Stare dzieje.

45 3 0
                                    

***
09.05.2016r.
Po kolejnej kłótni z ojcem wybiegłam z domu.
Miałam to w zwyczaju. To pomagało bardziej niż maść na przypalenia. To pomagało na ból psychiczny.
Znalazłam się w parku. Usiadłam na pobliskiej ławce. Nikogo nie było, była około dwudziesta druga. Byłam tylko ja i wojna między moimi myślami.
Wyciągnęłam paczkę Marlboro i zapaliłam jednego.
Dobrze wiem, że się truje. Mam tylko szesnaście lat. Ale tylko to pomagało mi zapomnieć. Odbierało ten ból.
Wyrzuciłam niedopałka i wyciągnęłam woreczek z białym proszkiem z kieszeni.
Kokainę.
Ale robiłam to sporadycznie.
Wolałam coś wciągnąć niż zrobić sobie krzywdę, której tak nienawidziałam.
Gdy wciągnęłam, zauważyłam, że przez park Idze chłopak. Autentycznie wyglądał jak kryminalista.
Każda na moim miejscu rzuciła by się do ucieczki. Ale mi już było wszystko jedno. Nie odczuwałam żadnego bodźca. Mój organizm się wyłączył. Naelektryzowane wtedy gdy chłopak się do mnie dosiadł. Nie uciekłam. Zostałam.
-Co tu robisz o tak późnej porze?- zapytał.
Już wiem kto to. To był chłopak z mojego liceum. Nowy. Jeszcze go nie poznałam. Ale już zdążył wrobić sobie opinię u wszyskich. Mimo, iż był u nas dopiero dwa dni wysłał do szpitala trójkę nastolatków. On był nabuzowanym chłopcem.
-Patrzę na gwiazdy i zastanawiam się jak to by było być nimi.
Czy ja właśnie to powiedziałam?
Muszę przestać brać.
-Brałaś coś?
-Ojejku ojczulek z zakonu żelaznych matek się odezwał. A weź spierdalaj skąd przyszedłeś.
Zawsze po kokainie byłam pewna siebie. Tylko później o tej pewności zapominałam i stawałam się bezbronna.
Chłopak wstał i podszedł do mnie. Nie wiedziałam co się dzieje. On jedynie przycisnął swoje pełne malinowe wargi do moich i odszedł. Poczułam spokój.
Chociaż następnego dnia trafiłam na odwyk.
Jebany konfident.
Straciłam pół roku życia.
***
Teraz mimo, iż jestem zła na tego idiote, bo jakby nie patrzeć nie znając mnie zniszczył mi życie. To jakaś cząstką byłam mu wdzięczna. Zrozumiałam, że narkotyki to najgorsze zło, do którego uciekałam.
Ale honor nie pozwala przyznać mi racji.
-Wiesz co? Ja dobrze wiem jak to było być uzależnionym. Już nie jestem. Ale trudno mi było samemu sobie z tym poradzić. Dlatego nie chciałem byś ty też przez to przechodziła.
-Ty nawet nie wiesz co mi zgotowałeś. Nie znasz mnie. Mojej historii. I tak zmieszałeś moje życie z błotem.
Mogłam się ugryźć w język.
-Dlaczego ćpałaś?
-A co cię to kurwa obchodzi!?- zapytałam z wyrzutem.
Obiecałam sobie, że całą przeszłość zostawię w
tyle. Nigdy do niej nie wrócę.
Ona mnie niszczyła. Powodowała, że byłam słaba. A przecież nie mogłam.
Nie byłam słaba dla niej.
Mojej ukochanej starszej siostrzyczki.
-Nie wracajmy do przeszłości.- odparł.
-Dlaczego zaciągnąłeś mnie do tego lasu?
-Bo tak.
Jakie dorosłe.
Miałam mu za złe wszystko.
-Bawisz się mną a nawet mnie nie znasz.
-Kto ci powiedział, że cię nie znam?
-No to chyba logiczne skoro js cię nie znam ty chyba mnie też nie.
-To daj mi się poznać.
I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Z jednej strony nienawidziałam tego człowieka a z drugiej byłam mu wdzięczna. Bo gdyby nie on to już dawno pewnie bym się zaćpała.
-Powiedzieć ci coś o sobie?
Chłopak skinął głową.
-Wiesz, że gdybym nie była teraz pijana bym nawet z tobą nie siedziała a co dopiero gadała.
Zaśmiałam się.
Bardzo śmieszne.
-Miło mi.- zironizował.
-A ja cię tak nienawidzę.
-Miło mi to słyszeć. Wracajmy już bo się przeziębisz.
Zamurowało mnie. Co go obchodziło to, że się przeziębię?
Ale tak czy siak wróciliśmy do środka.
Dołączyłam do swoich znajomych.
-Co to za hociak z którym byłaś na dworze? Zajęty?- zapytała Adele.
-On?-wskazałam głową na chłopaka- Totalny dupek ale mogę cię zanim spiknąć.
-Naprawdę to dla mnie zrobisz?
Ja jestem jakaś jebnięta by pchać te biedną dziewczynę na minę? Może.
-Będziemy grać w butelkę zaprosisz go?
Tak jeszcze mu czerwony dywan rozłożę. A, zapomniałam jeszcze o płatkach czerwonych róż.
-Jasne, jasne.
-A co na kolejną ofiarę upatrzyłaś sobie tego wysokiego typa?- wtrąciła Katie.
-On mi się w sumie nie podoba ale warto zagadać.
-Ta. Chujaj las a nie nas.
Poszłyśmy po drinki i chłopaków a następnie usadowiliśmy się na podłodze w jakimś osobnym pomieszczeniu.
-Avy, idź po tego chłopaka.
Poszłam.
Zmierzałam w kierunku dwóch chłopaków jednym z nich był Dante a drugi chuj wie.
-Mam sprawę.- odezwał się do czarnowłosego.
-A coś ty taka miła?
-Dzień dobroci dla zwierząt. - powiedziałam na co blondyn stojący obok się zaśmiał.- Chcecie zagrać z nami w butelkę?
-Czyżby słynna Avy Warner miała dwubiegunowość? Dopiero mnie nienawidziłaś.
-Zamknij się i słuchaj. Muszę przyznać z ciężkim sercem ale spodobałeś się mojej...- tu się zawiesiłam. Bo tak właściwie kim my wszyscy dla siebie byliśmy? Chuj raz się żyje- przyjaciółce.
-Mój ziomo to ja?
-Spierdalaj, chciałbyś. Przyszłam cię tam zaprosić a raczej zaciągnąć. I jakby co ty mnie nie znasz ja ciebie też.
-Brzmi groźnie.
-Jak ją zranisz to cię poćwiartuje.
-A raczysz mi chociaż powiedzieć która to koleżanka?
-Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz.
Nie chciało mi się dłużej przeprowadzać tej konwersacji więc odeszłam do znajomych.
Oni przyszli z drinkami w rękach i się dosiedli.
-O widzę, że pojawili się nowi koledzy.-Powiedział Noah, przez co oberwało mu się piorunującym spojrzeniem Adele.
Gra przebiegała w miarę sprawnie kilkukrotnie wylosowałam się ja ale nie było jakiś trudnych zadań ani pytań. Kilka razy posprzeczałam się z przyjaciółmi ale to może dlatego, że byliśmy lekko podpici.
Jonathan zakręcił butelką.
Wypadło na Dante.
Wybrał wyzwanie.
-Opisz szczerze, w dwóch słowach osobę siedzącą na przeciwko.- wyczytał z telefonu blondyn.
Dlaczego ja?
-Jebnięcie z kopnięciem.
Tego wieczoru butelka nauczyła się latać. A za ofiarę wybrała tego osła, cóż za chichot losu.
Ale jeszcze tego samego wieczoru wydarzyło się coś czego nigdy nie zapomnę.
******
HEJKA rozdział myślę że git dużo się tu dowiedzieliście. Niedługo wleci kolejny a ja zapraszam was na mojego tkitoka
Tt: ksiazka_w_bluzie

Siła GrozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz