rozdział 9

117 8 5
                                    

Dziadkowie Ilayi wyjechali już po dwóch dniach spędzonych ze swoją wnuczką. Ilaya nie miała im za złe tego, że postanowili wyjechać kilka dni przed jej urodzinami, wiedziała, że planowali to od dawna. Byli dorośli, nie mogła ich zatrzymać. Prezent i tak od nich dostała, więc nie zamierzała narzekać.

Tamten dzień zaczął się wyjątkowo dobrze.

Ilaya wstała z samego rana, ubrała się, uczesała... Kiedy tylko zjadła śniadanie, czyli właściwie suche płatki, które mieli w domu, zajęła się innymi rzeczami. Od razu zabrała się za przyrządzanie ulubionych bananowych pancakes Marcusa. Znała na pamięć, jak je przyrządzić, robiła to przecież wielokrotnie i zawsze z jakiegoś ważnego powodu.

A tamtego dnia BYŁ ważny powód. Nie tylko dla Marcusa, nie tylko dla Martinusa... Również dla niej. Bo to właśnie wtedy całą trójką obchodzili urodziny.

Zorientowanie się, że Ilayi nie było w jej pokoju, zajęło bliźniakom wyjątkowo krótko. Obaj, wciąż w piżamach, a bardziej spodniach dresowych, weszli do kuchni, gdzie się znajdowała. Jej cichy śpiew roznosił się po pomieszczeniu, mieszając wraz z odgłosem smażenia, a także czajnika. Przyglądali się jej przez chwilę, aż w końcu raczyła się do nich odwrócić.

- Witam serdecznie. Jak humory tego dnia?

Bracia spojrzeli po sobie, po czym od razu do niej podeszli. To była chwila, gdy ich usta zetknęły się z jej policzkami. Laya zaśmiała się na tamten gest, czując się, jakby się unosiła. Uwielbiała to, uwielbiała, kiedy tak siebie nawzajem traktowali. Czuła się szczęśliwa, gotowa, by każdego dnia znów mierzyć się z rzeczywistością.

- Dzięki, Laya. Na pewno są świetne. - powiedział Marcus, siadając wraz z bratem do stołu. Od razu ukroił sobie kawałek naleśnika i wsadził sobie do ust. - Mmmm...

- Uznam to za potwierdzenie tych słów. - zaśmiała się Ilaya, patrząc na nich z szerokim uśmiechem. - Wszystkiego najlepszego, klony.

- A już myślałem, że przestałaś tak nas nazywać. - odezwał się Martinus, przyglądając się jej poczynaniom.

- Raz kiedyś mogę was tak nazwać. - stwierdziła, wzruszając ramionami. Zaraz po tym ostatecznie skończyła smażyć i zasiadła z nimi do stołu. - Smacznego.

Żadne z nich nie odezwało się więcej, tylko zajęło jedzeniem.

Po skończonym posiłku, Ilaya od razu zabrała się do sprzątania, podczas gdy bliźniacy udali się do swoich pokoi oraz łazienki, by się ogarnąć. Umyła wszystkie naczynia, pochowała odpowiednie rzeczy do szafek, po czym usiadła na blacie, wyciągając z kieszeni swój telefon. W tym samym też momencie ktoś zaczął do niej dzwonić, więc od razu odebrała.

- Cześć. Gdzie jesteście? - zagadnęła od razu, przykładając urządzenie do ucha.

- Kierunek Szwecja. - zaśmiała się kobieta, na co Ilaya uśmiechnęła się pod nosem. - Kochanie...

- Jest dobrze, naprawdę. Cieszę się, że tak zwiedzacie. - powiedziała pospiesznie, nie mając im za złe tego, że ją tam zostawili. Znała ich i wiedziała, że od zawsze uwielbiali zwiedzać.

- Powinniśmy tam dzisiaj z tobą być. Z wami. To wasz dzień.

- Nie przejmujcie się. Jestem tu z osobami, które mnie kochają i chcą mojego dobra. Lepiej nie mogłam trafić. To, że was nie ma, nic nie zmienia. - wyjaśniła spokojnie Ilaya. - Kocham was.

Martinusa ścisnęło serce, kiedy usłyszał tamte słowa. Tak bardzo chciał ją wtedy przytulić i pocieszyć. Choć Ilaya nie mówiła zbyt wiele o swoich dziadkach w ostatnich dniach, wiedział, że za nimi tęskniła. Mogła zaprzeczać, ale byli jedyną najbliższą jej rodziną. Czasami naprawdę się zastanawiał, dlaczego wszyscy ją tak zostawiali. Przecież była osobą, której nigdy nie powinno się zostawiać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 28 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

She's unforgettable Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz