Rozdział 7 Zdecydowanie Darcy

455 19 23
                                    

Nienawidzę kaca. Zawsze, gdy go miałam bolała mnie głowa i może brzuch? Dzisiaj mój kac przeszedł samego siebie. Wymiotowałam już cztery razy, do tego mój łeb dostawał rozpierdolu i tak samo brzuch.
Tak szczerze? Już nie umiałam określić co bolało mnie bardziej.
Na moje szczęście ojca nie było w domu, bo choć mieszkałam z nim dopiero dwa tygodnie i powoli zaczynaliśmy się do siebie przyzwyczajać, to byłam przekonana, że dałby mi szlaban na alkohol do końca życia. Nawet po osiemnastce.

A co do urodzin dowiedziałam się od Lary, że Agnes ma osiemnaste za dwa tygodnie i, że szykują jej prezent. Stwierdzili, że kupią jej i sobie wycieczkę do Santa Monica.
A wycieczkę i składkę na prezent zaproponowali też mi.
Powiedziałam, że jasne, ale najpierw zapytam mojego taty. Wtedy Kanden mnie wyśmiał, że pytam się rodziców, a następnie zaczął ich wyzywać.
Niewychowany chłopczyk.

I chociaż starałam się nie zwracać uwagi na jego żałosne teksty, to od środka mnie niszczyły i wieczorem przez nie płakałam. Starałam się tego nie robić, ale to było bardzo ciężkie. Świadomość, że bliska ci osoba umarła i już nigdy jej nie zobaczysz, jest straszna.
A on mi wypominał, że to moja wina, że mama nie żyje. To moja wina, że umarła i to moja wina, że już jej niema, a ja po prostu płakałam, bo co innego miałam robić? Lara, Agnes i reszta kilka razy zwracali mu uwagę. Nawet Ryan pokłócił się z Kanem o to, że jest podły, ale czarnowłosy nic sobie z tego nie robił.
Był chamski i tyle, ale leżąc na łóżku przypomniał mi się wczorajszy wieczór, a raczej jego zakończenie.

Pamiętałam jedynie tyle, że był tam właśnie Kanden i, że ktoś mi coś dosypał do alkoholu. Zastanawiałam się kto. W końcu nie odstawiłam, ani nie zostawiłam kubka na ani sekundę. Próbowałam sobie przypomnieć, kto mógł to zrobić, ale nikt mi nie przychodził do głowy.

Pamiętałam jeszcze jedno.

Dobranoc kwiatuszku...

~Kanden~

Piłem Coca colę pisząc notatkę z hiszpańskiego, a raczej przepisując z zeszytu Alfiego, który mi go zapożyczył.

Przyznam, nie mogłem się skupić, bo moje myśli wracały do poprzedniego wieczoru. Ktoś dosypał coś Bloom i nie dostał za to kary.
Pamiętam jaka dziewczyna była słaba i jak mizerna była, gdy ją wiozłem do jej domu.

Nie mogłem do niej napisać, po tym jak ją wyzywałem. Kurwa.

Byłem żałosny. Raniłem dziewczynę jak mój ojciec moją matkę. Zachowywałem się jak totalny chuj. Nie powinienem, ale to robiłem.

- Może do niej zadzwonię? - mruknąłem do siebie pod nosem. Gapiłem się w jej zapisany numer w moich kontaktach. Rzadko miałem, aż takie rozterki. Zazwyczaj podejmowałem decyzję od razu, a przedtem zastanawiając się czy są odpowiednie. Jednak tu nie wiedziałem co zrobić.

Przeprosić? Ale po co jak i tak ją znowu zranię.

Kliknąłem w ikonę rozmowy i patrzyłem na ekran telefonu, jak łączyło mnie z czarnowłosą. Mijały chwile, gdy nie odbierała i już chciałem się rozłączyć, ale dziewczyna przyjęła rozmowę.

- Halo? - po drugiej stronie usłyszałem jej cichy, zachrypnięty głosik. Zamurowało mnie, bo wydawała się taka słaba i...

Kanden odpowiedz.

- Chciałem zapytać jak się czujesz? - powiedziałem. Czułem jakbym rozmawiał z dzieckiem? A może po prostu było mi jej żal? Nie, nie możliwe.

- Mam kaca - mruknęła. Zastanawiałem się co mam zrobić.

- Kto dosypał ci to gówno? - muszę mu wpierdolić. Chwila ciszy i psiknięcie, po czym znowu cisza. Odeszła? Nie, bo słyszałem jej świszczący oddech.

Play With DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz