Prolog

155 20 3
                                    

Małżeństwo w ciszy siedziało przy kominku, pili ciepłą herbatę i tulili się do siebie, opatuleni kocem. Wcześniej dużo rozmawiali, śmiali się, wspominając przeszłość, zarówno tą odległą, jak i taką, która miała miejsce zaledwie kilka dni temu. Teraz jednak zamilkli i po prostu cieszyli się spokojem, tym że są obok siebie. Długo walczyli, by móc spędzać czas w taki sposób i w końcu mogli to robić, bez przeszkód, ignorując wzmagającą się za oknami śnieżycę, bo przecież tutaj nie mogła ich dosięgnąć. Jednak ktoś postanowił zakłócić ich spokój i zmącić senną atmosferę, panującą w małym domku pukaniem. Dźwięk ten był głośny i niespodziewany o tej porze, a jego desperackie brzmienie wyrwało parę z półsnu, w który zaczęła zapadać. Wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia, a mężczyzna wstał spokojnie, wyplątując się z miękkiego koca, odstawiając kubek na niski stolik.

Zawołał w stronę drzwi, iż już idzie, by zapewnić niespodziewanego gościa, iż został usłyszany. Jednak gdy nacisnął klamkę i przyciągnął ją do siebie, wpuszczając do środka chłodny wiatr, nie ujrzał nikogo za progiem. Zimny wiatr wtargnął do korytarza, sprawiając że przez ciało mężczyzny przeszedł dreszcz, szczególnie, gdy ten poczuł chłód na bosych stopach. Mimo to zrobił krok za próg, wytężając wzrok, by przebić się przez mrok i wirujące płatki śniegu, tańczące między drzewami. Dostrzegając ledwie widoczną w ciemnościach ludzką sylwetkę, zawołał za nią, jednak nawet jeśli ktoś faktycznie był gdzieś tam między pniami, nie zawrócił, a mężczyzna nie był przygotowany do pościgu.

Miał już wracać do środka, gdy usłyszał coś co nie pasowało do dobrze znanego mu koncertu podmuchów wiatru i szelestu pozbawionych liści gałęzi, stękających cicho przy mocniejszych uderzeniach żywiołu. Znów zaczął się rozglądać, jednak wciąż nic nie dostrzegał, jednak dźwięk się powtórzył. Ignorując nieprzyjemne uczucie w stopach, gdy stawiał kolejne kroki w śniegu, zalegającym na ganku przed domem, wszedł w ciemność, poszukując źródła dźwięków.

I w końcu je odnalazł, wiklinowy koszyk, leżący tuż przy stopniach, prowadzących na ganek, a w nim małe zawiniątko. W oczach mężczyzny od razu pojawił się ogrom troski, gdy pochylił się i zabrał na ręce zawartość koszyka. Przytulił ją do siebie, szczelnie otulając ramionami i czym prędzej wrócił do wnętrza domu, by uciec przed zimnem. Wrócił do niewielkiego salonu i spojrzał na miłość swojego życia, która wpatrywała się w niego, czekając na jakieś wyjaśnienia.

- Kto to był? – zapytał łagodny, nieco senny głos.

- Nie wiem, uciekał, ale kogoś nam zostawił. Przyda się mleko i gorąca kąpiel – oznajmił, podchodząc bliżej do ognia i wpatrując się w twarz maluszka, którego trzymał w objęciach. Malec patrzył na niego pięknymi brązowo-złotymi oczami, wyciągając w jego stronę malutką, nieco zmarzniętą rączkę, rozsuwając tym samym pieluszki w które był zawinięty. – Co tutaj masz? – mężczyzna ostrożnie złapał jego rączkę i opuścił ją, po czym delikatnie potarł jego małe ramię. Jednak ciemna plama w kształcie sierpa księżyca nie rozmył się, gdy mężczyzna przyjrzał jej się uważnie zrozumiał, że nie jest to brud, tylko znamię.

Po godzinie małżeństwo znów siedziało na kanapie, jednak już nie samo. Malutki chłopiec w pełnych ciepła objęciach spał spokojnie, wykąpany, zawinięty w ciepłą, świeżą koszulę, niczym w ubranko i nakarmiony. Jego policzki nabrały zdrowego koloru, a malutkie usteczka były lekko rozchylone, gdy ten wtulał się przez sen w źródło ciepła, jakim była pierś trzymającej go osoby. Jasne spojrzenie wpatrywało się w niego z zachwytem i rozczuleniem, jakby nigdy wcześniej nie widziało czegoś równie uroczego.

- Jutro trzeba będzie poszukać jego rodziców - zauważył mężczyzna, przyciągając do siebie swoją drugą połówkę i razem z nią patrząc na chłopczyka. – Dowiedzieć się, skąd się tutaj wziął.

- Biorąc pod uwagę, że został zostawiony w koszyku na naszym progu, jego rodzice chyba nie są nim zbytnio zainteresowani.

- Kochanie to chyba trochę zbyt pochopne wnioski – zauważył mężczyzna ze spokojem. – Może coś im grozi i zostawili go, dla jego bezpieczeństwa. Tak się zdarza – zaproponował inne wyjaśnienie.

- A jeśli nie? Co jeśli go nie chcą i nikogo przez to nie ma?

- Jeśli okaże się, że tak jest to wtedy będziemy się zastanawiać co dalej – odpowiedział spokojnie, choć doskonale wiedział do czego zmierza miłość jego życia i miał wątpliwości czy powinni podążać w tym kierunku. – Skarbie, on jest tutaj od godziny i choć wiem że jest ślicznym, małym okruszkiem, to za wcześnie by decydować, że go zatrzymamy – oznajmił od razu.

- Jednak powinniśmy to rozważyć. Jest taki malutki, nie ma nawet miesiąca, góra kilka dni – ramiona tulące chłopczyka, otoczyły go mocniej, chcąc go chronić. – Jeśli nie ma rodziny i my się nim nie zajmiemy, to co się z nim stanie? Mamy go oddać do sierocińca? Jaka przyszłość go tam czeka?

Mężczyzna westchnął i uśmiechnął się wyrozumiale, gładząc średniej długości kosmyki, które ucałował z czułością.

- Za wcześnie by rozważać takie rzeczy – powtórzył cierpliwie. – Umówmy się że na razie zostanie z nami, poszukamy jego rodziców, czy innych krewnych, kogokolwiek, kto będzie coś o nim wiedział. W sytuacji, w której nikogo takiego nie znajdziemy, będziemy myśleć co dalej. Popatrz na mnie i powiedz, że to rozumiesz – poprosił, skupiając na sobie spokojne spojrzenie.

- Dobrze, ale powinniśmy nadać mu jakiś imię, chociaż na czas gdy będzie z nami.

- W porządku, masz jakieś propozycje? – mężczyzna potraktował to jako swego rodzaju kompromis.

- Antony, niech ma na imię Antony, Tony – w odpowiedzi na to maluch otworzył zaspane oczka i spojrzał w pełne ciepła oblicze. – Podoba ci się maluszku? Chcesz być Tony? – chłopiec wydał z siebie pełne radości gaworzenie i delikatnie przekręcił się, po czym znów zapadł w sen. – Witaj w naszym domu Tony, będziesz tutaj bezpieczny.

Znaleziony {Wilcze Kroniki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz