Spojrzałam gwałtownie na drogę słysząc klakson samochodu. Fakt, troszkę najechało mi się na linię, ale w mig się wyprostowałam. Znów kontem oka zerknęłam na ładującą się stronę. Stukałam palcami nerwowo po kierownicy.
Wracałam właśnie z pracy. Tym razem zabezpieczaliśmy mecz. Nie byłam fanką sportu, więc nie rozumiałam dlaczego tak wiele ludzi przyszło oglądać piłkę. Dla mnie ważne było, że sporo płacili. No i było co robić, bo to w końcu piłkarzyki. Tu go to boli, tu tamto. Ale przez to nie mogłam sprawdzić czy dostałam się do Collegu. Dlatego teraz, prowadząc chcąc jak najszybciej dostać się do domu i wbić na plaże do reszty, logowałam się na swoje konto.
Wjechałam Sunset Outer kierując się uliczkami w moją część dzielnicy. Dopiero gdy zaparkowałam przed domem system się załadował.
- Dostałam się!- wykrzyczałam wychodząc z samochodu. – Tak!
Pobiegłam jak poparzona do domu dziadków i weszłam bez pukania.
- Matko jedyna, co się dzieje?- w korytarzu od razu pojawiła się babcia Merry. Od razu zauważyłam, że farbowała włosy. I o matko.
- Wow- zamurowało mnie.
- Podoba się? – babcia poprawiła swoje nowe wiśniowe włosy. To był tak słodki kolor, że mógł wpaść w czerwony. Do tego miała na sobie ten swój ulubiony, różowy dresik.
- Świruska – w drzwiach od piwnicy pojawił się dziadek Will. On za to jak zwykle pielęgnował swojego siwego wąsika. – Na starość to babom odbija już po całości.
- Mi też odbije? – nie wiem kiedy między nami pojawiła się Lea.
- Tak- odpowiedział jej wprost dziadek.
- To dobrze. Niech Delilah też odbije – stwierdziła dziewczynka.
- No, ale dziecko, co ty tam chciałaś? – powróciła babcia, więc przypomniałam sobie cel moich krzyków i poruszenia.
- Dostałam się na ratownictwo – pochwaliłam się.
Dziadkowie także się uciszyli i z tej okazji zjedliśmy brownie, które upiekła babcia. Była w tym wyśmienita.
- Może Lea jeszcze u was zostać? Tata wróci niedługo, a ja…
- Może, jasne, leć się baw- przerwała mi babka. – Anabella dziś do mnie przychodzi wieczorem, ale do tej pory Will Junior wróci więc luz.
Pokręciłam głową ze śmiechem. Już się bałam co wyjdzie z tego ich wieczorku.
Wróciłam do domu i szybko przebrałam się w luźne, dresowe spodenki pod którymi miałam strój kąpielowy. Przemyłam lekko twarz z potu, bo skwar był okropny i ruszyłam na plażę.
Była już dziewiętnasta więc cała paczka czekała tylko na mnie. Ci, którzy także pracowali mieli stałe godziny, no a ja to jak wyszło.
Spojrzałam na telefon i odczytywałam wiadomości w drodze.
Kylie: Jutro spotkanko Beach Party. Nie przyjmuje odmowy.
Elena: Spoko, będę.
Kylie: @Delilah Beyonce. Zapraszamy na 3 p.m.
Wtedy w mojej głowie pojawił się pewien pomysł.
Delilah; Jasne, do zobaczenia
Gdy tylko dotarłam na plażę, obwieściłam swój plan Sunny District. Zgodzili się od razu. Potem przy zimnym piwie i niebie pełnym gwiazd śmialiśmy się z całego świata obiecując sobie, że nasza przyjaźń nigdy nie może zginąć.
***
- No patrz jaką masz matkę. Za kogo ja się ożeniłem.
- No przyznaj staruchu w końcu. że ci się podoba.
Słyszałam dogryzania dziadków, którzy siedzieli na naszym tarasie w towarzystwie taty, gdy ja malowałam się w swoim pokoju. Okno miałam prawie nad nimi, więc podsłuchiwałam.
Tata, gdy zobaczył fryzurę swojej mamy nie mógł wyjść z podziwu. Serio. On zawsze podziwiał Merry, nieważne co zrobiła. A za głupoty chyba najbardziej. W związku dziadków zdecydowanie tą opanowana osobą był William, a w związku moich rodziców Lauren. W moim związku na pewno nie będę to ja. Bo raczej większego błazna od siebie to już nie znajdę.
Pomalowałam usta błyszczykiem i ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze. Kręcone włosy pozostawiłam rozpuszczone. Oko podkreśliłam maskarą i lekką kreską, do tego nałożyłam jeszcze róż i rozświetlasz. Na sobie miałam jeansowe spodenki i top bez ramiączek.
Wyszłam z domu i pożegnałam się z rodziną.
- Ja poprowadzę- rozkazał Chase wchodząc na mój podjazd.
- Chyba cię pogięło. Chce jeszcze trochę pożyć. – wyśmiałam go i wsiadłam za kierownicę.
- Ja jeżdżę lepiej.
Wyśmiałam go po raz kolejny. Po drodze zwinęłam jeszcze Kevina oraz Cheryl.
- Cześć słońce – przywitał Nelson dziewczynę.
- Hejka- widziałam w lusterku jej rumieniec. Aż się uśmiechnęłam pod nosem.
- A ty z czego się tak chichrasz? – do mnie za to zwrócił się ostro.
- Słodcy jesteście- wyszczerzyłam się znów spoglądając na przyjaciółkę w lusterku.
- Błazenada. Nie ma to jak być wolnym strzelcem- skomentował Kevin Daniells.
- Tyle że ty nie masz cela, więc raczej ta rola ci nie wychodzi – dogryzł mu Nelson. I tak zaczęło się ich przekomarzanie. Żałowałam że nie wywaliłam chłopaka do tyłu. Koniecznie musiałam pogadać z O’Brien.
Gdy dojechałam na miejsce idealnie zaparkowałam obok parku . Charliego z resztą jeszcze nie było, ale to nie miało znaczenia. Do piętnastej jeszcze było trochę czasu.
Ja udałam się w miejsce gdzie zawsze siadałam z dziewczynami, natomiast moja paczka w nasze, skąd mieli dobry widok na scenę która się rozegra.
Uwielbiałam szczerość. Nawet najgorszą, ale by wyznawać sobie prawdę. Kochałam wiedzieć. I to chciałam przekazać dziś Kylie. Oczywiście moja dzielnica była mi do tego potrzebna, bo nie zamierzałam siedzieć z nimi sam na sam, albo sama. Nie miałam pojęcia jak potoczy się akcja, bo działałam bez konkretnego planu, ale wiedziałam ze raczej miło to się z moim temperamentem nie skończy. Choć naprawdę starałam się go szkolić. Nauczyłam się już ignorować przykrości mamy, która swoją srogą na szczęście jeszcze nie zadzwoniła w sprawie wyników.
Usiadłam na leżaku czekając na koleżanki. Najpierw przyszła Elena, którą szczerze radośnie powitałam. Nie chciałam być dla niej niemiła, bo Murphy była zawsze w porządku. Dlatego już wcześniej ja o wszystkim uprzedziłam.
- Brat Kylie romansował sobie z Lexy, która zdradzała Charliego. A do tego Kylie jest z Harrym. Jakby okej, może być, tylko nie lubię kłamstw. A ona tym nas faszerowała w ostatnim czasie.
- Rozumiem. Tylko proszę nie zróbcie wielkiej dramy. Nie chcę żeby nasza przyjaźń się rozpadła.
- Ty się o to nie martw. Po prostu uważałam że tamta dwójka odwala. – wytłumaczyłam dziewczynie.
- Szczerze, wydaje mi się że Aurelia nie wróci. Przecież ona teraz się na pewno wbije w te wszystkie elity. Ona przecież mimo wszystko zawsze pragnęła atencji.
To był pierwszy raz gdy tak szczerze pogadałyśmy. Zawsze trzymałyśmy się kurczowo zapewnienia, ze byłyśmy czwórką. Jednak ja dobrze wiedziałam, ze w prawdzie dzieliliśmy się na dwójki, bo Aureli i Kylie miały swoje humorki. Śmieszna sprawa. Po prostu chciałam zakończyć niepotrzebne relacje. Iść w dalszy etap życia z poukładanymi relacjami z ludźmi.
- Tak, zgadzam się. Kylie nie jest zła i nie chce się z nią pokłócić na śmierć i życie. Tylko wyjaśnić te kwestie.
Zamilkłam widząc zbliżającą się Holt. W idealnie prostych włosach, mocnym makijażu i drogich ubraniach. Zrobiły się laleczki.
Uśmiechnęłam się sztucznie i w moim spojrzeniu już można było zauważyć że coś jest nie tak. Kylie więc usiadła obok nas z dziwną miną. Spojrzałam w stronę Sunny District gdzie wszyscy się już zebrali. To lecimy.
- Co jest? – zapytała w końcu Holt.
- Ty mi powiedz – odparłam patrząc prosto w jej oczy. Dziewczyna za to przeskakiwała wzrokiem między mną, a Eleną, która milczała czekając na rozwój sytuacji.
- Nie wiem, co mnie ominęło- zgrywała głupią.
- Może zacznijmy od tego, czy wiedziałaś o Ethanie i Lexy? – na moje pytanie Kylie zastygła. Dzięki za odpowiedź.
- To nie moja wina- wzbraniała się.
- Rozumiem, ale mogłaś mi powiedzieć. Po co Charlie miałby to ciągnąć. I w ogóle czemu sama Lexy to ciągła?
- Nie mam pojęcia. Ale nie chciałam się wtrącać – dziewczyna była trochę wystraszona.
- Uważasz, że dobrze zrobili? Bo wiele razy nagadywałaś na Rylie, że jest dziwką. Każdy dowiedział się tego od ciebie. Może więc ja teraz mam rozpowiadać że twój brat także jest dziwką ?
- Hipokryzja – mruknęła cicho Elena popierając mnie.
Ale tak było. Holt pierwsza wysłuchiwała nowych plotek, by potem je roznosić. A gdy doszło do skandalu z jej rodziną milczała i kombinowała.
- Ale to nie wszystko – wznowiłam – Miałyśmy być także wielkimi przyjaciółkami, a tu stek kłamstw – westchnęłam specjalnie. A w oczach Kylie widziałam, że wiedziała już o co mi chodzi. – Może więc przedstawisz nam swojego chłopaka, który nie jest żadnym z chłopaków za którymi rzekomo latałaś.
- Po co ci miałam mówić, żebyś truła mi nad głową jaki to on jest okropny i ze go nie lubisz. Żebyś mi go odradzała!?- wybuchła brunetka.
- Oczywiście że bym ci nic nie narzucała, bo to twoje wybory. Jednak dążę do tego, że zatajałaś przed nami prawdę, sama się jej domagając. Chcę ci to zaznaczyć swój punkt widzenia.- wytłumaczyłam spokojnie.
Denerwowało mnie jaka się z niej zrobiła damulka. I z Aurelii. Niczym moja matka.
- Mówisz mi, ze jestem fałszywa, a sama nikogo nie widzisz poza tymi swoimi ziomkami ze wspaniałej Sunny District – wskazała moją paczkę, którą dostrzegła. – Wspaniałe dzieciaki, a naprawdę jesteście siebie warci. Uważacie się za najlepszych na świecie, a sami robicie innym koło dupy.
- Tak. Nie będę hipokrytką i nie zaprzeczę, ze także nie wszystkich lubimy- bawiło mnie to, jakiego wyrafinowanego języka używałam. Jednak nie chciałam wyjść na skończonego chama. – Ale swoim zawsze pomagam i trzymam ich stronę. Nie wszyscy za tobą przepadali z mojej paczki, ale szanowali cię bo ja cię lubię i zależało mi na waszych dobrych stosunkach.
- Ta, dziękuję że wspaniała Sunset Outer mnie lubi – prychnęła. – mam was w dupie. W zasadzie zawsze mnie wkurwiałaś, ale chciałam się zbliżyć do Harrego. Ale to się nie opłacało bo nie macie ze sobą dobrych relacji, ale mimo wszystko się z tobą trzymałam bo myślałam że jesteś spoko. Ale prawda jest taka, ze masz się za królową Ameryki.
Gadała totalnie bez sensu zaślepiona złością, którą zapewne zasadził w niej O’Connor.
- Kylie uspokój się, zastanów się co mówisz- do gry wkroczyła Murphy.
- Ty tez trzymasz jej stronę? Przecież wiesz że cię zostawi dla swoich. Potrzebowała tylko koleżanki do ławki. – wycedziła Holt
- Mówisz tak, bo jest ci źle że Aurelia wyjechała i nie masz z kim chlać i łazić po klubach.- powiedziałam jej.
- Jakoś nigdy do nas nie zadzwoniłyście czy idziemy z wami, więc nie dziw się, że trzymałyśmy się bliżej siebie. I Delilah zawsze miała czas gdy do niej zadzwoniłam. Zawsze mi pomagała. Wy tylko chciałyście kasy i sławy. Nie zauważałyście niczego, co się ze mną działo. A Del tak!- renegocjowała się Elena.
Zamilkłyśmy. Kylie ewidentnie nie wiedziała o co chodzi. A ja sobie przypomniałam. Na życzenie przyjaciółki zapomniałam o tych zdarzeniach i żyłyśmy jakby nigdy nic. Elena przez wakacje między drugą a trzecią klasą zachorowała na raka macicy. Nastolatka, która słyszy że nie będzie mogła mieć w przyszłości dzieci. Miała operację podczas której usunięto jej macicę. Zwierzała mi się, ze nie ma okresu i boi się o swoje zdrowie. W końcu namówiłam ją by przemogła się iść do ginekologa. Całe wakacje w szpitalu. Ale one nie wiedziały. Elena wstydziła się o tym mówić. Lecz gdyby choć raz zadzwoniły dowiedziały by się.
Widziałam ból w jej oczach. Ból, który ostatni raz czuła, gdy namawiałam ją by powiedziała o tym swojemu chłopakowi, którego poznała pół roku po operacji i naprawdę była z nim szczęśliwa. Uważałam ze Caden na pewno to zrozumie. Ale Elena zakończyła temat raz na zawsze.
- Czyli mam się wszystkiego dopatrywać? Przyjaciółką mówi się co się dzieje, a nie jak męczennica oczekuje atencji- wyszeptała Kylie ozięble i odwróciła się odchodząc.
Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że Holt ochłonie i zrozumie o co chodzi. Jednak krytyka łatwo do niej nie przychodziła.
- Musimy dać jej czas – wytłumaczyłam Elenie uśmiechając się lekko.
- Wiesz, chyba takie coś było nam potrzebne. – stwierdziła- Idę do Cadena, musze mu w końcu powiedzieć.
I to powiedziawszy także odeszła. Westchnęłam głęboko. Odprowadziłam dziewczyny wzrokiem i prawie się udławiłam widząc Dark District. Właśnie wchodzili na teren parku.
- Delilah!- zagrzmiał Harry. Spojrzałam na niego spokojna, podczas gdy on emanował złością. Wyrażała to jego mina jak i postawa ciała. A za nim stało jego stado.
- Co tam? – rzuciłam bez wyrazu.
- Jesteś skończoną idiotką, jeśli darłaś się na Kylie, za to ze że mną jest.
- Co- wytrzeszczyłam oczy na jego słowa- Tak i powiedziała? Ja nic do niej nie mam o to, chciałam tylko żeby była ze mną szczera.
- Spokojnie kolego – nagle obok nas wyrosła moja dzielnica. A na jej czele Charlie.
- Nie wtrącaj się- burknął na niego mój kuzyn.
- Nie mam ochoty się z tobą kłócić. Nie krytykowałam jej, więc zjeżdżaj – machnęłam na niego ręką i odwróciłam się.
Ruszyłam w kierunku naszego miejsca próbując ochłonąć. Nie lubiłam dram, ale byłam tez osobą, która nie umiała siedzieć cicho gdy coś mnie zdenerwowało. Ogólnie byłam pełna sprzeczności.
Usłyszałam jeszcze ciche wyzwiska z ust Rorego ale nawet nie odwróciłam się gdy Chase wraz z Maxem zaczęli na nie odpowiadać. Stanęłam na ławce, by usiąść na stoliku i opierając łokcie o kolana, oparłam na dłoniach głowę i spojrzałam w stronę wykłócających się dzielnic.
I w tamtym momencie chyba pierwszy raz pomyślałam o tym, ze fajnie byłoby się pogodzić i mieć ze sobą dobre relacje. Nienawidziłam kłótni. Choć potrafiłam krzyczeć i upierać się przy swoim, to gdy już było po naprawdę chciałam cofnąć czas. Miałam wyrzuty sumienia, ze relacje międzyludzkie tak wyglądały. Ale może czasem trzeba było dużej kłótni i kilka słów za dużo, by coś się zmieniło.
Westchnęłam i przejeżdżając wzrokiem po parku dostrzegłam budkę z lodami i napojami. Ale moją uwagę głównie skradło lane piwo. Tego potrzebowałam. Udałam się więc w tamta stronę.
- Nie wiesz co mówisz, chyba za bardzo sobie pozwalasz- rzucił Simon do Charliego.
- Przesadzasz, jak ogrodnik- parsknęłam słysząc słowa Chase’a, co skupiło uwagę kłócących się.
- Dobre- przyznałam.
- No macie się za jakiś mafiosów – wzruszył ramionami Nelson.
Pokręciłam głową opadając z sił. Zamówiłam piwo i stanęłam z nim tak, by mieć widok na moją kochaną dzielnicę. Chyba nie zamierzali jeszcze kończyć przepychanek.
- Niezłe dymy.
Przymknęłam oczy modląc się by słuch mnie mylił.
- Mnie też tak nie lubisz?
Spojrzałam na Shelbiego, który stał obok mnie patrząc przed siebie.
- Bardziej – odpowiedziałam.
- Jakoś nie odczułem. Wprost mogę rzec, że chyba stajemy się dobrymi znajomymi. – usłyszałam w jego głosie ironię.
- W takim razie masz zaburzone czucie.
Upiłam łyk chcąc wrócić uwagą do kłótni, jednak obecność chłopaka mi na to nie pozwalała. Czułam że na mnie patrzył.
- Jakaś konkretna przyczyna twojego przylepienia się do mnie?- zapytałam w końcu.
- Jakaś może jest, a może po prostu mi się spodobałaś?
Odwróciłam głowę w jego stronę, a nasze spojrzenia zderzyły się ze sobą. W jego niebieskich tęczówkach jak zwykle była niebezpieczna iskierka.
Postanowiłam jednak nie komentować jego słów, bo oto moim uszom dały słyszeć się pierwsze dźwięki „This is what you came from „ . Chciałam dać się ponieść Rihannie by odciąć się od dzisiejszego dnia.
- No proszę…- zaczął chłopak ale zgasiłam go podniesieniem ręki.
- Cicho, bo Rihanna leci, nie bezcześć tego swoim głosem.
- Masz na nazwisko Beyonce, a jesteś fanką Rihanny- parsknął Thomas.
Taka już byłam. Pełna sprzeczności.
- Do niezobaczenia – rzuciłam do niego odchodząc bo i moja dzielnica zaczęła się zbierać.
Ale tak naprawdę, chciałam jeszcze go zobaczyć. W końcu był definicją tego, co zawsze mnie przyciągało. Zagadki i zabawy.
CZYTASZ
The neighbourhoods - enemies
Teen FictionCHWILOWO PISANIE TEGO ZAWIESZONE ⚠️⚠️⚠️ I WEZ TA PRACE ODSTAW ZAPALMY PAPIEROSKA NIECH BUTELKA NIE MA KONCA ZE MNA BEDZIE ZACHOD SLONCA I CALIFORNIA .... ⬇️ Delilah Beyonce jest szaloną nastolatką z San Francisco. Życie jej i jej przyjaciół kręci...