Rozdział 1

115 16 3
                                    

   Czas na zmiany...

   Siedziałam wpatrując się w piękny ocean w Miami, w willi mojego nowego męża Martina. Może nie tak nowego, jak bym chciała. Byłam jednak już wykończona psychicznie, fizyczne również na swój sposób. Ileż można oszukiwać? Ile można kombinować? Miałam już wszystko. Pieniędzy starczy mi przynajmniej na dwa życia, prócz tego, które wiodę obecnie.

   Chciałam się zmienić, musiałam to zrobić, nie można żyć wiecznie na rachunek swojej ofiary. Teraz byłam Agnes, wcześniej Kim, jeszcze wcześniej Sone i wiele innych,wykańczała mnie już ta zmiana siebie. Chciałam wrócić do swojego prawdziwego życia, chociaż wiedziałam, że nigdy nie będę już biedną szarą myszką mieszkającą pod Zamościem. Te czasy odeszły i pora znów zmienić swoje życie, lecz wrócić do ojczyzny i nie rzucać się w oczy. Wiele zajmowało mi wtopienie się w tłum tutaj, a tam zacznę życie od nowa i z czystą kartą. Nie będę musiała uciekać, udawać ani wymyślać, będę po prostu sobą. Leną, którą uciekła by znaleźć swoje szczęście.

   Teraz jednak zostało mi jeszcze zakończyć związek, który i tak zbyt długo trwa. Każde moje zlecenie nie trwało dłużej niż rok, a to już wykroczyło na stan prawie dwóch. Wiedziałam, że Martin nie będzie jednak łatwym kąskiem, lecz usilnie dążyłam do celu. Wolno starając się wyjść z twarzą z każdej sytuacji, musiałam teraz uzbroić się w cierpliwość, ponieważ trafił mi się ciężki orzech do zgryzienia.

   Martin miał swoje lata, jak każdy mój były mąż, oczywiście już nie żyjący. Ten jednak był cholernie ostrożny, a wręcz przebiegły. Na moje nieszczęście znał jednego z moich byłych ofiar i sam nie chciał tak skończyć, niestety Agnes była przebiegła i potrafi złapać naprawdę grubą rybę na haczyk, tak by sama myślała, iż upolowała super robaka. Jednak robak potrafi spierdolić nie tylko z haczyka, lecz również od rybki zostawiając jedynie ślady bólu i smutku w otoczeniu innych rybek, które to widziały, a jednak nie potrafiły złapać robaczka. Więc też obeszły się smakiem. 

   Miałam już plan od kilku miesięcy, jak sprawić by Martin zginął, lecz ciągle mi uciekał. Tak jakby wyczuwał, że coś planuję. Owszem trafiały mi się różne paranoję, że ktoś mnie rozpozna, zauważy coś, lub sam Marin zorientuję się, po co tak naprawdę z nim jestem. Jednak nie było to możliwe, dbałam o każdy szczegół w swojej misji, starając myśleć i jak ofiarą i jak złoczyńca. Tylko nadal tkwiłam w martwym punkcie, a to zaczynało mi ciążyć. Mocno siedziało mi w głowie, by zwyczajnie strzelić mu w łeb i powiedzieć policji, że się broniłam przed mężem, tylko nie było to zbyt łatwe w świecie pieniędzy.

   Zawsze wybierałam mężczyzn, którzy nie mieli rodziny, ani dzieci. Samotnych mężczyzn, których można było urobić i najlepiej z grubym portfelem, by mieć z czym wracać i móc żyć na poziomie, jeśli kolejny plan by nie wypalił. W końcu poznanie bogatego faceta, nie odbędzie się w barze pod miastem, czy u mechanika, a już na pewno nie w supermarkecie między półką z winem, a chipsami. Na Martina musiałam uzbroić się w cierpliwość, lecz w końcu i on zmiękł. Jak każdy facet. W końcu kobieta musi znać swoją wartość, a gdy już i to ma w ręce, może zdziałać naprawdę wiele i facet nawet nie wie kiedy, sam zawija się wokół jej palca, stając się zwykłym pionkiem, którym można sterować. Mogą się domyślać, lecz wtedy jest już dla nich zapóźno i nie mogą zrobić żadnego ruchu. Bo ich czas dobiegł końca.

- Agnes? – głos mojego podstarzałego męża, doprowadzał mnie już do szaleństwa, lecz jeszcze przez jakiś czas musiałam go znosić. Tym bardziej, że jego gosposia wyczuwała we mnie zagrożenie. Może miała nadzieję, że bogaty prezes firmy zakocha się właśnie w niej? Niestety, świat tak nie wyglądał. Albo idziesz przepychając się łokciami, albo leżysz i prosisz się, by ktoś w końcu pomógł Ci wstać, co wręcz nigdy się nie wydarzy.

- Jestem na tarasie kochany – odezwałam się najmilej jak potrafiłam. Przyznam szczerze, że zaczynało mnie to tłamsić od środka. Udawanie, dopasowanie i ciągła gonitwa by ugrać wiele na relacji by wyjść obłowiona. Mam naprawdę dosyć.

- Mam wyjazd służbowy, wrócę za kilka dni – stanął przede mną, a ja wiedziałam, że albo teraz, albo będę znów odwlekać to tygodniami lub miesiącami.

- Znowuż? Myślałam, że gdzieś pojedziemy na weekend? – udałam zatroskaną i zawiedzioną znudzoną żonę.

- Interesy kochanie – obrócił się,a ja wstałam. Jako jedyny wyglądał przyzwoicie jak na swoje lata, lecz był stary. Nie miałam się co oszukiwać, młodszy nie będzie.

- Ile potrwa to ,,kilka dni''?

   Stanął i się odwrócił patrząc na mnie inaczej niż zwykle. Tak jakby podejrzewał, że coś kombinuję. A może to tylko moja wyobraźnia? Tak Leno! To tylko wyobraźnia. Robiłaś to już nie raz. Poradzisz sobie i tym razem.

- Wiesz, że tego nie jestem w stanie stwierdzić, możesz wyjechać gdzieś sama – mogę to prawda. Lecz tym razem muszę zaplanować ten weekend co do sekundy.

- Wiem, ale wolałabym spędzać więcej czasu z mężem – ruszyłam mijając go. Chciałam jak zwykle wzbudzić w nim poczucie winy, w końcu tylko tak faceci wiedzieli, że coś robią źle, nawet jeśli tak nie było.

- Wynagrodzę Ci to Agness, jednak dopiero, gdy wrócę – zapewnił tuż za mną.

- Z pewnością, lecz ja mam po dziurki już prezentów! Chcę męża! Wiecznie Cię nie ma! – wykrzyczałam tak by słyszała moje słowa gosposia.

- Obiecuję, że robię to właśnie, abyjuż być przy Twoim boku codziennie.

- Co masz przez to na myśli? –zastanowiły mnie te słowa. W końcu od tego zależy mój plan działania.

- Odchodzę na emeryturę moja droga – o nie! Wiedziałam, że teraz muszę działać szybko. Mój plan musiał wejść w życie nim Martin opuści dom, a jeśli tak się stanie, to nie może podpisać nic co mogłoby pozbawić mnie pieniędzy. Jeżeli to by się stało, to nie zyskam na tym małżeństwie nic, prócz tego co w nie wniosłam.

- Cieszę się! – udałam radość, chociaż w środku cała byłam w szoku.  Układałam  plan błyskawiczny. Nie mogłam pozwolić sobie na taką stratę. Był mi winien godne odejście, za te prawie dwa lata udawanego związku. Udawanego, w sumie tylko ja o tym wiedziałam. – W końcu będziemy mogli cieszyć się sobą! – rzuciłam mu się na szyję i złożyłam pocałunek na policzku.

- Czułem, że to będzie niespodzianka i chciałem oznajmić Ci to dopiero, gdy wrócę, ale jesteś bardzo upartą kobietą Agnes – i cieszę się, że tak się stało. Inaczej bym siedziała za kilka dni podejrzana o morderstwo, którego bym się dopuściła, możliwe iż na oczach innych ludzi.

- Widziały oczy co brały, gdy mnie poznały – zaśmiałam się i odsunęłam.

- To prawda, ale nie żałuję ani sekundę – uśmiechnęłam się i odwróciłam.

- Więc jedź, a ja pojadę nad ocean na weekend. Będę tęsknić – na zawsze niestety.

- Nie mogę się doczekać powrotu –klepnął mnie w pośladek, co było kurewsko mnie na miejscu, lecz ugryzłam się w język, w końcu widzimy się po raz ostatni. Niechciałam by ktoś cokolwiek zauważył. Przecież kochałam go i każdy musiał tak uważać, nie mogłam pozwolić, aby ktoś mógł wto wątpić. Jednak udawanie zaczynało mnie wyżerać od środka.

   Spakowałam walizkę na szybko i byle jak, widziałam, że muszę wykonać jeszcze jedno najważniejsze zadanie, przed samym wyjazdem. W końcu mój jeszcze mąż, sam się nie wykończy, a ja nie mogłam pozwolić by tym razem coś poszło nie po mojej myśli. Nigdy żadnego nie kochałam i nie potrafiłamsię przywiązać, więc i tym razem nie pójdzie nic nie tak. Nie mogłam dać wygrać komuś, na kim mi nie zależało. To ja miałam być na szycie i to już niebawem. Pytanie tylko, czy tym razem się uda? 



Kolejny mążOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz