Perspektywa Melanii Martinelli
Mówiono, jak i wielu ludzi wierzyło, że dostajemy od świata to, co jesteśmy w stanie udźwignąć. Wielu wierzy, że to wszystko z czym w życiu codziennym się mierzymy zostało podsunięte przez bóstwo lub bóstwa. Że to wszystko było zasługą Boga, który dla mnie przestał istnieć już dawno. Inni zaś wierzyli, że to zasługa przeznaczenie, a jeszcze inni, że to los.
Nie potrafię wyobrazić sobie tego kim byłam w poprzednim wcieleniu ani czym zasłużyłam sobie na takiego pecha. Życie nigdy nie było względem mnie łaskawe. Jeśli pojawiło się na mojej drodze jedno niepowodzenie, kolejne czyhało tuż za rogiem, czekając na mój kolejny upadek. Wszystko potem szło jak domino i nikt nie był w stanie tego powstrzymać. Nawet ja sama. Mogłam jedynie patrzeć jak moje życie zamienia się w piekło nawet nie wchodząc do podziemia.
Tej nocy księżyc blazował z mocą większą niż zazwyczaj. Gwiazdy świeciły intensywniej, a cisza była zbyt cicha nawet jak na to, że znajdowaliśmy się w San Matteo. Reflektory samochodu Wood nie oświetlały już drogi. Zatrzymałam pojazd tuż przed wjazdem na ogromną posesję mojego ojca. Mrok otaczał każdą żywą duszę już na wstępie wejścia na teren posesji Richarda Martinellego.
Chwytając klamkę wewnętrzną SUV’a poczułam wątpliwości co do tego wszystkiego choć serce podpowiadało mi bym wymierzyła sprawiedliwość, której nikt inny nie byłby w stanie wymierzyć. Przymknęłam oczy unosząc przy tym głowę do góry. Z siłą wbiłam się w skórzane obicie fotele, a ręka którą wcześniej trzymałam klamkę, spoczywała teraz na moim udzie. Wzięłam głęboki wdech, a potem następny chcąc uspokoić swoje myśli. Przyjemna wcześniej dla uchca cisza, teraz zaczęłam mi ciążyć.
Zdawałam sobie sprawę, że bardziej gotowa nie będę. Nie miałam nawet gotowego planu, dlatego ciężko było mi wytłumaczyć decyzję, którą podjęłam. Właśnie teraz stałam pod drzwiami willi, która zniszczyła mnie już dawno, a mimo to zawsze do niej wracałam. Czy to była nowość? Oczywiście, że nie. Od kiedy tylko pamiętam wracałam do tego co mnie zniszczyło. Chociaż, czy to nie tak, że każdy z nas tak robił?
Może była to kontrowersyjna myśl, na pewno taka była, jednak to nie zmieniało faktu iż uważałam, że człowiek zawsze wracał do tego co go najbardziej niszczyło. Każdy z nas mówił, że do jednej rzeki nie wchodzi się dwa razy, ale czy to nie było właśnie tak, że zawsze istniała rzeka, dla której bylibyśmy w stanie utonąć? Oddać własne życie, ostatni oddech, serce, czy duszę. Uciekaliśmy od tego co nas psuło choć ostateczne chociaż nawet raz do tego wracaliśmy pomimo tego, że mieliśmy wybór by zostać przy opcji, która była naszym uzdrowieniem. Rezygnowaliśmy z tego co było dobre na rzecz tego, co było destruktywne.
Łapaliśmy się we własne sieci, własne pułapki, które sami sobie postawiliśmy na drodze. Szukaliśmy szczęścia w nieszczęściu, dobra w źle. Pragnęliśmy znaleźć promyk słońca w pochmurny, deszczowy dzień, kwiatka pośród śnieżnej, mroźnej zimy, czy delikatnego uniesienia kącików warg na pogrzebie gdzie niósł się płacz. Ludzie szukali szczęścia w swojej niekoniecznie dobrej przeszłości, w złych etapach swojego życia. Niektórzy szukali go w zepsutych ludziach, a jeszcze inni w rzeczach materialnych.
Choć człowiek był uważany przez naukowców za istotę rozumną i inteligentną to nie zawsze ludzie potrafili to udowodnić. Ja byłam jedną z tych osób, które nie potrafiły w pewnych momentach swojego życia tego udowodnić i byłam tego świadoma. Byłam też żałosna wracając do tego, co było destruktywne z czego również zdawałam sobie sprawę. Najgorszym było to, że nie potrafiłam się od tego odciągnąć.
CZYTASZ
Addictive | I Część Trylogii "Varnish" Difenditi
RomanceOn był mrokiem, a mrok był nim. O Melanii Anastazji Martinelli można było powiedzieć wiele, jednak w żadnym ze schematów nie zostały by uwzględnione słowa takie jak spokój, czy cisza. Prawie siedemnastoletnia dziewczyna mieszkająca w małym m...