Z pewnym trudem dosiadłem swojej klaczy, która czekała w towarzystwie ogiera dziadka, na szczycie klifu. Siedząc już na jej grzbiecie, spojrzałem raz jeszcze w kierunku plaży, machając dziadkowi na pożegnanie, który ciągle jeszcze nie wszedł do jaskini, widocznie upewniając się, czy naprawdę odjechałem. Uśmiechnąłem się na to i gdy tylko otrzymałem odpowiedź na swój gest, lekko trąciłem piętami Szarlotkę, która spokojnie ruszyła w stronę domu.
Doskonale znała trasę, a widok tego, jak niezgrabnie wdrapywałem się na jej grzbiet, jasno dawał jej do zrozumienia, iż ma nie szaleć. Stawiała więc spokojnie kopyto za kopytem, a trawa wokół nich stopniowo zmieniała się w liczne kwiaty.
Rozległe wrzosowiska dookoła mieniły się odcieniami fioletu i różu, kiedy słońce powoli opadało, ku ciemniejącej na horyzoncie, poszarpanej linii górskich szczytów. Wiejąca od strony morza bryza, co raz delikatnie przemykała między nimi, sprawiając, że te falowały, a wraz z nim dookoła mnie, tańczył słodki zapach. Wdychałem go z każdym oddechem, czując jak momentami kręci mi się od niego w głowie.
W takiej scenerii, wypełnionej spokojem kończącego się dnia, kołysząc się delikatnie na grzbiecie wierzchowca, czułem jak po wcześniejszych falach bólu, moje ciało zaczęło zalewać zmęczenie. Nim się spostrzegłem, mrużyłem sennie oczy, walcząc z tym by nie zamknąć ich na zbyt długo i nie pozwolić sobie na zapadnięcie w drzemkę. Coraz słabszy, pochyliłem się do przodu, przytulając do szyi Szarlotki i zaciskając palce zdrowej ręki na jej grzywie.
Czując bijące od jej ciała ciepło, szybko zrozumiałem, iż popełniłem błąd, jednak nie miałem już sił, by się wyprostować. Zostałem więc tak, po niedługiej chwili, odpływając do stanu pomiędzy snem, a jawą, gdzie niewyraźny świat przesuwający się przed moimi oczami powoli zlewał się z wytworami wyobraźni.
Przesuwające się po niebie chmury, malowane w pastelowe kolory, przez zachód słońca, zaczęły przybierać kształty dawno już nieobecnych tutaj smoków, tańczących na niebie. W niektórych momentach, gdy docierały do mnie mocniejsze podmuchy wiatru, jakaś część mnie była przekonana, że słyszy w nim uderzenia ich potężnych skrzydeł, oraz rozbrzmiewający gdzieś tam w dali ryk. Moje usta mimowolnie uśmiechały się delikatnie, gdy umysł poddawał się tym fantazjom, żałując, że te nie są rzeczywistością, choć jeszcze parę wieków temu mógłby nią być.
Z czasem wrzosowiska ustąpiły miejsca lasowi, gęstniejącemu z każdym kolejnym krokiem. Blask ciepłych promieni słońca, łączył się w tańcu z cieniami rzucanymi przez otaczające mnie stare drzewa, pnące się ku niebu. Wyginające się cienie, majaczyły przed moimi oczami, przybierając najróżniejsze kształty, a szum liściastych koron, czasami zamieniał się w dziewczęcy chichot. Czasami, gdzieś w przeplatance blasku i cienia, dało się dostrzec ruch. Przemykające od schronienia do schronienia, stapiające się z kolorami lasu, kobiece sylwetki. Jedynie ciche parskanie klaczy, którym ta odpowiadała na melodyjny śpiew, ukryty w dźwiękach wiatru, dawał mi pewność, że dostrzegane przeze mnie cienie nie są sennymi majakami.
W krainie tak starej i przesiąkniętej magiom, jak Belond, gdy wkraczało się do miejsc nieokiełznanych w pełni przez człowieka, bardzo rzadko było się w nich samemu. Wielu świadomość tego przerażała, dręczyło ich przez to uporczywe poczucie bycia obserwowanym, jednak ja nie miałem z tym problemu. Wiedziałem, że tego co kryje się w lesie nie należy się bać, tak długo, jak samemu nie da się temu powodu by bało się nas.
Mimo to, gdy las nagle zaczął robić się ciemniejszy, poczułem ukłucie niepokoju. Obserwujące mnie do tej pory, ciekawskie sylwetki nagle zdawały się rozpierzchnąć, znajdując schronienie we wnętrzach drzew. Kojący szum liści, cichy i spokojny, stał się o wiele gwałtowniejszy, przemieniając w złowrogie trzeszczenie, uderzających o siebie gałęzi. Powietrze stało się zimne, wywołujące dreszcze na ciele, a gniewne gwizdy wzburzonego wiatru zaczęły mieszać się z innym dźwiękiem. Nie wiedziałem skąd ten pochodzi, zdawał się dobiegać z wszystkich stron na raz, rozpaczliwy, dziecięcy płacz.
![](https://img.wattpad.com/cover/374163872-288-k380601.jpg)
CZYTASZ
Znaleziony {Wilcze Kroniki}
FantasíaNikt nie wie skąd konkretnie Tony wziął się na progu niewielkiego domku, stojącego samotnie w środku lasu. W koszyku, w którym leżał nie było żadnego listu, czy pamiątki, mającej wskazać jego pochodzenie, a ten kto go podrzucił, był ledwie widoczną...