Rozdział VI

307 30 2
                                    

Przestałam już płakać i krzyczeć. Tylko leżałam, leżałam i leżałam. Nie czułam nic prócz pustki. Przepełniającej mnie, bezlitosnej pustki. Opanowała mój umysł oraz otoczyła serce.

Wczoraj po tym co się stało, Alessio przyjechał po mnie do kawiarni. Gdy zobaczył że omdlałam pojechał ze mną natychmiast na pogotowie. Obawiał się jakiegoś szoku lub stanu lękowego, więc naciskał by lekarze mnie zbadali. Pani Juzia nie chciała mnie zostawiać, ale chłopka przekonał ją, że tak będzie dla mnie najlepiej oraz że jej też przyda się odpoczynek.

Pod drzwiami szpitala stały Susanna i Elena. Gdy tylko przyjechaliśmy podbiegły, przytulając mnie natychmiastowo. Widziałam to jak przez mgłę. Później czekaliśmy chwilę w obskurnej poczekalni. Dostałam salę i od razu zasnęłam.

Cały następny dzień robili różnorodne badania. Było mi to całkowicie obojętne. Moi znajomi wraz z panią Juzią siedzieli ze mną na zmianę jak na warcie. Jakby w szpitalu musili mnie pilnować.

Wypuścili mnie dopiero wieczorem. Tym razem Susanna jechała ze mną uberem. W pokoju hotelowym poczułam już się trochę lepiej. Choć dalej nie miałam chęci do niczego, to miałam na tyle dużo samodyscypliny że postanowiłam już jutro stawić się na uczelnię. Nie chciałam tego, ale życie musiało toczyć się dalej.

Wstałam bardzo wcześniej - wreszcie mi się udało. Popatrzyłam w lustro. Wyglądałam jak wrak człowieka i tak się czułam.
- Val? - powiedziała zaspanym tonem, wstająca z łóżka Sus - Co ty robisz? Wracaj lepiej do łóżka 
- Idę na uczelnię ? A co mam innego zrobić ?
- Masz zwolnienie, zostań
- I co mi z leżenia w łóżku? Będę się tylko zadręczać
- Val to co się wydarzyło może mocno oddziaływać na twoją psychikę. Daj sobie czas
- Nie słyszysz? Idę na uczelnię. Mam prawo przeżywać żałobę w swój sposób. Czuję się dobrze
- Gówno nie dobrze. Val staram ci się pomóc
- Nie prosiłam cię o to. Umiem sobie poradzić - uśmiechnęłam się ironicznie
- Aha, czyli mieliśmy cię zostawić w szpitalu. Valentina zachowujesz się jak skończona suka
- Słuchaj, ja bardzo doceniam że się tak staracie, ale nie mów mi co mam robić. Mówię że jestem gotowa to jestem gotowa. Zrozum to. Nie możesz mnie kontrolować.
- Czyli ja się staram cie kontrolować?! - krzyknęła mocno już zdenerwowana Sus - Rozumiem co przeżyłaś, ale nie wmawiaj mi jakiś pieprzonych wymysłów
- Nic rozumiesz  - krzyknęłam po czym zsunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać
- Val - zaczęła znów czule - staram ci się pomóc jak mogę. Wiem że może nie jestem w tym najlepsza, ale postaraj się przyjąć pomoc
- Ale ja nie chce pomocy rozumiesz!? - rozpłakałam się jeszcze mocniej, na co dziewczyna mnie przytuliła
- Nie chcesz, ale jej potrzebujesz
- Nic nie potrzebuje
- Val, naprawdę chcesz się ze mną o to kłócić ?
- Nie
- No właśnie, Val myślę że powinnaś pójść od psychologa, albo na terapię
- Uważasz że aż tak jest że mną źle ?
- Psycholog to przecież nic złego, pomoże ci poukładać myśli. Będzie ci z tym lepiej.
- Hmm, może tak
- Val mam do ciebie jeszcze jedno pytanie - zaczęła niepewnie - naprawdę głupio mi cię o to pytać, ale jej rodzice... mówią że nic nie wiedzą. I że... że ty będziesz wiedzieć najlepiej bo znałaś ją jak nikt inny.
- Powiedz już o co chodzi
- O pogrzeb - powiedziała wystraszona
- Spokojnie Sus - zaśmiałam się cicho przez łzy - możesz o tym spokojnie mówić. Nie krępuje mnie to.  Isa mówiła że nie chce pogrzebu. Nie była wierząca i zawsze mówiła że nie rozumie tradycji robienia z śmierci wydarzenia towarzyskiego. Chciała być spalona i wysypana gdzieś bez wiedzy rodziny. Brzmi okrutnie, ale myślę że musimy posłuchać jej woli.
- Rozumiem
- Teraz sobie przypomniałam że muszę znaleźć miejsce na stypę mojej matki. Kompletnie o tym zapomniałam. Cała rodzina z Polski przyjedzie, nie mogę nie zorganizować stypy - zaczęłam histeryzować na siłę. Chciałam się czymś zająć, by nie myśleć za dużo, a to wydawało się idealne - mama pewnie chciałaby coś na świeżym powietrzu, ale...
- Val, rozumiem że to dla ciebie też ważne, ale nie zmieniaj tak tematu. Odpocznij dziś, my możemy się tym zająć
- Kurwa Sus, mówiłam ci już. Idę dziś na uczelnię
- Ty się słyszysz ? - zapytała ironicznie
- Doskonale - uśmiechnęłam się
- Nie idziesz nigdzie!
- Za kogo ty się uważasz, żeby mi rozkazywać?
- Proszę nie zaczynaj znów - popatrzyła na mnie błagalnie - może już dziś skontaktujemy się z specjalistą ?
- Nie rób ze mnie osoby niestabilnej emocjonalnie. Przecież mogę iść na uczelnię
- W tym rzecz że nie możesz. I tak nic do ciebie nie dotrze. Będziesz tam siedzieć i nic z tego nie wyniesiesz...
- Cicho - sięgnęłam po dzwoniący telefon
- Nie będę cicho... aaa telefon, dobra - naburmuszyła się
- Valentina ? - usłyszałam głos wydobywający się z urządzenia
- Tak, kto mówi ?
- Nie rozpoznajesz ? - zaśmiała się kobieta zza słuchawki - ciocia Anielka. Słuchaj przyjechaliśmy do tych serakuz i wszystko fajno. Ale ten jełop nie zarezerwował żadnych pokoi. Mówi że myślał że ty nas przenocujesz..

Dzwoniła do mnie siostra mojego zmarłego taty. Lubiłam ją bardzo, ale w tym momencie nie chciałam dawki energii, którą przyniesie jej rodzina. Byli najbardziej głośnymi i denerwującymi ludźmi na tym świecie.

- Słuchaj ciociu. Dopiero niedawno przyjechałam mam pokój w hotelu, a do mieszkania dopiero będę się wprowadzać więc raczej nie mam możliwości...
- No ale może coś stetegujesz, wymyśl coś. Nie zostawisz nas przecie
- Daj mi chwilę, może coś wymyślę, ale obiecałam już przenocować babcię z ciocią, więc nie wiem czy się uda. W każdym razie zaraz oddzwonię.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Przyłożyłam dłoń do twarzy uporczywie myśląc.

- Sus?
- Mogłabym przespać się u was przez kilka nocy ? - dziewczyna kiwnęła głową - a moja ciocia z rodziną może iść spać do naszego przyszłego mieszkania? - znów kiwnęła głową - to babcia pójdzie tu - poczułam satysfakcję. Udało się ich zmieścić - Mamy to

Cattiva Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz