*Kolejnym przystankiem tego dnia była Złota Uliczka. Przemierzali wybrukowaną ścieżkę, rozglądając się żwawo. Wielobarwne, malutkie budyneczki wprawiały w beztroski, baśniowy nastrój przechodniów wokół. Alejka była gwarna, raz po raz dzieci przebiegały między nogami dorosłych, niosły się po niej śmiechy i głośne rozmowy.
Życie nie szczędziła Śmierci szczegółów, kiedy zmierzali w kierunku jej ulubionej kawiarni.
– Wiesz, dlaczego nazywają to miejsce Złotą Uliczką? – zapytała, unosząc jedną, ciemną brew ku górze. Śmierci to nie obchodziło, ale gdy widział ekscytacje, bijącą z jej twarzy, musiał zapytać. Chciał widzieć jej szczęście, szczególnie, jeżeli to miał być ich pierwszy i zarazem ostatni, wspólny dzień.
– Dlaczego?
– Dawno temu, kiedy po świecie chodzili jeszcze prawdziwi alchemicy, to właśnie tutaj część z nich podejmowała się prób stworzenia złota. To całkiem zabawne, byli tak blisko z czerwoną tynkturą... Jednak im się nie udało. – Wzruszyła ramionami.
– Ten budynek – wskazała palcem na dom po prawej – należał do jednego z nich, który był najbliżej właściwego rozwiązania.
– Czemu mu się nie powiodło? – zapytał Śmierć, autentycznie zainteresowany tematem.
– Zazdrosny asystent doniósł na niego i został stracony.
– Ludzie wydają się być kontrolowani przez emocje – stwierdził Śmierć. Oczy życia zabłyszczały delikatnie w rozbawieniu.
– Emocje to część życia, czyż nie? – zapytała głosem tak głębokim, że Śmierć nie miał wątpliwości, co do tego, że te zdanie miało podwójne dno.
– Zapiszę to motto w swoim dzienniczku – zażartował.
W porze południowej weszli wreszcie do kawiarni. Kiedy Śmierć za szklaną szybą zobaczył przeróżne słodkości, jego ciemne oczy lekko zamigotały. Nie uszło to uwadze Życia, której usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
– Chciałbyś może zjeść coś ze mną do tej kawy? – zaproponowała, ujmując go pod ramie.
– Może coś małego – przyznał, obracając się w jej kierunku.
Kobieta położyła delikatną, drobną dłoń na jego klatce piersiowej. Ta w odpowiedzi gwałtownie się poruszyła, gdy Śmierć wziął głębszy wdech. Znów czuł te przyciąganie, które zwiastowało zgubę. Życie przyciągała go, sprawiała, że pragnął, a nigdy nie powinien niczego pragnąć. Odsunął się nieznacznie od kobiety, na której to nie zrobiło większego wrażenia. Czuła, że ma go coraz bardziej w garści, czuła, jak ociepla się w stosunku do niej, a wiedziała, że zostało jej jeszcze parę godzin.
Po dzisiejszym dniu Śmierć miał z nią zostać.
Zajęli miejsca przy malutkim stoliku zaraz obok ogromnej szyby. Na blacie stała pojedyncza, czerwona róża w jasnobeżowym flakonie. Obok niej znajdowała się samotna świeczka. Życie uśmiechnęła się filuternie do chłopaka i pstryknęła palcami, rozpalając knot. Kiedy nachyliła się w jego kierunku, zabrakło mu tchu, chociaż przecież wcale nie potrzebował tlenu.
– Jak się bawisz? – zapytała półszeptem, wpatrując się w jego oczy. Znów zaatakował go ten jej żywy zapach, który sprawiał, że tracił zmysły.
– Dobrze – przyznał szczerze, zagarniając tym sobie kolejny zabójczy uśmiech Życia.
– Ja bawię się przecudownie – poczuł, jak nagle naga stopa kobiety dotyka jego łydki. Mięśnie na plecach mężczyzny spięły się w pierwotnym oczekiwaniu. Uśmiechała się do niego leniwie, powoli poruszając się w górę jego nogi, przyprawiając go o dziwne odczucie.
CZYTASZ
Historia Życia i Śmierci
RomanceOneshot Siedem Bóstw w siedem dni stworzyło to, co nazywamy światem. Pierwszego dnia światłość, żeby wszelkie stworzenie, które nadejdzie po niej, było widoczne i mogło się grzać w jej blasku, nie zaznając zbytniego chłodu. Drugiego dnia materie ni...