V

11 4 3
                                    

Aż do pierwszego września ćwiczyliśmy podstawy z bycia człowiekiem. Po tej dacie zaczęło się już na poważnie. Dostaliśmy fałszywe dokumenty i fałszywe tożsamości.

Z początkiem roku szkolnego Alkira wysłała nas do szkół. Tak, mówię poważnie. Chodziłem do ludzkiego liceum.

Każde z nas uczęszczało do innej placówki w Perłowej Przystani. Chociaż Alkira pokazała nam wcześniej wspomniany korytarz, dzięki któremu mogliśmy się dostać bezpiecznie na wybrzeże miasta, na lekcje zwykle płynęliśmy promem. Wielu mieszkańców Archipelagu musi codziennie kursować pomiędzy wyspami, aby dostać się do pracy lub szkoły. Zdarzają się bowiem wysepki i miejscowości tak malutkie, że nie ma tam nic poza kilkoma wiejskimi gospodarstwami. Promy przybijające codziennie o określonych porach z przystani do przystani są więc równie powszechnym środkiem komunikacji, co wszędzie indziej metra, tramwaje czy autobusy.

Wyspa Łowców też jest mała i to na tyle, że w całości przynależy do syren, czyli oficjalnie do swojej opiekunki i strażniczki, Alkiry. Syreny kiedyś go kupiły i akt własności przechodzi z Przewodniczki na Przewodniczkę już od trzystu cykli. Z punktu widzenia plemienia jest jednak dobrem wspólnym, aczkolwiek tylko Zrodzeni mają jakikolwiek powód, by na nią przypływać.

Perłowa Przystań mieści się na sąsiedniej, znacznie większej wyspie. Prom płynie tam z Wyspy Łowców przez jakieś dwadzieścia minut. Moja szkoła mieściła się niedaleko przystani, ale Iluka i Oloye musieli przesiąść się do metra, by trafić na swoje zajęcia.

Alkiry nie interesowały nasze oceny, o ile nie były na tyle niskie, że groziły powtarzaniem roku lub wydaleniem z placówki. Na szczęście syreny to plastyczne istoty, również pod względem umysłowym. Zachowujemy podwyższoną zdolność uczenia się aż do wae'akami, więc długo chłoniemy wiedzę niczym gąbki. Z tego powodu dość łatwo przychodziło nam nadążanie za innymi uczniami, jeśli chodzi o postępy w nauce (nieskromnie dodam, że szybko zacząłem wyprzedzać swoich kolegów). Mój mózg doświadczał zalewu dopaminy, gdy tylko dowiadywałem się czegoś nowego, co skłaniało mnie do pilnego uczestniczenia w lekcjach. Nawet gdy musiałem to przypłacić niewygodą wielogodzinnego, nieruchomego siedzenia w suchym pomieszczeniu. Syreny to żywe, ruchliwe stworzenia, które nie znoszą zbytniego ograniczania jeśli chodzi o przestrzeń i możliwość ruchu, a zatem powódź dopaminy w mojej głowie musiała mieć wielkość tsunami, które zniszczyło Ezotramię. A gdy okazało się, że mogę zadać nauczycielowi jakiekolwiek pytanie i ten naprawdę starał się odpowiedzieć, moja radość sięgała zenitu. Nie muszę chyba mówić, że reszta klasy patrzyła na mnie jak na nadgorliwego dziwaka.

*

Znajdowała się na tym samym promie, którym płynąłem rano na lekcje i nosiła mundurek tej samej szkoły. Siedziała przy stoliku w zadaszonej części łodzi i zawzięcie wczytywała się w notatki w zeszycie. Ciemne włosy miała zaplecione w staranny, gruby warkocz.

Myślę, że to instynkt Zrodzonego powiódł mój wzrok w jej stronę. Gdy tylko na nią spojrzałem, zrobiło mi się gorąco pod kołnierzem. Chciałem do niej zagadać, oczarować ją i być może zajść jeszcze dalej. Ludzie mogliby nazwać to uczucie pożądaniem, ale po wielu latach obserwacji doszedłem do wniosku, że to, co odczuwają Zrodzeni, jest jeszcze bardziej pierwotne. A może po prostu łatwiej ulegamy silnym emocjom? W każdym razie wiedziałem, co się dzieje, bo Alkira zdążyła nas o tym uprzedzić.

Wykonać zadanie, dla którego zostaliśmy wysłani na ląd, mogliśmy dopiero po przejściu rytuału. Przewodniczka jednak nie posłała nas do szkoły dla nauki. To znaczy nie dla takiej, o której myślicie. Oczekiwała, że na lądzie będziemy trenować. A teraz nadarzyła się doskonała okazja.

Zrodzony z oceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz