Rozdział 3

33 9 0
                                    


   Thomas patrzył na mnie, jakbym była zagubioną owcą w stadzie. Nic bardziej mylnego, chciałam, aby tak mnie postrzegał. Chciałam, aby myślał, że nie mam z tym nic wspólnego, w końcu w jego oczach, to mnie zmarł ktoś bliski i muszę teraz pogodzić się ze stratą. Po mimo, że go nie kochałam to jednak w jakimś stopniu ruszyło mnie jego odejście, nawet jeśli przyłożyłam do tego rękę.

- Ktoś strzelił mu w tył głowy w garażu – odezwał się Thomas, a mnie zwyczajnie otworzyła się buzia ze zdziwienia i do tego łzy samoistnie zaczęły płynąć.

- Ale... – zaczęłam, jednak mi przerwał.

- Połóż się Agness. Porozmawiamy jutro, wystarczy wrażeń jak na jeden dzień, myślę że policja jutro będzie znała więcej szczegółów.

   Skinęłam tylko głową i się odwróciłam. Jednak nie byłam w stanie nawet ruszyć z miejsca, tak jak by coś trzymało mnie tak jak stałam. Jeśli Martin odszedł, do lepszego świata, to bardzo bym chciała, aby nigdy nikt się nie dowiedział co chciałam zrobić.

- Wiem, że Ci ciężko i że nikogo tu nie masz, Martin trochę mi powiedział, ale musisz się trzymać, a z pewnością Margaret nie ułatwi Ci tu życia – dodał i położył swoją dłoń na moim ramieniu, na co tylko się odwróciłam, zrzucając jego dłoń. – Przepraszam – dodał spuszczając głowę.

- Do jutra Thomasie. Oby policja dowiedziała się kto zabił mojego męża – odezwałam się i ruszyłam. Kroki za mną zwiastowały, że Thomas również wyszedł.

   Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kolejny pogrzeb i kolejne kłamstwa. To zaczynało być naprawdę ponad moje siły. Wiedziałam jednak, że to ostatni raz, w końcu obiecałam sobie powrót i rozwiązanie swoich dawnych spraw, a z tym też nie chcę dłużej zwlekać.

   Położyłam się w sypialni i nie wiedząc czemu naszły mnie myśli, że zwyczajnie Martin pojechał na wyjazd o którym mówił i dlatego jestem tu sama. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego ktoś go zabił ? Strzał w głowę? Przecież to było zwyczajne zabójstwo, tylko kto mógł tego chcieć? I dlaczego? Cholera może nie byłam jedyną, która chciała zagarnąć spadek. Zapytam o to jutro Thomasa, może coś się dowie.

   Wzięłam prysznic i zasnęłam jak dziecko, chociaż w nocy się budziłam, przez sny, które nawiedziły mnie non stop. Niestety nie były to dobre sny, a związane ze śmiercią Martina. Później zostałam aresztowana, za zabójstwo, aż w końcu stwierdziłam, że i tak nic z mojego snu już nie będzie. Wstałam i przemyłam twarz, w lustrze niestety bardzo nie spodobało mi się moje odbicie. Wyglądałam, jakby ktoś podpiął mi oczy, nasypał pisaku i na koniec potarł. Z jeden strony to dobrze, będę wyglądała na cierpiętnicę. 

   Ubrałam się w czarną sukienkę na ramiączka przed kolano. Zegarek wskazałam siódmą, wiec nie było tak źle jak mi się wydawało. Ruszyłam jednak do kuchni. Potrzebowałam kawy, a ta niestety była tylko w królestwie Margaret. Po cichu weszłam do kuchni, jednak po kobiecie nie było śladu, może również dotknęła ją śmierć Martina? W końcu pracowała dla niego dość długo, ale jak dla mnie była dwulicowa. Owszem sama nie byłam święta, jednak akurat ją wolałam trzymać na dystans, nigdy raczej by między nami przyjaźni nie było. Zajęłam się ekspresem, który nawet nie był odpalony.

- Królewna już na nogach? –usłyszałam za sobą glos gosposi, przez co upuściłam filiżankę.

- Jak widać, nie musisz się skradać– jęknęłam z żalem.

- Zostaw posprzątam – odezwała się przeganiając mnie ścierka.

- Nie musisz, mam dwie sprawne ręce.

- Ale nie masz już męża, który to sponsorował – dodała złośliwie. Auć. Jest perfidnie wyrachowana w słowach.

- I nie spocznę póki nie dowiem się kto go zabił – dodałam, ruszając do wyjścia.

- A kawa?

- Dziękuję poradzę sobie – odezwałam się trzaskając drzwiami od garażu.

   To jednak był zły kierunek. Dom był ogromny, w końcu Martin lubił przepych, a poza tym nie miał na co wydawać pieniędzy, do póki mnie nie poznał. Teraz jednak, co najwyżej mogę go sprzedać i koniec, lub zostawić i wrócić na wakacje, chociaż są jeszcze inne kierunki na świecie niż Miami.

   W garażu była taśma wokół samochodu. Czyli tutaj go zabito. Tylko kto? Gdzie była w tym czasie ochrona? Kierowca? Jak to się mogło stać ? Dlaczego nikt tego nie widziała, ani nie słyszał? Plama krwi ciągnęła się po płytkach, aż dziw że Margaret jeszcze tego nie sprzątnęła. Nie mogłam przestać patrzeć, zaczęło do mnie docierać, że po mimo iż nie kochałam Martina, to w jakimś stopniu go lubiłam. Spędziłam z nim prawie dwa lata, a jednak z żadnym z moich poprzedników nieudało się dobić takiego stażu.

- Po co tu przyszłaś? Chodź na kawę– odezwała się Margaret.

- Nie wiem odruchowo. Nie wiem czy chce, może wsypałaś mi czegoś do tej kawy – odezwałam się patrząc na kobietę, która otworzyła usta ze zdziwienia.

- Nigdy! – wrzasnęła. – Jestem czasem nie mila, to fakt, ale nigdy w życiu, nie zrobiła bym niczego, aby komuś zaszkodzić.

- Tak? A wczorajsza rozmowa z Thomasem? – zapytałam wprost. Nie było sensu oszukiwać, obie wiedziałyśmy jakie mamy stosunki. Każdy to wiedział.

- Posłuchaj, może nie lubię Cię i nigdy tak się nie stanie, ale w życiu przysięgając na Boga nie zrobiłabym krzywdy drugiemu człowiekowi.

- To gdzie byłaś jak zginął Martin?! Hmm? – warknęłam całą sobą. Chyba złość przeze mnie przemawiała, ale tylko dlatego, bo sama się bałam, że ktoś mnie z tą sprawą w końcu połączy.

- Uspokój się Agnes – westchnęła– mnie tez jest ciężko, wiem że go kochałaś. Widziałam to w waszych spojrzeniach, rozmowach, ale zwyczajnie nie popierałam tego związku, może dlatego taka byłam.

   Nie odpowiedziałam nic, jedynie cicho westchnęłam. To co uważała może i było dla mnie istotne, ale tylko wtedy, gdy miałaby komuś coś powiedzieć, jednak i tu bym uważała.

- Chodźmy stąd nie mogę na to już patrzeć - ruszyłam z miejsca.

   Margaret cicho dreptała za mną, ale jajuż miałam dosyć jej obecności, nie czułam się przy niej komfortowo. Tym bardziej, że zaczęła być dla mnie mila, również nie było na miejscu. Nie chciałam jej fałszywych podchodów, pomimo że sama stwierdziła, że nie będziemy się przyjaźnić, to nadal nie czuła się wokół niej bezpiecznie.

- Mogę zrobić drugą kawę? –zapytała, ale pokręciłam głową.

- Dziękuję, zrobię sama –postawiłam filiżankę pod ekspres i czarna jak smoła kawa zaczęła się lać. Muszę zmienić taktykę, nawet jeśli to ja jestem poszkodowana w tej sytuacji, ale muszę też trzymać się na dystans.

   Z kawą ruszyłam na taras. Potrzebowałam przestrzeni, oddechu, świeżego powietrza, aby wpadło w moje płuca. Co jak co, ale ten dom zaczynał być dla mnie za mały, po mimo, iż miał 400m kwadratowych to mnie dusił. Chciałam już, aby było po wszystkim, nie chciałam czekać na Thomasa, pogrzeb, testament ani inne rozmowy na które zwyczajnie nie miałam ochoty. Jednak nie da się od tak przestawić czasu, za żadne pieniądze świata. Wiec po co człowiek za nimi tak goni? Skoro wielu rzeczy nie da się kupić? Można przecież żyć skromnie, za niewielką pensje. Tylko nie da się nie robić niczego bez nich...Ach ten świat. Wszystko kończy i zaczyna się na pracy, pieniądzach, a rodzina jest daleko za nimi, z tylu. Tylko po co nam rodzina, skoro nie mamy dla niej czasu. Może, gdyby nie praca Martina, to mój pogląd na nasze sprawy i związek by się zmienił? Tego nie wiem, a najpewniej się tego nie dowiem.


   Wypiłam kawę i wróciłam do środka w oczekiwaniu na Thomasa, miał się pojawić niedługo po dziewiątej, tak więc siedziałam w gabinecie męża na kanapie, jak uczennica czekającą na profesora.  

Kolejny mążOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz