Rozdział 7

76 6 1
                                    


Odniosłam wrażenie, że cały market zamilkł na kilka sekund, ale to raczej moje wszystkie zmysły skupiły się po prostu na czymś innym.

– O Boże! Wszystko z tobą w porządku? – przebiła się przez tę sztuczną ciszę Pilar, po czym, jak na zawołanie, odgłosy otoczenia znów wybrzmiały z pełną mocą.

– Tak, chyba tak – wyszeptałam. Podniosłam się powoli z klęczek, uważając, żeby nie zranić się bardziej o rozpryśnięte szkło. – Sprawdź i oceń – poprosiłam, wskazując pulsujące bólem kolano. – Ja się boję krwi.

Odwróciłam wzrok i wbiłam spojrzenie w zafrasowanego sprzedawcę. Wydawał się zszokowany sytuacją nie mniej ode mnie.

Po chwili poczułam na nodze delikatny dotyk dłoni przyjaciółki. Wzdrygnęłam się, ale tylko nieznacznie. Obmacała mi rzepkę i zawyrokowała:

– Będziesz żyć. Na szczęście to tylko mały okruch.

Stanęła przede mną i wetknęła mi przed oczy dwa palce, między którymi ściskała mieniącą się drobinkę szkła. Kiedy odetchnęłam, dziewczynie aż zafalowała grzywka.

– A ty co się tak przyglądasz? – odezwała się nagle do straganiarza. – Przecież to wszystko twoja wina. Kto to widział? Ustawiać butelki na samym skraju lady!

– Ale... – zaczął odpowiadać z pokorą w głosie, lecz koleżanka prędko mu przerwała.

– Nie chcę słuchać żadnych wymówek! Lepiej powiedz, jak nam zamierzasz wynagrodzić tę skrajną nieodpowiedzialność.

– Pilar, daj spokój. – Położyłam jej dłoń na ramieniu.

Strzepnęła ją jednak, jakby odganiała natrętną muchę.

– Czekam – powiedziała twardo, wciąż wpatrując się w mężczyznę za kontuarem i składając ręce pod biustem.

– Możecie sobie wziąć jedną butelkę gratis – odpowiedział cichutko.

– Przecież jesteśmy tu we dwie! Co nam po jednej butelczynie? – Parsknęła.

– Dobrze, weźcie dwie – skapitulował. – Ale idźcie już stąd, proszę, bo mi straszycie klientów – dodał szeptem.

Pilar uniosła kąciki ust w geście zwycięstwa.

– Niech będzie, że to adekwatne zadośćuczynienie.

To powiedziawszy, schyliła się i pozbierała z podłogi nasze zakupy. Następnie, wręczywszy mi połowę siatek, zgarnęła z lady dwie flaszki, odwróciła się na pięcie, puściła do mnie oczko i zaczęła oddalać się w stronę bocznego wyjścia.

– Przepraszam za nią. – Przełożyłam siatki do lewej ręki, a prawą zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu pieniędzy.

– A idź, dziewczyno. Nie potrzebuję pieniędzy Quinterów.

Zamurowało mnie.

– No idź, proszę – ponaglił sklepikarz. – I przemyj czymś tę ranę, żeby nie wdało się zakażenie.

Skinęłam głową i odmaszerowałam zgodnie z jego życzeniem.

Kolano już mnie wcale nie bolało.

Kiedy dogoniłam przyjaciółkę, ta stała na zewnątrz i właśnie przypalała skręta. Na chodniku wokół niej piętrzyły się torebki z zakupami oraz dwie zdobyczne flaszki. W tle miasto żyło własnym życiem, jakby nic się nie wydarzyło. Turyści przelewali się po placu, restauratorzy zachęcali do wstąpienia do swoich przybytków i tak dalej.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 18 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ChiquitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz