Rozdział*2

41 11 96
                                    

Okolica zmieniała się coraz bardziej. Z każdym kolejnym metrem atmosfera gęstniała i stawała się nieprzyjemna, a wszystko w ciele mówiło, żeby zawrócić. Jedyne światło pochodziło z kuli stworzonej przez Elazera, która oświetlała drogę przed nimi, lecz gęstwina znajdująca się niewiele dalej pozostawała ukryta w mroku. To, co w niej się kryło mogło stanowiło zagadkę, a odpowiedź na nią mogła być zbyt niebezpieczna. Zarówno do Adayi, jak i Becalera dochodziły ślady energetyczne od demonów kryjących się w ciemności. Stworzenia obserwowały uważnie podróżnych, którzy zmierzali prosto do miejsca pobytu Talmaia.

Siedziba demona prezentowała się inaczej niż wyobrażała sobie zaklinaczka. Spodziewała się jakieś jamy, może jaskini, a tymczasem demon zamieszkał w opuszczonym domku, który najwyraźniej przekształcił na swoje potrzeby. Powiększył go przez kolejne skrzydła budynku i podwyższenie dachu; okna zostały właściwie całkowicie zakryte – podobnie jak ściany – czarną substancją nieznanego pochodzenia. Przed wejściem stały dwa demony o wyglądzie zbliżonym do psów, które wyszczerzyły zęby na widok zaklinaczki, maga i demona. Szkarłatne ślepia uważnie śledziły każdy ruch przybyłych.

Serce Adayi biło jak szalone, kiedy podchodziła za Elazerem i Becalerem do budynku. Z bliska dostrzegła, że czarna substancja pokrywająca budynek jest chropowata i matowa. Jej dłoń powędrowała do niej. Chciała dotknąć powierzchni, ale zatrzymała rękę tuż przed ścianą, czując ostrzegawczy wzrok maga na sobie. Cofnęła dłoń. Odsunęła się trochę od ściany.

– Możesz zostać na zewnątrz – wyszeptał Elazer do zaklinaczki. – Nie wiemy, czego możemy się tam spodziewać.

– Pojdę z wami – zaprotestowała od razu, krzyżując ręce na piersi. – Wiem, jak postępować z demonami.

Usłyszała westchnięcie maga. Położyła dłoń na jego ramieniu.

– Spokojnie, nic mi nie będzie – zapewniła, chociaż nie miała takiej pewności.

Wiedziała, że jej słowa nie uspokoiły maga, ale nie chciała pozostawać na zewnątrz, nawet jeśli mu się ten pomysł nie podobał. Nie zamierzała się odpuścić, chociaż jej serce waliło jak młotem, kiedy wraz z towarzyszami zatrzymała się przed wejściem. Becaler nie zmienił swojej formy i dalej pozostawał pumą, co zaskoczyło dziewczynę. Tym razem ją to cieszyło, bo wiedziała, że na pewno skomentowałby jej niepokój, o ile w ten sposób można nazwać uczucie na granicy paniki.

Rozległ się głośny dźwięk, przypominający skrzeczenie, gdy mag pociągnął za sznur służący jako dzwon do drzwi. Odgłos ucichł niespodziewanie, a jego miejsce zastąpiło skrzypienie, kiedy drzwi otworzyły się, wpuszczając ich do środka.

Po plecach Adayi przeszedł zimny dreszcz, gdy weszła do środka. Trzask. Zaklinaczka niemal podskoczyła ze strachu. Chciała oglądnąć się za siebie, ale powstrzymała się, nie chcąc okazywać lęku. Wrażenie, że ktoś ich obserwuje utrzymywało się, gdy zagłębiali się coraz bardziej w domostwo. Wzięła kilka głębszych oddechów, szukając wzrokiem Elazera. Gdyby nie jego kula światła, nic nie dałaby rady zobaczyć.

Wnętrze w żaden sposób nie zostało oświetlone przez właściciela, wręcz wydawał się celowo zaciemniony poprzez czarne ściany i meble, których znajdowało się niewiele. Więcej było tutaj rzeźb, które były jak żywe. Postacie wydawały się zamarłe w krzyku przerażenia.

Światło zgasło.

Niemy krzyk wyszedł z ust zaklinaczki, jednocześnie dłoń powędrowała do sztyletu. Na swoim ramieniu poczuła długie zimne szpony. Ich ostre końce wbijały się delikatnie w jej skórę.

– Nie radziłbym – wysyczał prosto do jej ucha. – Chyba, że chcesz dołączyć do mojej kolekcji.

Adaya opuściła dłoń.

Serce Przeklętej ZiemiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz