Przeturlałem się po piasku, a gdy w końcu się zatrzymałem, zebrałem w sobie tyle sił, by przekręcić się na plecy i zacząć jęczeć z bólu. Cierpiałem przy każdym oddechu, poobijany. Czułem krew spływającą nie tylko po mojej ręce, ale również po twarzy, która uderzyła o kilka mniejszych kamieni ukrytych w piasku.
- Tony! – chyba jeszcze w życiu nie słyszałem, by dziadek był tak przerażony. – Tony, błagam cię żyj! Inaczej własny syn mnie udusi! – czułem jak jego kroki wzburzają, leżący przy mnie piasek, gdy podbiegał do mnie. Ostrożnie zgarnął mnie w ramiona, zaczynając wycierać moją twarz z piasku. Stęknąłem, zmuszając się do otwarcia oczu, gdy poczułem że te nie są już całe w podrażniających je drobinkach.
- Przed tatą, wykończyłoby cię poczucie winy – wymruczałem, a czując piasek w gardle zacząłem kaszleć. Dziadek chwycił mnie pewniej i lekko uniósł, widząc że dotychczasowa pozycja nie służy mi w wzięciu oddechu. – Jest dobrze – zapewniłem, powoli siadając samodzielnie, krzywiąc się przy tym lekko z bólu, gdy mało rozważnie podparłem się na rannej ręce.
- Nie prawda, nie jest. To co zrobiłeś było szalone i cholernie ryzykowne – oświadczył twardo, ciągle trzymając mnie dłońmi za ramiona, widocznie bojąc się, że bez tego się wywrócę.
Na dźwięk tego stanowczego i ganiącego głosu, spojrzałem na niego, podrażnionymi oczami. Jego oblicze niezwykle rzadko stawało się tak surowe jak w tej chwili i chyba nigdy nie było takie podczas rozmowy ze mną. Czy naprawdę był na mnie zły? Wiedziałem, że nie podszedłem do tego wszystkiego zbyt rozważnie i nie miałem dobrego planu, właściwie to żadnego, jednak chciałem mu pomóc. Przecież nie mogłem bezczynnie stać obok i patrzeć jak ta bestia razem z resztą, rzuca się na niego, niechybnie rozrywając go na strzępy. Miałem już zacząć mu to wszystko wyjaśniać, upierając się przy tym, że nie może się na mnie wściekać, za to iż nie chciałem patrzeć, jak staje się obiadem dla tych potworów, gdy jego twarz zaczęła łagodnieć. Najpierw zniknęła z niej cała surowość, a zaraz później grymas niezadowolenia zmienił się w rozbawiony, pobłażliwy uśmiech.
- Jednak zapewne uratowałeś mi tym życie. Dziękuję. Było to głupie, ale przy tym odważne i skuteczne. Jestem pod wrażeniem, tego jak sobie poradziłeś i przy okazji bardzo dumny – gdy spróbował mnie przytulić, zacząłem zdrową ręką uderzać go w ramię, wywołując jego cichy śmiech.
- Dziadkuuu! Nabrałeś mnie! Myślałem, że się na mnie wściekniesz! – poskarżyłem się, niezadowolony, iż ten tak sobie ze mnie zażartował. Jednocześnie czułem w swoim wnętrzu falę ciepła i ekscytacji wywołanej, jego słowami, szczególnie tymi, iż ten jest dumny i pod wrażeniem. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło.
- A ja przez chwilę, że umarłeś, to który z nas miał się gorzej?
- Ja! – oznajmiłem bez wahania. Prawda była taka, iż widok tej surowej miny wzbudził we mnie więcej strachu i niepokoju, niż cała ta walka z pomiotami.
Naprawdę wolałbym się jeszcze raz zmierzyć z tym wielkim, wilczym czymś, niż musieć radzić sobie ze złością dziadka. Widząc jednak, jak ten uśmiecha się coraz szerzej, zostawiłem w spokoju jego ramię i sam zacząłem się śmiać, uświadamiając sobie przy okazji, że przecież sam o mały włos nie zostałem zjedzony. Ulga, że do tego nie doszło w jakiś sposób jeszcze spotęgowała moje rozbawienie, a to podziałało podobnie na dziadka. Ten przytulił mnie do siebie i razem ze mną opadł na piasek. Mruczał coś pod nosem, o tym co powiedziałby moim rodzicom, a ja chichotałem przez to jeszcze bardziej.
Śmiech był naszym sposobem, by dać upust napięciu i stresowi, który towarzyszył nam podczas walki. Dla kogoś z boku ta mogła wyglądać tak, jakbyśmy wszystko mieli pod kontrolą i niczego się nie obawiali. Jednak prawda była taka, że pod grubą warstwą adrenaliny, która budziła się w nas wraz z wykonaniem pierwszego ataku, ukrywaliśmy wiele strachu o siebie nawzajem. Gdy starcie dobiegało końca, a bitewny szał mijał, zaczynało do nas docierać, jak wiele rzeczy mogło pójść nie tak i w ilu miejscach otarliśmy się niemal o śmierć. Czasami wywoływało to niekontrolowany płacz, innym razem irytacje, lub, tak jak teraz, wręcz niekontrolowany śmiech.
CZYTASZ
Znaleziony {Wilcze Kroniki}
FantasyNikt nie wie skąd konkretnie Tony wziął się na progu niewielkiego domku, stojącego samotnie w środku lasu. W koszyku, w którym leżał nie było żadnego listu, czy pamiątki, mającej wskazać jego pochodzenie, a ten kto go podrzucił, był ledwie widoczną...