Rozdział*5

19 6 5
                                    

Bieg po lesie pełnym demonów mógł być albo ekscytującym, albo przerażającym wydarzeniem. Wszystko zależało, czy było się drapieżnikiem czy ofiarą. Na szczęście tutaj w większości przypadków Becaler mógł określić się pierwszym mianem. Jednak tym razem wyczuł silniejszą energię od jego, a to zwiastowało niebezpieczeństwo.

Niechętnie zwolnił. Energia wydawała mu się znajoma, lecz nie potrafił dokładnie określić dlaczego, bo za bardzo mieszała się z innymi. Dopiero charakterystyczny dźwięk jakby świstu rozjaśnił, z kim ma do czynienia.

Na jednej z gałęzi wysokiego drzewa siedział Malachai, który wyszczerzył kły w uśmiechu. Jego skrzydła złożone za plecami przypominały te występujące u nietoperza, ale największe wrażenie i tak robiły rogi; ostro zakończone, wielkie na długość dwóch dłoni, skierowane ku sobie stanowiły największą dumę demona.

Becaler nie spodziewał się, że w ogóle go tu spotka. W końcu Malachai należał do elity w Deamonium, wierny sługa Króla Demonów. Becaler nie mógł powiedzieć, że cieszył się na to spotkanie. Jego nagłe pojawienie zwiastowało kłopoty.

– Witaj, koteczku! Kto by pomyślał, że Erunt jest takie małe?

I ja mam uwierzyć, że to spotkanie jest zupełnie przypadkowe? Co ty tu robisz? – zapytał w myślach. 

– Ciekawski jak zawsze. Mam ci przypomnieć, jak ostatnio przez nią skończyłeś?

Becaler prychnął. Nie potrzebował przypomnień, a już na pewni nie od Malachaia, który nie szczędziłby kąśliwych uwag pod jego adresem. Kto by pomyślał, że zakradnięcie się do rezydencji Króla Demonów może być złym pomysłem? On wtedy tak nie uważał. Przynajmniej dopóki Malachai go nie przyłapał.

Nie musisz. Założę się, że nie gadasz ze mną dla przyjemności. Czego chcesz?

– Trochę informacji. Privere. Zostały zabrane z Deamonium, a nigdy nie powinny go opuścić. Mówi ci to coś?

Zamieszanie z powodu kilku kamyków. Coś trudno mi w to uwierzyć. Ludzie i tak nie wejdą do Deamonium, to czym się przyjmujesz.

– Ktoś zdradził. Ludziom nie zajmie długo zrozumienie, jak potężne są.

Już się dowiedzieli. – Przeszedł kilka kroków. – Przekonałem się o tym na własnej skórze. Zresztą z tego, co wiem, już co najmniej dwie osoby wiedzą, od kogo je zdobyć. Ale reszta informacji nie będzie za darmo.

– Myślę, że za oszczędzenie życia coś mi się należy.

Martwy ci się nie przydam. Kradzież privere nie zmusiłaby cię do opuszczenia Deamonium.

– Dostałem rozkaz, więc go wykonuję – burknął.

To, co dzieje się w Erunt cię nie powinno interesować, króla również, nawet jeśli kilka privere przedostało się przez granicę. Coś się szykuje, nie mylę się?

– Chyba cię nie doceniłem, koteczku. Nie mogę ci zdradzić, co dokładnie się dzieje, ale nie chcesz być w pobliżu, gdy się zacznie.

Becaler usiadł na ziemi i popatrzył na Malachaia. Wciąż jednak nie rozumiał, co ma z tym wspólnego privere. Wydawało mu się, że elementy układanki wciąż są na tyle niekompletne, że niemożliwe jest ich ułożenie w sensowną całość. Najwyraźniej nie mógł liczyć na więcej.

Tu się zacznie?

– W Sercu Przeklętej Ziemi. A teraz powiedz, co wiesz o privere, a być może pomyślę o wcześniejszym ostrzeżeniu. Kto je ma?

Serce Przeklętej ZiemiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz