spojrzeniu coś się zmieniło w kilka sekund.


– Zdecydowałem, że Darius zostanie moim następcą – oznajmił, patrząc mi w oczy.


Moje mięśnie spięły się do granic możliwości na jego słowa. Gorzki smak porażki cisnął mi się do przełyku, ale nie zmierzyłam go przełknąć.


– Mądra decyzja, ojcze – skwitował chłopak, patrząc na mnie z kpiną i zwycięskim uśmieszkiem na ustach.


– Ostateczna? – zapytałam, odkładając literatkę z alkoholem i krzyżując ramiona na piersi.


Mężczyzna patrzył na mnie chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. W jego oczach dostrzegłam słaby błysk. To była moja szansa. Wyjął z wewnętrznej kieszeni swojej eleganckiej marynarki czarną kopertę, aby następnie mi ją podać. Była zapieczętowana złotym stemplem z symbolem naszej organizacji - wroną wśród cierniowego drzewa. Uniosłam podejrzliwe brew, ale wzięłam ją i otworzyłam.


W środku znajdowała się kartka. Rozłożyłam ją, dostrzegając, że jest to kartka z zaleceniem. Na zdjęciu był widoczny dobrze zbudowany brunet z błękitnymi oczami. Pod nim widniał podpis. Denver Southwell, syn Andrewa Southwella, dowódcy Delta Force. Zacisnęłam mocniej szczękę. Kolejne fenderlane ścierwo. Mogli go przysłać zamiast Alexandera. Byłby dwie pieczenie ma jednym ogniu. Znów spojrzałam na ojca. Jego kąciki ust były lekko uniesione.


– Zabij go, a zmienię zdanie. Darius nie był w stanie go zabić. Jeśli jesteś godna bycia moim następcą, zrobisz to bez problemu – powiedział – Oto twoja przepustka do władzy, Sage.


Patrzyłam na niego, a moja twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Mężczyzna wstał i wyciągnął do mnie dłoń. Również wstałam, by następnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego uścisnąć jego rękę.


– Zabije go i każdego, kto stanie mi na drodze do władzy – oznajmiłam – Bez żadnych wyjątków.

Cyrograf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz