Rozdział 1 - Anastazja - Jak stracić równowagę i spaść z roweru

36 3 16
                                    

Miałam wrażenie, że świat się przechyla. Jednak nie, to przecież niemożliwe. To ja właśnie spadałam na bok z roweru. Tak zapatrzyłam się na ten piękny dom obok, którego właśnie przejeżdżałam, że zapłaciłam za to wypadkiem. Upadek był całkiem bolesny, wylądowałam na boku, a że zachciało mi się założyć dzisiaj moje ulubione krótkie spodenki to starłam sobie nieco bok nogi. Posiedziałam tak chwilę, z rowerem leżącym na mnie i próbowałam się otrząsnąć z zaistniałej sytuacji. Kiedy ból już nieco zelżał, podniosłam się i oparłam mój pojazd o pobliski murek otaczający winowajcę mojego twardego lądowania. Obrażenie nie były poważne, więc zaraz o nich zapomniałam. Miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie, musiałam go narysować. Właściwie już byłam spóźniona na moje spotkanie, ale Emi na pewno się nie obrazi, zna mnie nie od dzisiaj i wie, że jak coś zobaczę godnego uwiecznienia to nic mi w tym nie przeszkodzi, a ten dom był idealny do mojej mangi, nad którą teraz pracowałam. Nie mogłam przepuścić takiej okazji.

Poszczęściło mi się, bo brama do okazałej posiadłości stała otworem. Zaraz za nią znajdowało się masywne drzewo idealne, żeby pod nim usiąść i zabrać się za pracę. Zdjęłam z siebie kurtkę dżinsową i rozłożyłam ją na trawie pod drzewem, usiadłam i wyjęłam z torby mój szkicownik. Czasami lubiłam narysować coś w tradycyjny sposób, a potem dopiero przenieść to do programu graficznego i doszlifować. Zresztą teraz nie miałam wyboru, bo w moim iPadzie padła bateria, więc pozostał mi tylko ołówek i kartka. Spojrzałam jeszcze raz na dom, a raczej posiadłość przede mną i zaczęłam ją szkicować. Idealnie będzie pasować jako miejsce akcji mojej mangi. Główna bohaterka pochodziła z bogatej rodziny i mogłaby mieszkać w podobnym budynku.

Przed domem po całej długości rozciągała się pokaźna weranda, na której rozstawione były fotele bujane i wiklinowa sofa. Idealne miejsce na spotkanie klubu książki, pomieściłoby się z dziesięć osób. Na werandę prowadziło kilka schodków, a przy niej rosły krzaki różane, które były teraz w pełnym rozkwicie. Dom miał ciemno zielony dach i ciemnobrązową elewację, wyglądał jak z bajki. Ciekawa jestem jak wygląda od tyłu. Drzwi wejściowe domu były masywne i podwójne, w kolorze podobnym do dachówek. Miały w sobie piękne, kwiatowe witraże, które oświetlone musiały dawać wspaniały efekt. Och jak ja chciałabym zajrzeć do środka i zobaczyć cały wystrój. Byłam pewna, że jest równie przepiękny.

Nagle nad głową usłyszałam chrząknięcie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam przystojnego mężczyznę spoglądającego na mnie z zaciekawieniem.

- Zgubiłaś się Calineczko? - odezwał się nieznajomy, pięknym głębokim męskim głosem.

Pomyślałam, że to może być właściciel mojego zauroczenia, albo syn właścicieli. Prędzej to drugie, bo kto w tak młodym wieku posiadałby taką rezydencję. Chyba, że go odziedziczył. Jego wiek oceniłam na pomiędzy 25 a 30 lat. Był wysoki, ale przy moich 150 centymetrach każdy wydawał się dla mnie olbrzymem. Ten był dodatkowo dosyć szeroki w barach i dobrze zbudowany, na pewno dużo ćwiczył. Całkiem miły dla oczu, ale jak dla mnie za duży, nie lubiłam nadmiernie zadzierać głowy kiedy z kimś rozmawiałam a co dopiero jakbym miała takiego pocałować.

- Halo, ziemia. Nie przeszkadza mi twoja obecność, ale chyba jesteś ranna. - wskazał na moje lekko krwawiące udo, o którym już dawno zapomniałam.

- A, przepraszam. To nic wielkiego, szybko się zagoi. Przepraszam zobaczyłam ten piękny dom i musiałam go narysować.

- Widzę, że prawdziwa z ciebie artystka. Często tak bujasz w obłokach? Musisz bardziej uważać. - wyciągnął do mnie rękę, na którą popatrzyłam całkiem zbita z tropu. Nie jestem jeszcze gotowa na wstawanie, muszę dokończyć rysunek. Nie chciałam mu jednak tego mówić, bo i tak już chyba wziął mnie za wariatkę. - Chodź ze mną do środka, mam apteczkę, opatrzymy twoją nogę. Nie powinnaś tak chodzić z nieoczyszczoną raną. No już wstawaj. - pomachał mi znowu swoją ręką przed twarzą. Zamknęłam niechętnie szkicownik i schowałam go do torby, po czym chwyciłam jego rękę i wstałam z jego pomocą. Zabolała mnie lekko noga, kiedy się prostowałam. Jednak chyba mocniej ją obiłam.

Dom czterech sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz