Rozdział 4

242 15 6
                                    


Jak tylko ruszyliśmy, Diego stwierdził, że koniecznie musi nam opowiedzieć pewną historię.

– Daj spokój – zaprotestowała Pilar. – Znowu chcesz nas zanudzać jakąś opowieścią z meczu?

– Nie, nic z tych rzeczy – chłopak brzmiał na podekscytowanego. – To historia z mojego dzieciństwa. Przypomniała mi się ostatnio i jest zajebiście zabawna.

– Zabawna historia z twojego dzieciństwa brzmi jak oksymoron – zażartowała Maria Angel, a Pilar nie omieszkała skwitować jej uwagi chichotem.

– Sama jesteś, kurwa, oksymoron – obruszył się Diego.

– Niech opowiada – odezwałam się. – Chętnie posłucham.

Po paleniu robiłam się zawsze ospała, więc było mi na rękę, żeby nie wdawać się w żadną rozmowę.

– Słyszycie? Nadia chce, żebym gadał. A ty José? – Dźgnął kumpla łokciem w bok. – Masz ochotę posłuchać o małym Diego?

– Zawsze chętnie posłucham o twoim małym.

Po jego słowach cały samochód ryknął śmiechem, nawet Esteban.

– No dobra, opowiadaj – zgodziła się wreszcie Pilar. – Ale jak na koniec się nie posikam ze śmiechu, to mi wisisz masaż stóp.

– Wolałabym jednak, żebyś się nie posikała – skomentowałam i znowu wszyscy się roześmialiśmy.

– Akcja miała miejsce dziesięć lat temu – podjął w końcu opowieść Diego. – Ojciec robił jakieś biznesy z Holendrami i zabrał mnie ze sobą do Amsterdamu. Przez cały tydzień opiekowała się mną Miranda.

– To ich pomoc domowa – podrzuciła mi szeptem Pilar, jakby przeczytała mi w myślach, że nie mam pojęcia, o kim mowa.

– Ale w sobotę ojciec miał dzień wolny i wyciągnął mnie na wycieczkę po mieście. Przepłynęliśmy się barką, poszliśmy do jakiegoś muzeum, ale głównie po prostu się włóczyliśmy uliczkami. W pewnym momencie zawędrowaliśmy do miejsca zdecydowanie bardziej zatłoczonego niż wszystkie inne. Zafascynowany czerwonymi latarniami, wokół których zebrała się grupa turystów, zacząłem biec w ich stronę, ale wtedy ojciec wydarł się na mnie i oznajmił, że musimy już wracać do hotelu.

– Boże, co za farmazony – szepnęła ponownie dziewczyna.

– Cicho! – ofukałam ją.

– No i wiecie, jak to jest, kiedy ośmiolatkowi się czegoś zabroni. Zacząłem płakać i tupać nogami. Odjebałem scenę na całego. Ale ojciec był nieprzejednany. Powiedział, że nie możemy tam iść, bo to miejsce tylko dla dorosłych. Zarzuciłem go wtedy gradem pytań: co to za miejsce i czemu niby dzieci nie mają tam wstępu, skoro to tylko jakieś światełka. Odpowiedział mi bardzo poważnym tonem, że w kamienicach oznaczonych tymi latarniami prawdziwi mężczyźni mogą za pieniądze zaznać prawdziwej przyjemności i że jak skończę osiemnaście lat, będę mógł sam się przekonać. Wierciłem mu jeszcze przez chwilę dziurę w brzuchu, ale nie dał się wybłagać. Wróciliśmy do hotelu i obrażony na cały świat zamknąłem się w swoim pokoju.

– No rzeczywiście przezabawna historia, Diego. – Pilar nawet nie próbowała kryć sarkazmu. – Tatuś nie pozwolił synkowi pooglądać dupeczek w Dzielnicy Czerwonych Latarni. Też mi coś. Uważaj, Nadiu, bo zaczynam sikać.

– To jeszcze nie koniec, debilko!

– Sam jesteś debil.

– Ej, nie kłóćcie się – przerwałam im.

ChiquitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz