Znałem je dobrze, to przez nie straciłem wszystko.

62 8 2
                                    

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że całe moje życie się posypie, a ja wyląduję bez grosza przy duszy w mieszkaniu swojego przyjaciela z liceum, zaśmiałbym się w duchu i grzecznie wytłumaczył tej osobie, że powinna udać się do specjalisty. Wyszedłbym wtedy na idiotę, bo aktualnie siedziałem w salonie młodszego od siebie mężczyzny, którego mogłem nazwać najbliższą do rodziny osobą, jaka mi została.

Nie tak wyobrażałem sobie nasze ponowne spotkanie, jeżeli w ogóle sobie je wyobrażałem. Alhaitham nie powinien tam być, nie o tej godzinie. Nie, kiedy nad ranem, upity jak świnia spałem pod barem, z którego właśnie mnie wynieśli.

Nie będziecie nawet w stanie wyobrazić sobie szoku, jaki towarzyszył mi następnego dnia, kiedy z kacem mordercą, zamiast po przebudzeniu dostrzec plecy poznanej wcześniej w barze osoby, obudziłem się w znajomym mieszkaniu, którego jednak nie mogłem przypiąć do żadnej ze swoich łóżkowych eskapad. Chwilę zajęło mi też, zanim zarejestrowałem obecność przy kuchennym blacie, ale panika uderzyła mnie od razu. Właścicielem nie był nikt inny, jak Alhaitham.

Błagałem wtedy Celestia i wszystkich Archonów, by nade mną czuwali, i modliłem się, że nie wypaliłem czegoś głupiego. Chłopak za to zapewniał mnie, że oprócz zawieszenia się na nim jak małpa i, nieco nazbyt głośnego, pijackiego bełkotu nic się nie stało.

Moje modły zostały wysłuchane.

Od tamtego dnia minęło dokładnie siedem miesięcy i dwanaście dni. Ponad pół roku, odkąd mój dawny przyjaciel wyciągnął do mnie rękę i zaoferował mi miejsce do życia. Trzy tygodnie odkąd moje ciało zaczęło się buntować.

Hanahaki nie było powszechne w Sumeru. Ludzie byli zbyt skupieni na sukcesach i pozyskiwaniu wiedzy, a jedyne przesłanki o tej chorobie można było znaleźć w romantycznych powieściach. Nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczałby nawet, że mogłaby być prawdziwa.

Nadeszła chyba pora, by oddać swoje ciało do badań i chociaż w ten sposób przyczynić się do rozwoju narodu.

– Kaveh, znowu odpływasz. – Delikatny głos Nilou wyrwał mnie z wiru przemyśleń. Dziewczyna ta, mimo bycia moją wieloletnią przyjaciółką, wciąż nie wiedziała o paru kluczowych sprawach. Jak na przykład to, że mieszkam z Haithamem, czy fakt, że najpewniej umieram. Gdyby się dowiedziała, nalegałaby na operację, a na to nie mogłem się zgodzić. W tej jednej kwestii mogłem być egoistą.

— Ah, wybacz Nilou, mam ostatnio sporo na głowie. — Posłałem dziewczynie przepraszający uśmiech; najszczerszy, na jaki było mnie stać.
— Mm, musi ci być ciężko, co? Tylu klientów, mama za granicą… — Rudowłosa westchnęła teatralnie. Kolejną rzeczą, o której nie miała pojęcia, był fakt, że od kilku dni nie przyjmowałem już zleceń. Z własnej woli, czy nie — to już bez znaczenia.

— Nie jest aż tak źle, ostatnio po prostu nie sypiam za dobrze — stwierdziłem, nie do końca mijając się z prawdą. Rzeczywiście mało spałem, a w zasadzie, to nie spałem praktycznie wcale. Myślałem trochę za dużo.
— Mh, Dehya kazała zapytać, czy miałbyś ochotę wyjść się napić — mruknęła pod nosem, grzebiąc w telefonie.
—- Możesz jej przekazać, że chętnie.

Może chociaż to pozwoli mi wyłączyć myślenie i przespać noc.

— Będzie za chwilę, wymienimy się. — Klasnęła wesoło w dłonie. Rzeczywiście wspominała coś o randce z Dunyarzad. To musi być świetne uczucie, mieć przy sobie ukochaną osobę, z którą można podzielić się wszystkim. Osobę, która będzie przy tobie mimo wszystko. Kogoś, na kogo ja nawet nie zasługiwałem. Niemal nie pamiętam już, jak to jest. Ostatni raz, kiedy dane mi było doświadczyć bezwarunkowej miłości, miał miejsce w liceum, kiedy mój ojciec jeszcze żył. Po jego śmierci atmosfera w domu obumarła, jak wszystkie kwiaty, które po sobie zostawił.

If Only | HaikavehOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz