Od stanięcie twarzą w twarz dzieliły nas drewniane drzwi, które z łatwością mógłby wyłamać. Tak naprawdę, to w każdej chwili mógł to zrobić, a ja nie miałem prawa kwestionować jego decyzji.
- Neuvillette. - ton jego głosu był poważny.
Mimo że go nie widziałem, to czułem na sobie jego świdrujący wzrok. Niczym laser przebijał się przez wszystkie warstwy i wiercił we mnie dziurę. Mogłem sobie wyobrazić jego błękitne oczy wpatrujące się we mnie ponaglająco: ,,Otwórz te cholerne drzwi!".
Wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić szalenie bijące serce. Powtarzałem sobie w myślach, że to nic takiego, że nic się nie dzieje. To tylko jeden z wielu Prześladowców, który przyszedł na rutynową kontrolę. Nie masz się czego bać, Neuvillette. Żyjesz wśród nich od tylu lat. Żyjesz. Jeszcze nikt nie zdołał się domyślić, kim tak naprawdę jesteś i nie uda im się to przez kolejne lata. Wszystko będzie dobrze.
Niepewnie położyłem dłoń na kluczu i przekręciłem go, otwierając drzwi. Uchyliłem je delikatnie, nie podnosząc wzroku. Widziałem przed sobą czarne guziki od płaszcza i luźny, czerwony krawat spoczywający na czarnej koszuli. Niżej był już tylko czarny pasek z gadziej skóry o srebrnej, lśniącej sprzączce zaciśniętej aż na szóstym oczku. Nie dziwiłem się, był postawnym mężczyzną o wąskiej talii... Powędrowałem wzrokiem dalej. W kieszeniach hebanowych spodni znajdowały się jego dłonie, wsadzone do połowy z kciukami na wierzchu. Nie miał na sobie rękawiczek, mogłem zauważyć, że ma ładną płytkę paznokcia.
- Możemy porozmawiać w środku? - zapytał, pokazując kciukiem za siebie na wędrujących wzdłuż ulicy ludzi. - Chyba nie chcemy robić publicznego teatrzyku? Zachowuj się normalnie i udawaj, że jestem Twoim klientem.
Uniosłem wzrok na ciekawskie pary oczu, spoglądające w naszym kierunku. Widok Prześladowcy zachodzącego do podrzędnej kwiaciarni musiał robić za małą sensację wśród mieszczaństwa. Byli na tyle wścibscy, że nakryci na podglądaniu, nawet nie odwracali wzroku. Przystanęli i w milczeniu czekali na rozwój akcji.
Westchnąłem.
- Witam Panie Lang! Wcześnie Pan przyszedł. - na twarzy zawitał mój szeroki, biznesowy uśmiech. - Bukiet jest gotowy i czeka na Pana w środku, zapraszam!
Otworzyłem szerzej drzwi, wpuszczając go do środka. Gdy mężczyzna przekroczył próg, ponownie zamknąłem je na klucz.
- Czego ode mnie jeszcze chcesz?
- Jesteś genialnym aktorem i masz piękny uśmiech. - zaśmiał się krótko. - Ale nie przyszedłem tu, by prawić Ci kolejne, bezsensowne komplementy. Chciałem Cię przeprosić za to, co się wczoraj wydarzyło. Straciłem nad sobą kontrolę, naruszając Twoją przestrzeń osobistą.
- Ty mnie przepraszasz? - uniosłem brew. - Nie powiesz mi znowu, że to ja naruszam Twoją nietykalność cielesną, za co wsadzisz mnie za kratki?
- Nie mówiłem tego na poważnie. Specjalnie dodałem, że jest to "zaprezentowanie", żebyś mnie źle nie zrozumiał. - przekręcił oczami. - Przepraszam za to i za tamto. Nie było to za mądre posunięcie z mojej strony, chociaż sam się o to prosiłeś.
Prychnąłem pod nosem, cofając się o krok do tyłu. Od początku wiedziałem, że on nie był normalny. Musiał mieć jakieś rozdwojenie jaźni albo już całkiem zwariował przez zabijanie innych. Drastyczne obrazy musiały wyryć mu się w pamięci, powodując uszczerbek na jego psychice. To jedyne, logiczne wytłumaczenie na jego zachowanie.
- Myślisz, że przyjdziesz tutaj, przeprosisz mnie, a ja Ci wybaczę i zapomnę o całej sytuacji? A może sam stwierdzisz, że chcesz, bym o tym zapomniał, by każdy mógł rozejść się w swoje strony? - mówiłem powoli, starając się dobrać odpowiednie słowa. Nie chciałem go uruchamiać. - Jesteś nie... nieobliczalny. Gdy tylko z Tobą jestem, dzieje się coś złego. Jesteś niczym chodząca katastrofa.
- Au, prawda zabolała. - zaśmiał się krótko, lekko wykrzywiając usta w pół uśmiechu. - Masz rację. Wszystkie moje próby pokazania się od dobrej strony kończą się porażką. Więc może sam mi powiesz, co mam zrobić, by u Ciebie zapunktować?
- Dlaczego miałbym to zrobić?
Podczas gdy ja stawiałem kroki do tyłu, on robił krok do przodu w moją stronę. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie mnie zaatakuje. Rzuci się na mnie, przyszpili do podłogi, wyciągnie pistolet i odda strzał prosto w głowę. Wyglądał jak zwierzyna polująca na swoją ofiarę. Nie spuszczał ze mnie wzroku, uśmiechał się niebezpiecznie, pokazując swoje kły. Całą swoją uwagę skupiał tylko na mnie, a ja szukałem ucieczki.
- Ile razy mam mówić, że mnie intrygujesz jako osoba? Jesteś piękny i tajemniczy... Wydajesz się być nieosiągalnym diamentem, do którego prowadzi labirynt uzbrojony śmiertelnymi pułapkami. Jesteś wyzwaniem, którego wielu śmiałków, by się podjęło, ale żaden nie dotarłby do samego końca. Pośród nich jestem też ja. Chcę być tym wyjątkiem, któremu uda się osiągnąć ten cel.
- Nie rozumiem Twojej fiksacji na moim punkcie. Co ty we mnie widzisz?
Zmarszczyłem brwi, robiąc kolejny krok. Po całym dniu nieszczęść mogłem się spodziewać, że to jeszcze nie koniec złej passy. Moja źle postawiona noga zadrżała, a ciało straciło równowagę. Byłem gotów na bolesne zetknięcie się z twardą nawierzchnią podłogi. Nawet nie próbowałem z tym walczyć. Wydałem z siebie niemy krzyk i zacisnąłem mocno oczy, czekając na upadek. Jednak zamiast podłogi, poczułem mocne szarpnięcie po obu stronach talii. Wriothesley stanął, pochylony nade mną. Mimowolnie zacisnąłem dłonie na jego ramionach, a oczy skierowałem na jego usta, spodziewając się powtórki z wczorajszego wieczora.
- Może to pewnego rodzaju... więź.
- Więź? O czym ty..
- Możemy się wyprostować? Długo Cię nie utrzymam w tej pozycji. - przerwał mi. - Poza tym wydaje mi się, że Twoja zraniona dłoń zakrwawiła mi płaszcz.
***
Yoo~
Tak, polsat. xD Choć dla mnie jest to "soft" polsat, to za karę następny rozdział zakończy się ekstremalnie, o! Pokażę Wam, na co mnie stać! xD
Także do następnego ;D
Sashy ;3
CZYTASZ
BABYLON [WRIOLLETTE]
FanfictionMiasto znane jako Babylon stanowiło oazę harmonii, gdzie ludzie i nadprzyrodzone istoty współistniały w pokoju. Ta beztroska sielanka trwała do czasu wybuchu wojny, w której zwyciężyła rasa ludzka, a wszelkie fantastyczne stworzenia zostały unicestw...