Z tamtego poranka pamiętam niewiele. Wiem tylko, że jechałam z mamą na mistrzostwa i zabrakło nam paliwa. Potem już tylko krzyki, pisk opon i ratowników. Chociaż? Był tam ktoś jeszcze. Dziewczyna... powiedziała mi, że muszę dać radę po czym zniknęła.
— Doktorze? Co z nią?
— Jest stabilna. To cud, że w ogóle żyje. Wdała się sepsa, ma połamane żebra i wstrząs mózgu ale wyjdzie z tego. Najgorsze już za nami. Teraz czeka nas już tylko poprawa.
Przez te wszystkie miesiące, które tu przeleżałam słyszałam i czułam ich obecność. Cały czas przy mnie byli.
Bardzo chciałam otworzyć oczy ale nie potrafiłam. „Mogłam zrobić coś inaczej". Czułam się bezsilna. „Wszystkich zawiodłam... znowu". Wiem, że nie mogłam już zmienić przeszłości ale te myśli nie dawały mi spokoju. Na szczęście mamie nic się nie stało.
Plusem mojej śpiączki było to, że nie czułam żadnych emocji, ani bólu. Byłam przez chwilę sama ze sobą, mogłam odpocząć od szkoły, treningów, nauki i natłoku tych wszystkich zdarzeń. To jak bardzo długi sen po okropnie ciężkim tygodniu. Czułam jak przyjemnie moje ciało tonęło w szpitalnym łóżku.
Przestali podawać mi już leki podtrzymujące stan śpiączki farmakologicznej. Dalej byłam nieprzytomna ale już na własnym oddechu. Moje żebra prawie się zrosły a antybiotyki zaczęły działać, więc respirator - urządzenie podtrzymujące funkcje życiowe wydawało się być już zbędne. Mimo wszystko miałam podawany tlen przez wąsy tlenowe. Wiecie, to ta morska rurka prowadzona do nosa przeznaczona do podawania tlenu o małym przepływie.
Powoli zaczęłam się wybudzać. Świat wirował dookoła a ja mimo tak długiego „snu" nie miałam dość siły by podnieść choć jedną powiekę. Gdy mi się to udało ujrzałam pielęgniarkę. Miała piękne piegi, jasno rude włosy, w pięknym odcieniu, upięte w niską kitkę związaną w luźny warkocz. Pięknie się uśmiecha.
— Doktorze. — Głos salowej był bardzo uspakajający.
Do sali wbiegła mama i mój lekarz prowadzący. Wszystko wydawało się magiczne. W wielkim snopie światła, do którego moje oczy jeszcze się przyzwyczajały, wyglądali jak anioły. Cały czas ze mną byli, gdy wszystko było w porządku i w tedy jak moje parametry krytycznie się pogarszały.
Oho, zaczyna się...
— Anastazja? Słyszysz mnie? — Biały fartuch bardzo mu pasował — Jeśli nie możesz odpowiedzieć to mrugnij dwa razy.
— Dzień doby, tak, słyszę Pana.
— Świetnie, czy możesz podnieść rękę? Okej, doskonale. Wygląda na to, że wszystko jest w porządku.
Wysoki mężczyzna razem z mamą oddalili się w stronę korytarza i zniknęli za szklanymi drzwiami.
Coś jednak było nie tak. Wszystkie moje próby poruszenia nogami zakończyły się klęską. Nerwowo zaczęłam się kręcić a po moich policzkach spłynęła łza. Nie dość, że nie pojechałam na zawody to jeszcze mogłam wylądować na wózku? „ Nigdy nie wrócę na salę". Rękoma podniosłam jedną nogę i postawiłam ją na ziemi, to samo zrobiłam z drugą. Próbowałam wstać. Upadłam. Nie dałam rady dłużej powstrzymywać łez.
Do sali wbiegła pielęgniarka, która w trakcie gdy doktor sprawdzał moją świadomość, wyszła uzupełnić leki.
— Hej, wszystko w porządku? Już ci pomagam — Podbiegła do mnie. — Wszystko będzie dobrze.
CZYTASZ
Droga do sukcesu
AbenteuerKsiążka jest o tematyce trudnej. Opisuje ona przeżycia wewnętrzne Anastazji (Locki) po ciężkiej chorobie, jej powrót do pełnej sprawności. W między czasie dziewczyna zmienia szkołę. Czy będzie jej tam dobrze? Co przyniosą nowe znajomości? Czy zdoła...