~8~

48 8 4
                                    

- Naprawdę muszę? – skrzywiłem się, widząc przyniesione przez tatę odświętne ubrania. Nie znosiłem tych wszystkich eleganckich kaftanów, wyszywanych kamizelek, czy zdobionych koszul. Były drogie, niewygodne i niepraktyczne. Już patrząc na nie, czułem jak te krępują moje ruchy, nie mówiąc o tym co będzie po założeni ich. – Nie mogę pójść w moich ubraniach? – wbiłem w Flawiana błagalne spojrzenie. – Przecież są czyste.

- I co najmniej cztery razy cerowane. Tony, nie zachowuj się jak małe dziecko, to oficjalne, królewskie przyjęcie, oczywiście, że nie możesz pójść tam w takim stroju. Czy naprawdę musimy przez to przechodzić za każdym razem? – zapytał, nie ukrywając swojego zmęczenia tym tematem.

Faktem było, iż podobne rozmowy odbywaliśmy prawie przy każdej takiej okazji i to od dobrych kilku lat, jednak ja nie miałem zamiaru się poddać. Szczerze wierzyłem, że jeśli będę stawiać w tym temacie opór dostatecznie dużo razy, to rodzice w końcu odpuszczą. Szczególnie, że przecież dziadek również się nie przebierał, wręcz przeciwnie, nie raz zdarzało mu się przyjść w środku bankietu w koszuli poplamionej krwią, nalać sobie wina i ostentacyjnie usiąść na najbliższym wolnym krześle, wyciągając nogi na sąsiadującym, lub nawet na stole. Jakby chciał powiedzieć, że pozostali goście mają szczęście, iż w natłoku obowiązków znalazł w ogóle chwilę czasu by się pojawić. Zazdrościłem mu, że mógł zachowywać się w ten sposób, również tak chciałem. By podkreślić swój sprzeciw, wobec wymogu noszenia tego niepraktycznego stroju, założyłem ręce na piersi, prostując się przy tym, dając do zrozumienia, iż łatwo nie ustąpię.

- Skoro nie mogę iść w swoich ubraniach, to może wcale nie pójdę. I tak nie najlepiej się czuję – zaproponowałem swego rodzaju kompromis, szczególnie, że naprawdę nie czułem się zbyt dobrze.

Wszystko przez tamten list od Sigmy. Miał on zakończyć oczekiwania i w końcu jakoś mnie uspokoić, sprawić że moje myśli zaczną ignorować wszystko inne, skupiając się na Próbach. Zamiast tego sprawił, że kolejne dni cały czas chodziłem z zaciśniętym żołądkiem, nie potrafiąc jeść i kiepsko śpiąc. Nawet wspólna podróż z rodzicami i dziadkiem, czyli jedna z moich ulubionych rzeczy, nie poprawiała mi humoru. Nie potrafiłem się nią cieszyć, w głowie cały czas śledząc treść listu. Raz po raz, ciągle od nowa. Wierzyłem, że może dziadek zrozumie z tego wszystkiego więcej, ale on również tylko bezradnie rozkładał ręce. Na dodatek okazało się, że Sigma, z którym miałem się spotkać pojawi się w stolicy dopiero po przyjęciu.

Nawet gdybym chciał iść na uroczystość, do czego było mi daleko, gdyż te oficjalne spotkania były nudne, długie i trzeba było należycie się na nich zachowywać, to jak miałbym się niby ją cieszyć, w takiej sytuacji? Potrafiłem myśleć wyłącznie o czekającej mnie rozmowie i nie były to przyjemne myśli. Skoro i tak miałem spędzić wieczór denerwując się tak mocno, iż zaczynało mnie mdlić, to wolałem przynajmniej zostać w pokoju, gdzie nie będę musiał sztucznie uśmiechać się do stada przychlebiających się rodzinie królewskiej szlachciców.

- To urodziny twojej kuzynki, przyjechaliśmy tutaj specjalnie po to by je z nią świętować.

- Chyba wy przyjechaliście po to, ja tutaj jestem, by dowiedzieć się co z moimi Próbami – prychnąłem.

Nie miałem nic przeciwko Alettcie, wręcz przeciwnie, lubiłem ją, w dzieciństwie byliśmy sobie nawet dość blisko. Jednak cała ta pełna przepychu otoczka była dla mnie odpychająca. Gdyby zamiast tego ciocia zorganizowała jej kameralne przyjęcie dla nas jako rodziny i jakiś bliskich przyjaciół, to wziąłbym w tym udział o wiele chętniej. Jednak zamiast tego byłem zmuszany by brać udział w tym pełnym sztuczności i obłudy, kiepskim spektaklu.

- Tony...

- Tato, ja nie chcę, dlaczego nie możesz mi odpuścić? Ty też nie lubiłeś takich przyjęć, wiem to. Wujek mi opowiadał – wytknąłem mu, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego choć tata sam nigdy nie lubił takich wydarzeń, próbuje zmusić do nich mnie.

Znaleziony {Wilcze Kroniki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz