Czarna Postać

28 2 0
                                    

Wyrzuciłam z siebie wszystko.
Poczułam się lżejsza.

Chłopak stał nieruchomo.
Wpatrywał się w podłogę pustym wzrokiem.
Lecz po chwili się odezwał:
-Ja...chyba... nie potrafię tego przetrawić. Mam tyle pytań...

Po tym zdaniu oboje milczeliśmy.

Czarnowłosy analizował namiętnie całą tę historię.

-Nie mówiłaś, że masz problem z narkotykami...- powiedział.
Prawdę mówiąc nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć.
Czułam się jakbym stanęła w drzwiach do pustego pomieszczenia i nie potrafiła ani wejść ani wyjść.
Jakby słowa, które planowałam wypowiedzieć stanęły w gardle uciskając je i nie mogąc ani wrócić ani wyjść.
Tak samo jak moje życie. Nie potrafiłam ani go zakończyć ani przedłużyć.
-One... pomagały mi zapomnieć.- odezwałam się po chwili namysłu.
-Zapomnieć... o czym?
-O wszystkim.

Tu na chwilę nasz dialog ucichł.

-Dlaczego miałaś atak paniki?
-Rodric mnie znalazł.
-Ten z opowieści?- zapytał po chwili namysłu.
Skinęłam zgodnie głową.
-Dlaczego się go tak boisz?
-...Mam z nim złe wspomnienia. Nie chce ich roztrząsać.
Między nami zapanowała cisza.
Choć nie była ona niezręczna.
Dzięki niej dało się odczuć poczucie bliskości naszych myśli. Było to wręcz namacalne.
Po dłuższym namyśle postanowiłam sprostować jedną dość ważną w tej chwili kwestię.

-Zapisałam się na odwyk. Właściwe uczęszczam tam już dwa tygodnie. Odmówiłam zamknięcia, ponieważ jeszcze bardziej by mnie zniechęcało takie leczenie. Postanowiłam, że na siłę do niczego nie dojdę. Spotykam się z psychologiem,  z którym staram się zrozumieć swój problem. Do tego co dwa dni chodzę do kliniki by zrobić testy na obecność narkotyków. Nie brałam nic od półtora tygodnia.

Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego mu to postanowiłam sprostować.
Może dlatego, że  przygniotł mnie ból w jego oczach? Albo zawiedzenie malujące się na jego i tak już bladej twarzy.
Nie potrafiłam wytłumaczyć sobie co mną wtedy kierowało.
Dlaczego zwierzyłam się człowiekowi, którego w swoim pamiętniku zapisywałam na czarnej stronie?
Zawsze byłam bardzo ufna.
Nie ważne ile razy ktoś by wsadził mi nóż w plecy... ja i tak go wyciągnęłam spomiędzy innych blizn i podawałam osobie, która go tam wsadziła.

Może dlatego że byłam podobna do swojego taty, który był nad wyraz dobrym, ciepłym oraz wrażliwym człowiekiem.

,,-Pierdolony Jackson Davids! Jesteś do niego cholernie podobna!''

Słowa wykrzyczane z nienawiścią  przez mojego ojczyma rozbrzmiewały w mojej głowie.

Jedyne zdanie wypowiedziane przez niego, z którym jestem w stanie się zgodzić.

Spojrzałam na czarnowłosego, który z podłogi przeniósł wzrok na mnie.
Jego zielono-szaro-czarne tęczówki wypalały dziurę w moim wnętrzu.
Niepewnie odwzajemniłam spojrzenie, dokładnie badając każdy centymetr oczu czarnowłosego próbując wyczytać z nich jakąkolwiek emocje świadczącą o jego odczuciach.

Na szczęście moje poszukiwania odpowiedzi w jego oczach się zakończyły, ponieważ postanowił odpowiedzieć.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Potrzebowałam chwili by zebrać słowa i skleić z nich odpowiednie zdanie.
-Myślałam... Myślałam, że sobie poradzę. Uciekłam w to nie myśląc o konsekwencjach. Miałam nadzieję, iż pomoże mi to zapomnieć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak łatwo będzie mi wpaść w nałóg po raz kolejny.

Chłopak przysunął się do mnie i objął mnie swoimi ciężkimi wytatuowanymi ramionami.
Zrobił to w taki sposób, że poczułam jakby chciał uchronić mnie przed każdym złem tego podłego świata. A ja poczułam, że jestem czysta.

***

31.10.2019...

Przez ostatnie miesiące... mało się działo.
Dalej uczęszczałam na odwyk, co pozwoliło mi odstawić narkotyki.
Zapisałam się też do psychologa.
Z głębszych badań wynikło, że choruje na schizofrenię... Nie byłam z tym zgodna, ponieważ uważałam to z zwykłe kłamstwa by pobierać pieniądze z pacjenta. Wykryto u mnie również nie jakie stany depresyjne, co jest już warte śmiechu lecz nie podważałam tego. Chodziłam do ok psychologa dla własnej świadomości, że próbowałam coś zmienić w swoim życiu.

Przez te wszystkie wydarzenia bardzo pogorszył mi się kontakt z moim rodzeństwem.
Tłumaczyłam sobie, że przecież są jeszcze zbyt młodzi by widzieć przez co przechodzę i nie chciałam ich tym obarczać.
Lecz to tylko głupie gadanie, bo tak czy siak zżerały mnie wyrzuty sumienia, z powodu zwykłego ,,pozbycia'' się ich.

Nie mówiłam nikomu o chorobach u mnie wykrytych, o odwyku czy terapii.

Jedynie Martìnez wiedział o terapii, na którą sam mnie zaciągnął.

Jebany szczyl za bardzo się poczuwa.

Nie miałam pojęcia kiedy ja i Dante przybliżyliśmy się do siebie na tyle by wyżalać się ze swoich problemów.
A raczej to ja się żaliłam, bo on milczał jak grób.

Tego dnia jest organizowana impreza halloweenowa, na którą nie idę.

Jestem po prostu nudziarą, ale też mi się nie chce.
Wszyscy moi znajomi na nią idą więc jakby nie patrzeć ja też powinnam.

,,-Ty nie jesteś wszyscy i nie masz na imię każdy.''

Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie ponownie rozbijając kruchą tamę przed wspomnieniami z dzieciństwa a raczej traumami z tego okresu.

Pierdolony Thomas Warner.

Z gonitwą myśli w głowie położyłam się spać.
Prawda jest taka, że ta terapia nic nie pomagała.
Ciemna postać dalej nawiedzała mnie tak samo jak i małą Silver za dawnych czasów.
Terapeucie wmawiałam, że wszystko jest dobrze. Chociaż nie było.
Chciałam jedynie by się ode mnie odczepił.
Nie miał pojęcia jak bardzo bolało mnie rozdrapywanie blizn, z których tak czy siak przez całe moje życie sączyła się czarna, zatruta krew.

Obracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć.
Lecz gdy moja głowa odnalazła miejsce spoczynku i zaprzestała walki z samą sobą pozwoliła mi zasnąć.

Chociaż sen nie był błogi. On był pełny koszmarów.

Gdy przebudziłam się zlana potem, trzęsącymi się rękoma chwyciłam telefon, który przeważnie pomagał mi wtopić myśli w Internet.
Przeglądałam relacje na Instagramie.
Aż w końcu natrafiłam na jedną dotyczącą imprezy halloweenowej.
Każdy na niej świetnie się bawił. W tle dostrzegłam jak Martìnez nalewa innym alkohol prosto z butelki do ust.
Zaśmiałam się na ten widok.
Lecz gdy podniosłam wzrok znad ekranu dostrzegłam tą samą postać.
Czarną, wysoką i równie przerażającą co kiedyś.

Jednak teraz ten widok zabolał mnie bardziej.

Trzymała dwie małe dziewczynki.
Jedna była martwa. Z drugiej, duszonej, już ulatywało życie.

Byłam sparaliżowana.
Starałam się  wytłumaczyć sobie, że przecież to tylko wymysł mojej wyobraźni.
Lecz nie potrafiłam.
Zaczęłam się dusić.

Gdy chwilowy paraliż ustąpił, moje nogi same wybiegły z mieszkania chwytając po drodze telefon.
***
HEJKA. Kochani... z bólem serca... muszę ogłosić... że to już koniec książki. Niedługo wpadnie Epilog. ALE ALE! No przecież was tak nie zostawię będzie jeszcze druga część dylogii We. Więc nie opuszczać mnie. Kończę też pracę nad playlista więc wyczekujecie.
Buźki.
Tt:book_in_hoodie

Siła GrozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz