ROZDZIAŁ 5

8 3 0
                                    



Po imprezowy kac dał się we znaki gdy stałam na niedzielnej mszy. Musiałam się napić żeby nie myśleć o Harrym, czy Shelbym. Przez co obecnie głowa bolała mnie niemiłosiernie. Stałam obok Cheryl, z którą nawzajem dawałyśmy sobie małego kuksańca w bok.

Nasza mała dzielnica była typowo rodzinna i katolicka.

Gdy wróciliśmy do domu, od razu zabraliśmy torbę pełną napojów i jedzenia udając się do Gilbertów. To oni w tą niedziele organizowali obiad w swoim ogrodzie, dla przyjaciół. Czyli rodzin naszej paczki. Nasi rodzice zawsze ze sobą trzymali i przeniosło się to na nas. Mój ojciec od razu zaczął witać się z Matthewem – tatą Maxa, oraz Georgią- jego mamą, a także Nelsonami, którzy już byli. Podeszłam do siedzącego na krześle Chase'a. Wyglądał jak siedem nieszczęść.

- Nie chciało się do kościoła wstać, co? – zapytałam retorycznie siadając na krześle obok.

- Nie mów do mnie- odrzekł ledwo, przecierając twarz.

- Kiedy ty się tak upiłeś?

Na pewno do momentu w którym ja byłam trzeźwa on także, ale potem musiał pić z dziesięć gdy ja jedno.

- Mały alkoholik – wtrącił się Max.

- Mówi seksoholik – prychnął Nelson nalewając sobie wody.

- Nie – zaprzeczył młody Gilbert.

- Nie? – zapytałam, na co chłopak przewrócił oczami.

W prawdzie może Max był babiarzem, ale nie uprawiały stosunku z każdą laską po kolei. Jeśli kiedykolwiek go uprawiał. Nie no to na pewno, ale dobra nieważne. O czym ja myślałam?

Po chwili doszła Cheryl z tatą i macochą. Zaraz za nimi Josie – mama Adison wraz z dziećmi i Elizabeth- mama Kayi z jej rodzeństwem. Na końcu doszła rodzina Faris- Charliego, oraz Jeremmy Sanderson z synami. A no i zapomniałabym o ciotce Clarze i wujku Martinie z Kevinem i Finnem. I byliśmy w komplecie. No powiedźmy. Brakowało tylko mojej mamy. Jednak już od dawna nie było tu po niej dziury.

Usiedliśmy paczką przy basenie. Rodzina Gilbert była bogatsza nawet od mojej. Więc byli totalnymi królami tej dzielnicy, jak nie w topce San Francisco.

- Widać, że dobrze wychowany – skomentował mój ojciec gdy Max doniósł zimnego piwa.

- Starałem się jak mogłem – zaśmiał się Matthew.

- Impreza się kręci – radosne gwary przerwał dobrze znany nam głos i wszyscy spojrzeliśmy na wchodzącą grupę ludzi. Byli to nasi studenci a także narzeczeństwo. Jacob- brat Maxa oraz Sandra- siostra Charliego.

- O Boże, co za niespodzianka – ucieszyła się Lauren Farris. Ona i jej mąż mieli fioła na punkcie edukacji swoich dzieci i w studia Sandry wkładali tysiące. Tyle samo szykowali dla Charliego, który zrobił sobie mały gap year, ale od października miał ruszyć za siostrą. Ta rodzina także była dziana.

- Mam ci dać przepis na pierogi ? – pytała Veronica, gdy już w naprawdę całym gronie świętowaliśmy niedzielę. Całym... – No to jak umiecie jajko ugotować to już jest dobrze.

- My sobie radzimy świetnie – zapewniała Sandra.

- Sandra piecze najlepsze ciasta, naprawdę jest w tym świetna – chwaliła się jej matka.

Dla odmiany postanowiłam przysłuchać się męskiemu towarzystwu. Zazwyczaj po ploteczkach z ciotkami lubiłam pośmiać się z podpitych wujków.

- Wiecie gdzie kaczka ma kuper? – po pytaniu taty Maxa, stwierdziłam, że to chyba nie był za dobry pomysł. – To słuchajcie jaki ostatnio widziałem filmik.

The neighbourhoods - enemies Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz