Elias ~Spotkanie światła i ciemności~

8 1 0
                                    


Pustka. Czy można ją odczuwaj nie wiedząc o tym? Czy można być martwym w środku nie zdając sobie z tego sprawy? Żyłem. Tego byłem pewien jak niczego na świecie. Zapytany, czy jesteś szczęśliwy – bez wahania i chwili zastanowienia rzuciłbym oczywiście, że tak. Niczego mi nie brakuje. I tak też było. Niczego mi nie brakowało.

Miałem wspaniały dom, cudownych rodziców, przyjaciół za którymi wskoczyłbym w ogień, dobre stopnie w szkole. Czułem się kochany i zauważony, ważny. Miałem plan na przyszłość i wszystko było poukładane. Wierzyłem w to. Ba! Byłem tego pewien. Jakże okrutnie się myliłem...

– Elias kochanie, jesteś gotowy – pyta mama krzątająca się po kuchni, w prawej dłoni trzyma termos z kawą, w lewej nadgryzionego rogalika i kluczyki od mieszkania. – Jestem spóźniona – mamrocze pod nosem, rozglądając się za niewiadomą mi rzeczą.

– Ja tak – uśmiecham się do niej z czułością – ale może tobie pomóc?

– Dziś jest trudny dzień – stwierdza i wyciąga z portfela pieniądze – kup sobie śniadanie proszę, nie mogę znaleźć worków na kanapki – ubolewa z miną pełną wyrzutów sumienia.

– Mamo w tym roku mam osiemnaście lat, jestem w ostatniej klasie, a ty martwisz się śniadaniem dla mnie – śmieje się z rozgardiaszu w jej głowie i nadopiekuńczości.

Mama jest psychiatrą a ojciec neurochirurgiem i razem prowadzą prywatną klinikę dla osób z chorobami neurodegeneracyjnymi. Do prawie dziesiątego roku życia, mama porzuciła karierę i zajmowała się mną w domu. Bardzo długo starali się o to, żeby mieć dziecko. Gdy w końcu się udało, oboje podjęli decyzję, że pierwsze lata mojego życia są priorytetowe i nie chcą tego zaprzepaścić na poczet kariery. Mimo, że mama pracuje już prawie siedem lat, to wciąż są dni takie jak dziś, gdzie wyrzuty sumienia zalewają ją na wskroś.

– Wiem, wiem. Ale martwię się, bo jutro masz to ważne spotkanie na uczelni a ja nie mogę cię zawieźć – wyjaśnia swoje roztargnienie – tak bardzo chciałam z tobą pojechać.

Bierze wszystkie rzeczy, otwiera drzwi i wychodzimy z domu.

– Poradzę sobie, już kupiłem bilet na pociąg. I muszę dojechać tylko do Charleston, później odbiera mnie Molly, pamiętasz? – podchodzę do niej i ze spokojem spoglądam jej w oczy, żeby ją uspokoić – Wszystko mam zaplanowane, a gdy skończę zadzwonię.

– Koniecznie! – ujmuje moją twarz w dłoń i przez chwilę się mi przygląda – Jestem z ciebie taka dumna.

– Spóźnimy się! – przypominam jej, przewracając oczami.

– Tak, tak masz rację – otwiera auto. Torebkę wrzuca na tylnie siedzenie, a sama siada w fotelu kierowcy, gryząc w między czasie rogalika.

– Tata wraca dziś? – pytam ciekawy, zapinając pas.

– Tak, na szczęście – wzdycha i rusza przed siebie – myślałam, że przez tydzień ogarnę rolę prezesa, matki, ojca, sprzątaczki, kucharki... – zaczyna wymieniać z goryczą w głosie – jednak się myliłam. Nie ogarniam. Jestem wspaniałą matką i psychiatrą, ale tylko wówczas, gdy mam pomoc.

– Ej pomagałem ci trochę – udaję oburzonego, gdy podjeżdżamy pod moją szkołę.

– Oczywiście, że tak. Nie zapomnij kupić sobie śniadania – krzyczy w moją stronę, gdy wysiadam z auta – kocham cię! – słyszę przez uchylone okno samochodu, wchodząc na szkolne schody.

LumiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz