ROZDZIAŁ 4. Ups..

69 5 25
                                    

Zachęcam do kliknięcia w gwiazdkę oraz zostawienie po sobie komentarza. Dla was to chwila, a dla mnie motywacja.

Miłego czytania!

Blake

Wróciłem do willi Scar około godzinę temu. Przez cały czas w budynku roznosiły się rozmowy albo dźwięki muzyki. Jakieś pięć minut temu wszystko ucichło. Ja leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Czułem się jak nie ja. Znowu. Myśli przysłoniły wszystko inne. Nie miałem siły na nic ale zmusiłem się do wstania z łóżka i wyjścia z pokoju. Nikogo nie było w domu i nikt mi nic nie powiedział, co jakoś bardzo mnie nie zdziwiło. Ociężale zszedłem po schodach i skierowałem się do kuchni. Wyjąłem z lodówki piwo i upiłem sporego łyka. Usiadłem przy wyspie i patrzyłem się w przestrzeń. Czułem się pusty, taki nijaki. Znowu poczułem się jakbym nie ja kierował swoim ciałem, a to wszystko było grą. Cisza, brak żywej duszy w zasięgu wzroku. Kiedyś uważałem ciszę za zbawienie. Tkwiłem w niej tak długo, że teraz uważam, że cisza zabija.

Mijały minuty, a ten stan nie mijał razem z nimi.

Upiłem kolejny łyk piwa ale od razu go wyplułem na blat przed sobą, bo waliło ono jak jakieś truchło. Odstawiłem szklaną butelkę na bok i powoli wstałem od stołu. Podszedłem do zlewu obok, którego stał papierowy ręcznik. Sięgnąłem po niego i trzymałem go w dłoniach ale nie czułem jakbym w ogóle czegoś dotykał. Westchnąłem i powoli wytarłem wyspę kuchenną.  Gdy skończyłem nawet nie wiedząc czy odłożyłem ten papierowy ręcznik gdzieś na blat, udałem się do łazienki. Oparłem dłonie o umywalkę i patrzyłem w swoje odbicie w lustrze.

To nie byłem ja. Ja nie miałem ciemnych worów pod oczami. To nie mi włosy wypadały garściami. To nie ja brałem tabletki na garści. To nie moje oczy były matowe. W moich zawsze była jakaś iskierka. Ale gdy ta iskierka ode mnie odeszła, ja również straciłem swoją iskrę w oku.

Pochyliłem się do przodu i przemyłem twarz zimną wodą. Następnie powolnym krokiem wyszedłem z toalety i wspiąłem się po schodach na drugie piętro gdzie znajdował się pokój, który sobie wybrałem. Był najdalej od wszystkich. Otworzyłem drzwi i nawet nie zarejestrowałem kiedy leżałem na łóżku i wpatrywałem się w szary sufit. Czas leciał. Nawet nie wiem, która jest godzina.

♤♤♤

– Blake.. – usłyszałem jakiś szept, a ktoś potrząsnął moim ramieniem – Dawaj stary rupieciu. Wstawaj, bo ci jebnę – głos był wyraźniejszy. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem Max'a klęczącego obok mojego łóżka – No i od razu zadziałało – uśmiechnął się sam do siebie – Słuchaj śmieciu. Nie wiem co ci się stało i szczerze nie obchodzi mnie to ale Valeri kazała mi tu przyjechać i zobaczyć czy żyjesz. To jak? Żyjesz czy tylko udajesz?

– Udaję – szepnąłem nawet na niego nie patrząc. Już nie miałem nawet sił udawać, że wszystko jest okej

– Dobra, przekażę jej – wstał z kolan i wyjął swój telefon z kieszeni. Wybrał czyiś numer, prawdopodobnie Valeri, i przyłożył telefon do ucha – No siema – dał na głośnomówiący, a ja westchnąłem

– I jak? Co z nim? – zapytała – Żyje?

– Udaje – mruknął w odpowiedzi

– Co to ma znaczyć "udaje", przepraszam bardzo? – oburzyła się – Tak czy nie. Chyba prostrzych opcji odpowiedzi nie mogłam ci podać.

– Żyje. Tylko gada, że udaje – zaśmiał się lekko – Ale wygląda jakoś tak nie tenteges – cmoknął spoglądając na mnie kątem oka

– Co masz na myśli? – wtrącił się do rozmowy chyba Archer

– Jakoś tak niemrawo wygląda.

– Możesz dać go do telefonu? – zapytała Val

– Ej – podszedł do mnie i położył telefon na mojej twarzy – Gadaj.

– Co mam gadać? – zapytałem zdejmując urządzenie z twarzy i przyłożyłem sobie do ucha

– Co ci jest, Blake? – zapytała dziewczyna

– Gdzie jesteście?

– My..? – zawahała się – Um.. my..

– Jesteśmy w kinie – odpowiedział za nią blondyn

– Mhm okej.. – zamyśliłem się – Jest gdzieś niedaleko Emka?

– Ej gdzie jest Emilka? – zapytała kogoś brunetka

– Poszła zapalić – odpowiedziała Amber

– Ta, ale jakieś półgodziny temu – dodał Michael gdzieś w tle

– Że co? – oczami wyobraźni widziałem wytrzeszczone oczy Carpenter

Nie no świetnie. 

– Czemu nie powiedzieliście, że wychodzicie do kina? – zapytałem, a zmieszany Foster od razu dodał swoje trzy grosze

– Jak to w kinie? Przecież oni w szpitalu ze Scarlett są cioto – on patrzył na mnie jak dziwka na latarnię, ja na niego jak latarnia na dziwkę..

– FOSTER TY IDIOTO! – krzyknęła do słuchawki większość grupy

– Miałem nie mówić..? Ups.. – podrapał się po karku widocznie żałując

– Ej ludzie! – w tle usłyszałem zmartwiony głos Charlotte

– Emilka zniknęła.. – a następnie zdyszany głos Chrisa 

~♤♤♤~

Bardzo Was przepraszam, że musieliście tak długo czekać na rozdział ale nie mogłam się zabrać do pisania. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. ROZDZIAŁ SPRAWDZONY.

Ig: wizja.liter.176

Tt: _.wiercik.books

Loveciam, buziaki moje Scarsy

~ WizjaLiter

Jednak Śmierć Potrafi Wszystko [#2 Dylogia Life]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz