19

378 53 45
                                    

Wriothesley rozłożył koc piknikowy na szerszej części kładki, tuż przy samym brzegu. Do dwóch kieliszków nalał krwistego, ciemnoczerwonego soku porzeczkowego, a na sam koc zaczął wykładać przekąski z koszyka. Dzisiejszej nocy zaserwował nam świeżo zerwane białe winogrona, truskawki otoczone w mlecznej czekoladzie, deskę najróżniejszych serów oraz wędlin udekorowanych oliwkami i natką pietruszki, a także małe koreczki na wzór kanapeczek. Kosz oprócz jedzenia skrywał jeszcze w sobie szklaną butelkę z wodą oraz drugi sok.

Usiedliśmy wygodnie przy skraju, pozwalając naszym nogą swobodnie zwisać. Przede mną rozprzestrzeniał się widok na oddalony las i taflę wody, w której odbijał się pełny księżyc oraz blask świetlików. Było tu tak spokojnie, cicho... Gdyby nie pewna osoba, wyciągająca w moim kierunku kieliszek, byłoby to miejsce idealne.

Uniosłem swój kielich i stuknąłem się z nim. Dźwięczny brzdęk płynnie wypełnił cisze, tak, jak sok moje kubki smakowe. Słodki.

- Jak układa Ci się w pracy? - mężczyzna oderwał winogrono i podrzucił je do swoich ust.

- Naprawdę będziesz mnie pytał o moją pracę? - uniosłem brew, niepewnie chwytając koreczka.

- To takie dziwne pytanie? Chcę wiedzieć, jak Ci minął dzień.

Zastanawiałem się, co się dzieje w jego głowie i o czym on myśli? Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mężczyzna tak się uparł na znajomość ze mną. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mu się spodobałem i co we mnie go do siebie przyciągnęło. Te dwie rzeczy wydawały mi się skrajnie niemożliwe. Dlaczego? Byłem jedną z wielu nudnych osób, skazanych na życie pod reżimem tego miasta i panującej w nim władzy. Co on we mnie widział?...

- Dostałem dziś sporo zamówień na wieńce pogrzebowe i bukiety na ostatnie pożegnanie. Było to dla mnie wyzwanie, już dawno nie przyjąłem tylu zamówień. - uśmiechnąłem się smutno. - Zawsze cieszyłem się na klientów, bo wiedziałem, że kupowane kwiaty kogoś uszczęśliwią. Nawet jeśli nie są trwałe, to liczy się gest i wspomnienie. Ale dzisiaj byłem mocno przytłoczony tym wszystkim... Kwiaty będą ozdabiać groby, dopóki nie zwiędną, a ich przesłaniem będzie pocieszenie po utracie najbliższych. To przykre, że tyle niewinnych osób odeszło w tak krótkim czasie przez jedną głupią decyzję wyjścia tamtego dnia na rynek.

Nie wiem, czemu to powiedziałem. Żałowałem, że w ogóle się odezwałem. Mogłem zignorować to pytanie lub zacząć inny temat, mówiąc, że nie chcę rozmawiać o pracy. Ugh! Jesteś głupi Neuvillette! Brak większej interakcji z ludźmi sprawił, że nie myślisz i Twoja komunikacja jest na poziomie zerowym!

Ciemnowłosy nie odzywał się przez krótką chwilę. Patrzył przed siebie z roztargnionym wzrokiem, powoli popijając sok. 

- Zgadzam się z Tobą. To był ciężki dzień dla wielu osób.

Odetchnąłem z ulgą. Na moje szczęście nie kontynuowaliśmy dalej tego tematu. Mężczyzna zaczął wypytywać mnie o inne rzeczy. Co robię w wolnym czasie? Jakie są moje ulubione potrawy? Czy mam jakieś plany na najbliższe dni?... Oczywiście nie chciałem, by była to jednostronna konwersacja. Odbijałem pytania: ,,A ty?", ,,A Twoje?", ,,Jak u Ciebie to wygląda?". Skoro już zostałem wplątany w spotkanie z nim, to mogłem chociaż odrobinę udawać, że chcę go poznać. Jego mina mówiła, że najwyraźniej się tym cieszył.

Sięgnąłem po następnego koreczka, gdy Wriothesley bez ostrzeżenia nachylił się do mnie, wyciągając rękę. Momentalnie zastygłem w miejscu i zaprzestałem oddechu. Jego dłoń musnęła delikatnie moje ramię. Serce zabiło mi szybciej z obawy przed tym, co miałoby się stać.

- Świetlik. - zaśmiał się, pokazując mi owada na swojej dłoni.

Podniósł ją do góry, a mieniące się stworzonko odleciało w przestworza ku ciemnemu niebu, dołączając do reszty rodziny.

BABYLON  [WRIOLLETTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz