Rozdział VII

101 7 1
                                    

Gdy w czwartek wreszcie udało mi się  namówić Susanne, na to bym poszła na uczelnię, przeszkodził mi ktoś inny. Policja zadzwoniła do moich drzwi wcześnie rano, a jako że nie spodziewałam się kto może dzwonić o tej porze, to ledwo obudzona otworzyłam im będąc ubrana tylko w piżamę z wzorem w jamniki.

Chodź zdawałam sobie sprawę że zostanę przesłuchana w sprawie zabójstwa Iss to bardzo mnie to zaskoczyła. Nie miałam jeszcze czasu myśleć o tym jak o morderstwie, na razie myślałam tylko jako o stracie ważne osoby.

Ogarnięcie się zajęło mi pół godziny, więc dodając do tego czas na przejazd taksówką byłam na komisariacie godzinę po wizycie policjantów.

Bardzo szybko, przynajmniej jak na mnie.

Gdy usiadłam na krześle, od razu wyjechałam telefon przygotowując się na długie czekanie. Przeglądanie social mediów mi się znudziło, a o tej porze nikt nie chciał ze mną pisać, słuchawek zapomniałam wychodząc z domu w pośpiechu, więc oglądanie TikToka odpadało - zostały gry.

Nie lubiłam grać, uważałam to po prostu za stratę czasu, ale gdy już sytuacja zmuszała mnie do tej czynności to akceptowałam dwa rodzaje gier. Pierwszym z nich, moj ulubiony - gry dla emerytów. Kochałam je. Trudno było określić jaka szczególna cecha czyniła je gatunkiem, ale napewno istniała. Miały w sobie cos takiego. Myślę że po prostu były nudne. Oczywiście w doznaniu innych, ja uważałam że są szalenie interesujące.

Drugi z nich nieco gorszy, bo co dorówna grą dla emerytów ? To gry dla małych dzieci. Może nie wymagają wykazania się niesamowitym intelektem i koordynacją ruchową, ale dla mnie były idealne. Bo nie posiadałam umiejętności gracza.

Po kolejnej godzinie oczekiwań, zostałam zawołana przez policjantów. Przeszłam szybkim krokiem przez wąski korytarz i weszłam do pokoju. Był niczym wyjęty z filmu kryminalnego. Mały stół, za którym siedziało dwóch policjantów z kubkiem w ręku. Do tego trzy plastikowe krzesła i wielka czarna szyba.

- Starszy Aspirant Sergio Fabbri, a to - wskazał ręką na brązowowłosą funkcjonariuszkę - Podporucznik...
- Emma Jones - wydelegowała się przerywając współpracownikowi

Nie stresowałam się przesłuchaniem. Lubiłam odpowiadać na pytania, a nie miałam nic do ukrycia. Odpowiadałam na pytania dobrą godzinę. Miałam wrażenie że nie dałam im żadnej znaczącej informacji, ponieważ takiej nie posiadałam.

***

Ubrałam długą falbankową sukienkę i zrobiłem ciemny makijaż. Prawie jak gotka - pomyślałam ironicznie. Nigdy nie ciągnęło mnie do tej subkultury.

Szykowałam się na pogrzeb mojej matki. Bałam się tego co mnie czeka. Z jednej strony myślałam że już pogodziłam się z tym co się wydarzyło. A z drugiej bałam się kondolencji tych wszystkich nie znaczących ludzi. Nie chciałam ich tam, nie znaczyli dla mnie nic.

Przejrzałam się w dużym lustrze. Całą drżałam. Ujrzałam w odbiciu Allesio który podszedł w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie krzepiąco. Był u mnie od rana, szykując się ze mną. Wraz z resztą moich znajomych przychodzili na przemian codziennie. Nie rozumiałam tego. Traktowali mnie jakbym nie była zdolnej samodzielnie funkcjonować, a patrząc na ubierającego krawat Aliego to właśnie on sobie nie radził w życiu.

- Gotowa ? - zapytał niepewnie
- W ogóle - pokręciłam głową, robiąc zrozpaczoną minę
- W takim razie możemy iść - uśmiechnął się głupio do mnie chłopka
- Grabisz sobie - burknęłam cicho

W momencie, w którym straciłam argumenty żeby opóźnić ten moment, wyszliśmy z budynku. Al zaparkował samochód przy chodniku kilka kroków dalej, więc po chwili wsiadaliśmy do auta.

Do miejsca pochówku jechało się dobrą godzinę więc założyłam słuchawki, których tym razem nie zapomniałam. Były bardzo stare, a przewód był zaklejony taśmą w wielu miejscach chroniąc uszkodzone części. Trudno było je włożyć do uszu, a dźwięk nie był zbyt dobry, mimo to nigdy ich nie wymieniłam. Były po tacie. Nie miałam wielu rzeczy po nim, więc dużo dla mnie znaczyły, ponieważ byłam typem zbieracza. A do tego w jakimś stopniu mi się podobały oraz dopełniały niektóre stylizacje.

Niebo było bardzo słoneczne co mnie denerwowało. Nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam że uczci jakoś śmierć mamy i będzie ciemne, zachmurzone oraz smutne. Niestety nie miałam na to wpływu i słońce świeciło w najlepsze. Zgasiłabym je gdybym tylko mogła. Było wybrać inne miejsce niż słoneczną Italię - pomyślałam.

- Dojechaliśmy - powiedział cicho chłopak, tym razem z ponurą miną.

Uśmiechnęłam się do niego lekko i podziękowałam. Wyszliśmy z samochodu przed piękny sycylijski kościół. Nie był wielką katedrą, tylko małym klimatycznym kościółkiem - tak by wybrała mama.
Otworzyliśmy duże drewniane drzwi. Zaczęłam iść nie pewnie do pierwszej ławki.

- Val - szepnął do mnie cicho Allesio
- Tak ? - zapytałam zdezorientowana
- Muszę cię zostawić. Tam jest miejsce dla najbliższej rodziny. Nie chce nikomu zajmować miejsca - mówił zakłopotany chłopak
- Proszę - popatrzyłam na niego błagalnie - zostań, nie dam rady sama

All popatrzył szybko w tył, a następnie obrzucił się do mnie i kiwnął głową. Było to dla mnie dziwne bo zdecydowanie za blisko dopuściłam nowo poznanych ludzi. Uważałam że przyjaźń wymaga czasu, ale nie miałam nikogo innego. Tylko na nich mogłam się oprzeć, więc traktowałam ich jak przyjaciół, choć patrząc obiektywnie nie wiem czy bym ich tak nazwała.

Usiedliśmy. Kościół zaczął się zapełniać, ale nie patrzyłam kto przychodził. Zwalczyłam ciekawość. Widziałam tylko trumnę i zdjęcie stojące na niej. Wkrótce ceremonia się zaczęła. Byłam nie obecna. Msza minęła dla mnie, tak jakby trwała tylko chwilę. Wychodząc z kościoła, wraz z procesją byłam prowadzona przez Allesio. Sama bym nawet nie zauważyła kiedy miałam wstać.

Trumna została włożona, teraz miałam sypnąć ziemię. Chwyciłam ziemię do rąk. I puściłam

- Wreszcie wróciłaś do domu co ? - szepnęłam, na co łza polała się po moim policzku - Chciałaś tu wrócić, ale ja, ja tego nie chciałam. Dopiero teraz pozwoliłam ci wrócić. Szkoda że ani ja ani ty się nie cieszymy. Ale więc mamo że nie zostawię tak tego. Nie miałaś zginąć, nie zginęłabyś. Ktoś ci w tym pomógł i ja tego kogoś znajdę Mamo. Przepraszam że nie zdążyłam ci tego powiedzieć, ale kocham cię mamo, jak nikogo innego - rozchyliłam ręce i wypuściłam ziemię.

Gdy już wszyscy sypnęli ziemi, nastała moja „ulubiona" pora - kondolencje.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Cattiva Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz