Stałem oparty o umywalkę z przechyloną głową w dół.
Obok mnie stał Tiziano trzymając nawilżony zimną wodą ręcznik na moim czole.
Wpatrywałem się w umywalkę i kapiące z mojego nosa krople krwi, które brudziły białą porcelane.
Wszystko było takie drogie..."Pierwsza osoba, która mnie zakupi, zostanie zabita z moich rąk..."
Te słowa przeleciały mi przez myśl.
Zdobycie zaufania to podstawowa rzecz do otrzymania komfortu w towarzystwie bliskiej osoby.
Będę z nim mieszkać...Naglę znowu podłożono mi chusteczkę pod nos.
Opierałem się dłońmi o umywalkę.
Krew przestała kapać przez chusteczkę.Po tym cyrku, który zrobiłem przed chwilą... Mężczyzna musi patrzeć na mnie teraz krzywo.
- Przepraszam - powiedziałem cicho.
Zaufanie.
Zdobądź tą swobodę, Milo.- Nie musisz przepraszać - odparł spokojnie przecierając mi nos. - To normalne, że się wystraszyłeś - zdjął ręcznik z mojego czoła, a chusteczkę wyrzucił do kosza.
On nie jest normalny.
Udaję...
Musi udawać.- Przecież ciebie zwyzywałem.
- Zdarza się - przyznał, wychodząc z łazienki. - Pójdę zrobić ci obiad, a później jadę wyjątkowo do pracy. Przyjdź do kuchni jeśli będziesz chciał.
Zrobi mi obiad?
Patrzyłem na niego krzywo dopóki nie zniknął za framugą drzwi.
- Dupek... - mruknąłem i spojrzałem w lustro.
Moje włosy z przodu były mokre od ręcznika.
Musi ode mnie przecież coś chcieć... Ale dlaczego mi nie rozkaże? Nie powie od razu..?
Nie chce relacji Pana i niewolnika... Śmieszne...
Żartował czy nie... Nie wiem.
Nowy dom, nowe życie.
Y-ym!
To nie wchodzi w grę.
Życie nie jest kolorowe.A na pewno moje nie będzie, dopóki nie spełnię swojej obietnicy.
Roztrzepałem swoje włosy i poprawiłem za duże spodenki dresowe, które zsuwały się z mojej tali na biodra.
Miałem do tego jeszcze czarną, szerszą koszulkę. Jak mogłem się domyślić była Tiziano.Wyszedłem z łazienki i wyzwaniem było znalezienie kuchni.
- Chyba tutaj korytarzem prosto... - szeptałem pod nosem.
Naglę zza rogu wyszedł mężczyzna.
W szoku cofnąłem się do tyłu lekko podskakując.
Spojrzałem na mężczyznę i był to ochroniarz, któremu uciekłem.
O kurczaczki...
- Haha... - zaśmiałem się nerwowo pocierając dłonią kark. - To pan... - uśmiechnąłem się lekko. - Nasz wspaniały pan ochroniarz..!
- Skończ - powiedział stanowczo. - Szukałem cię całą noc jak zwiałeś.
Mój uśmiech osłabł.
- Tsa... - mruknąłem. - Yym...
- Czego szukasz? - zapytał zmieniając temat.
- Kuchni...
- Och, już się mnie tak nie bój - powiedział i machnął ręką bym za nim poszedł. - Przeszło minęło. Jestem zobowiązany cię pilnować - mówił swobodnie.
- Serio? - mruknąłem niezadowolony. - Nie potrzebuję niańki, a po drugie co ty się taki gadatliwy zrobiłeś?
Mężczyzna fuknął coś pod nosem.
- A co?
- Nic.. nic.. Tak zapytałem.
- Dobra, jeśli mam już spędzać przy tobie większość czasu, to ci powiem. Poznałem dziewczynę.
- Naprawdę?! - uśmiechnęłem się szeroko idąc za nim.
Już dawno z nikim tak swobodnie nie rozmawiałem. Tym bardziej z osobą, która mnie nie poniżała.
- Cicho! - obrócił się w moją stronę. - Nie krzycz tak - westchnął wywracając oczami i szedł dalej.
- Okej, okej! Znaczy! Dobra..! - powiedziałem wreszcie ciszej.
- O Chryste...
- Ej, no co? I jak? Jaka jest? - podbiegłem do niego.
Złapałem za jego ramię i szedłem przy nim wtulając się w nie.
- W samochodzie zachowywałeś się inaczej - skomentował nie odpychając mnie. - Przynajmniej nie jak dziecko, a teraz...
- Już nie marudź i opowiadaj!
- Co ma opowiedzieć? - usłyszałem głos Tiziano przed nami.
Nawet nie zauważyłem, kiedy weszliśmy do kuchni.
Brunet miał na sobie fartuch kuchenny, który właśnie ściągnął.
- A nic... - mruknąłem, odrywając się od ochroniarza.
Tiziano posłał mi jedynie lekki uśmiech i przymknął oczy.
- Zrobiłem pieczeń z kurczaka w sosie. Do tego macie ziemniaki - powiedział i minął nas w wejściu do kuchni - Wybaczcie, ale muszę już jechać do kancelerii - zniknął w korytarzu.
Spojrzałem na ochroniarza.
- I ty masz tak codziennie obiad?
- No ba - powiedział podchodząc do kuchenki - Nawet kolację jeśli szef się nie spieszy.
- Wow... - mruknąłem.
Może faktycznie nie będzie tu tak źle?
Chwila,
Stop.Kupił mnie jako pierwszy i jako pierwszy zginie.
CZYTASZ
Cena nie gra roli, Kochanie
Romance"- Boisz się mnie? - szepnął, a mnie przeszedł dreszcz. Może z zimna, a może ze strachu. Nie mam pojęcia. - Nie bój się... - kontynuował." Słodki i niewinny, a jednak pod wyglądem aniołka, krył się istny diabeł. A może jednak zranione dziecko? Anie...