|13|

360 16 22
                                    

Stałem oparty o umywalkę z przechyloną głową w dół.

Obok mnie stał Tiziano trzymając nawilżony zimną wodą ręcznik na moim czole.

Wpatrywałem się w umywalkę i kapiące z mojego nosa krople krwi, które brudziły białą porcelane.
Wszystko było takie drogie...

"Pierwsza osoba, która mnie zakupi, zostanie zabita z moich rąk..."

Te słowa przeleciały mi przez myśl.

Zdobycie zaufania to podstawowa rzecz do otrzymania komfortu w towarzystwie bliskiej osoby.
Będę z nim mieszkać...

Naglę znowu podłożono mi chusteczkę pod nos.

Opierałem się dłońmi o umywalkę.
Krew przestała kapać przez chusteczkę.

Po tym cyrku, który zrobiłem przed chwilą... Mężczyzna musi patrzeć na mnie teraz krzywo.

- Przepraszam - powiedziałem cicho.

Zaufanie.
Zdobądź tą swobodę, Milo.

- Nie musisz przepraszać - odparł spokojnie przecierając mi nos. - To normalne, że się wystraszyłeś - zdjął ręcznik z mojego czoła, a chusteczkę wyrzucił do kosza.

On nie jest normalny.
Udaję...
Musi udawać.

- Przecież ciebie zwyzywałem.

- Zdarza się - przyznał, wychodząc z łazienki. - Pójdę zrobić ci obiad, a później jadę wyjątkowo do pracy. Przyjdź do kuchni jeśli będziesz chciał.

Zrobi mi obiad?

Patrzyłem na niego krzywo dopóki nie zniknął za framugą drzwi.

- Dupek... - mruknąłem i spojrzałem w lustro.

Moje włosy z przodu były mokre od ręcznika.

Musi ode mnie przecież coś chcieć... Ale dlaczego mi nie rozkaże? Nie powie od razu..?

Nie chce relacji Pana i niewolnika... Śmieszne...

Żartował czy nie... Nie wiem.

Nowy dom, nowe życie.

Y-ym!
To nie wchodzi w grę.
Życie nie jest kolorowe.

A na pewno moje nie będzie, dopóki nie spełnię swojej obietnicy.

Roztrzepałem swoje włosy i poprawiłem za duże spodenki dresowe, które zsuwały się z mojej tali na biodra.
Miałem do tego jeszcze czarną, szerszą koszulkę. Jak mogłem się domyślić była Tiziano.

Wyszedłem z łazienki i wyzwaniem było znalezienie kuchni.

- Chyba tutaj korytarzem prosto... - szeptałem pod nosem.

Naglę zza rogu wyszedł mężczyzna.

W szoku cofnąłem się do tyłu lekko podskakując.

Spojrzałem na mężczyznę i był to ochroniarz, któremu uciekłem.

O kurczaczki...

- Haha... - zaśmiałem się nerwowo pocierając dłonią kark. - To pan... - uśmiechnąłem się lekko. - Nasz wspaniały pan ochroniarz..!

- Skończ - powiedział stanowczo. - Szukałem cię całą noc jak zwiałeś.

Mój uśmiech osłabł.

- Tsa... - mruknąłem. - Yym...

- Czego szukasz? - zapytał zmieniając temat.

- Kuchni...

- Och, już się mnie tak nie bój - powiedział i machnął ręką bym za nim poszedł. - Przeszło minęło. Jestem zobowiązany cię pilnować - mówił swobodnie.

- Serio? - mruknąłem niezadowolony. - Nie potrzebuję niańki, a po drugie co ty się taki gadatliwy zrobiłeś?

Mężczyzna fuknął coś pod nosem.

- A co?

- Nic.. nic.. Tak zapytałem.

- Dobra, jeśli mam już spędzać przy tobie większość czasu, to ci powiem. Poznałem dziewczynę.

- Naprawdę?! - uśmiechnęłem się szeroko idąc za nim.

Już dawno z nikim tak swobodnie nie rozmawiałem. Tym bardziej z osobą, która mnie nie poniżała.

- Cicho! - obrócił się w moją stronę. - Nie krzycz tak - westchnął wywracając oczami i szedł dalej.

- Okej, okej! Znaczy! Dobra..! - powiedziałem wreszcie ciszej.

- O Chryste...

- Ej, no co? I jak? Jaka jest? - podbiegłem do niego.

Złapałem za jego ramię i szedłem przy nim wtulając się w nie.

- W samochodzie zachowywałeś się inaczej - skomentował nie odpychając mnie. - Przynajmniej nie jak dziecko, a teraz...

- Już nie marudź i opowiadaj!

- Co ma opowiedzieć? - usłyszałem głos Tiziano przed nami.

Nawet nie zauważyłem, kiedy weszliśmy do kuchni.

Brunet miał na sobie fartuch kuchenny, który właśnie ściągnął.

- A nic... - mruknąłem, odrywając się od ochroniarza.

Tiziano posłał mi jedynie lekki uśmiech i przymknął oczy.

- Zrobiłem pieczeń z kurczaka w sosie. Do tego macie ziemniaki - powiedział i minął nas w wejściu do kuchni - Wybaczcie, ale muszę już jechać do kancelerii - zniknął w korytarzu.

Spojrzałem na ochroniarza.

- I ty masz tak codziennie obiad?

- No ba - powiedział podchodząc do kuchenki - Nawet kolację jeśli szef się nie spieszy.

- Wow... - mruknąłem.

Może faktycznie nie będzie tu tak źle?
Chwila,
Stop.

Kupił mnie jako pierwszy i jako pierwszy zginie.

Cena nie gra roli, KochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz