Rozdział 4- owoce

18 6 0
                                    

Gdy wszystko wszytskim wyjaśniłam zabraliśmy się do przygotowywania śniadania.
- Misako ty z Rose pójdźcie pozbierać jagody lub borówki i maliny- Yoko zwróciła się do mnie, po czym odwróciła się w stronę chłopaków-  A wy idźcie do naszej wioski i wydobądźcie z niej co się da. Ja poszukam dla nas jakiegoś strumyka, żebyśmy mieli co pić- gdy wszystkim Yoko już wytłumaczyła co mają robić poszła w głąb lasu.
- Łatwo jej mówić "idźcie do naszej wioski"- mrukną Archer- chciałem zauważyć, że wczoraj uciekaliśmy przed wilkami i kompletnie nie wiem gdzie jesteśmy- schował ręce w kieszenie spodni
- Wejdźcie na drzewo- zaproponowałam- z tamtąd na pewno zauważycie wioskę- Charis wstał i zaczą szukać najwyższego drzewa.
- To ja już was zostawię- powiedziałam po czym złapałam Rose za rękę i ruszyłam do lasu.
                                    ***
Szłyśmy od jakiejś pół godziny i nie znalezłyśmy ŻADNEJ borówki, jagody czy maliny. Rosa pociągneła mnie za ubranie.
- J-jak uuciekałam p-pprzed wilkami to widziałam p-polanę mmalin- szepneła
- Pamiętasz drogę? - dziewczynka kiwneła głową i ruszyła przed siebie. Trochę dziwne z jaką pewnością idzie przez ten las. Ma jednak 7 lat, żadko zdarza się żeby dziecko pamiętało drogę, w dodatku w lesie. A dodatek drugi jednak uciekała... Jejku co ja wygaduje, przecież widziałam ją wczoraj płaczą w lesie. Walnełam się w czoło, ukrdakiem patrząc czy Rosa tego nie widziała. Po 10 minutach drogi znalazłyśmy się na polanie pełnej owoców, nie tylko jagód lub borówek, były też wiśnie, jabłka, agrest a obok płyną strumyk.
- Wow- szepnełam, siedmiolatka uśmiechneła się.
- Zbieramy? - zapytała niepewnie.
- Najpierw musimy mieć coś do czego to włożymy... - zamyśliłam się
- Może to? - wskazała palcem na coś za mną, odwróciłam się. Leżały tam... koszyki... Wcześniej ich tam nie było... Spojrzałam podejrzliwie na Rose, ale ona jedynie uśmiechneła się niewinnie i pobiegła po kosze. Popatrzyłam chwile na dziewczynkę jak taszczy za sobą rzeczy do zbierania, podbiegłam jej pomóc. Koszy były naprawdę ciężkie.
Gdy wszystkie kosze były wypełnione po brzegi owocami, zaczełam myśleć jak to wszystko zaniesiemy do naszego pseudo obozowiska(nasza baza została zniszczona gdy wilki nas zaatakowały).
Nagle mnie olśniło.
- Rosa, musimy znaleść coś co zastąpi nam linę- powiedziałam
- Po co? - zapytała
- Musimy związać wszystkie kosze, jedno za drugim, i dotaszczyć je do naszego "domu"- zrobiłam cudzysłów palcami. Dziewczynka kiwneła tylko głową i pobiegła do lasu. Po chwili wróciła z gałązkami brzozy, że też sama na to nie wpadłam, klepnełam się w czoło.
- Może być?- podłożyła mi pod sam nos gałązki. Uśmiechnełam się.
- Jak najbardziej- wyjełam jej z rąk pędy i zaczełam związywać kosze, po chwili Rosa zaczeła mi pomagać. Gdy wszytsko było gotowe, zaczełyśmy ciągnąć kosze do naszego "obozowiska".
                     ~40 minut później~
Przed moimi oczami pojawiło się ognisko, jeszcze tylko kilka kroków powtarzałam sobie w myślach, ręce i nogi mi opadały z sił. Archer chyba usłyszał, że idziemy bo do nas podbiegł i pomógł z dotaszczeniem do ogniska. Charis i Yoko przyszli po chwili.
- Ale dużo jedzenia!!! - wykrzykneli chórem
- No wiem- uśmiechnełam się- Rosa BARDZO mi pomogła, w zasadzie to ona znalazła polanę z tym wszystkim.
- No to mamy dziś ucztę- Charis poklepał się po brzuchu
- O nie, nie, nie- Yoko pokiwała przecząco głową- nie możemy teraz wszystkiego zjeść, bo na jutro nie starczy, musimy oszczędzać- Charis jęknął
- Nie wiem jak wy ale ja zaraz umrę z głodu, wyjełam wiśnię z jednego kosza i zaczełam ją jeść, po chwili wyplułam pestkę. Archer, Charis, Rosa i Yoko dołączyli się do mnie po chwili. Holly popatrzyła na mnie smutnie.
- Jesteś głodna. - szepnełam
- Wolf- szczekneła. Wziełam jabłko i jej podałam psinka powąchała, po czym ugryzła, po chwili po jabłku nie było nawet ogryzka, Holly popatrzyła na mnie wyczekująco. Zaśmiałam się, mam psa roślinorzerca.

W końcu opublikowałam rozdział! ❤

Na krańcu świataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz