Śmierć po dłuższej debacie przystał wstępnie na propozycję Życia. Umówili się, że spotkają się w kawiarni na rogu modnej dzielnicy Pragi o siódmej i rozpoczną dzień wspólnym śniadaniem.

Życie już na niego czekała, ubrana w zieloną sukienkę i jeansową kurtkę. Siedziała przy drewnianym stoliku, niecierpliwie stukając paznokciami o jego blat. Wpatrywała się w drzwi wejściowe, a jej oczy wręcz zabłyszczały, kiedy śmierć przez nie przeszedł. Chłopak związał długie włosy w luźnego koka, który obijał się o jego kark. Ubrany w zwykłe jeansy i jasną bluzę wyglądał tak normalnie, że Życie musiała siłą odepchnąć od siebie fantazje na temat tego, co by było, gdyby byli po prostu ludźmi. Chłopak dosiadł się do jej stolika w milczeniu i obserwował ją spojrzeniem ciemnych oczu.

– Cześć – odezwała się pierwsza, rozciągając usta w niepewnym uśmiechu. Sytuacja była na tyle nietypowa, że Życie straciła nieco pewności siebie. Śmierć czując to, uniósł jedną z brwi i nachylił się nad stolikiem.

– Cześć – odpowiedział i odgarnął ciemny kosmyk z jej twarzy, wprawiając ją w zakłopotanie. Życie zarumieniła się i spuściła wzrok.

– Po dzisiejszym dniu... Masz przestać próbować, rozumiesz? – zapytał, tak łagodnie, jak gdyby wcale nie pytał jej, aby przestała oddychać. Żyć. Kochać.

Serce dziewczyny omal się nie zatrzymało, chociaż to przecież było niemożliwe.

Na szczęście szybko się z tego otrząsnęła, pamiętając, że ma tylko ten jeden dzień, aby go przekonać do tego, aby zostali razem.

– Oczywiście. Wierzę, że po tym dniu, nie będę już musiała próbować, bo nie pozwolisz mi już odejść – powiedziała zaczepnie, ignorując głuchy ból w piersi.

Odpowiedział jej spojrzeniem przymrużonych, ciemnych oczu. Wpatrywał się w nią z irytacją, ale nie wytrzymał długo. Sposób, w jaki się do niego uśmiechała, chociaż w jej oczach widział ból, zmiękczał jego nieistniejące serce.

– To... Od czego zaczynamy? – zapytał niepewnie. Nie wiedział, jak żyć, co robią śmiertelnicy w czasie wolnym. Jak spędza się czas, kiedy można robić to, czego dusza zapragnie?

– Od śniadania. Zamówiłam już coś dla nas i jestem całkowicie pewna, że ci posmakuje!

Spojrzał na nią tępo.

Nigdy nie jadł, bo przecież nie musiał.

Dziewczyna najwyraźniej wiedziała, o czym pomyślał, a przynajmniej tak się wydawało, gdy brało się pod uwagę jej następne słowa.

– Wiem, że nie musimy jeść, ale zaufaj mi, pokochasz to. Ludzie doskonale wiedzą, jak znaleźć zmysłową przyjemność. – Brzmiała, jakby wierzyła w to, co mówi. Może dlatego Śmierć nie zaprotestował, kiedy do ich stołu kelner przyniósł parę talerzy wypełnionych świeżymi wypiekami.

– To jest croissant – powiedziała wesoło, podnosząc rogalika i wpychając go praktycznie na twarz blondyna. – Powąchaj, pachnie jak czysta słodycz.

Mimowolnie zrobił to, faktycznie, „croissant" pachniał przyjemnie i wyglądał ładnie, ale dalej nie rozumiał jej ekscytacji. Dziewczyna niezrażona jego brakiem reakcji przerwała rogala na pół i podała mu jedną z połówek.

– Spróbuj – nalegała łagodnie.

Posłuchał. To przecież był jej dzień, robił to dla niej. Najpierw niepewnie otworzył usta i wziął gryza, ale gdy momentalnie słodycz rozlała się w jego ustach, zapragnął kolejnego. Może i zawstydziłby się tym, jak szybko pochłonął wypiek, gdyby nie szeroki uśmiech na ustach Życia, która pałaszowała swoją połówkę powoli, obserwując go cały czas.

– Potrzebuje... – Zaczął, ale ona już wiedziała. Podsunęła mu szklankę wypełnioną żywo żółtą cieczą.

– Musisz się napić. To normalna reakcja na cukier.

Szybko opróżnił szklankę do połowy. Tym razem smak był cierpko–słodki, płyn lekko szczypał jego język.

– Co to? – zapytał, zataczając małe koła szklanką i wpatrując się w sposób, w jaki płyn porusza się w jej ramach.

– Świeży sok pomarańczowy. Mój ulubiony – wyszczebiotała.

Posiłek przeciągał się, trwał dłużej niż zwyczajne, ludzkie śniadanie. Życie raczyła Śmierć wszystkim, co kochała. Tostami po francusku, rogalikami, świeżym dżemem, owocami i parzoną kawą. Mężczyzna czerpał z tego o wiele więcej radości, niż zakładał. Każdy smak był inny, ale też intensywny. Czuł się, jakby przez chwilę żył.

Nie spodziewał się tylko jednego. Kiedy wstali od stołu, poczuł się tak bardzo zmęczony.

Życie się zaśmiała i ujęła jego dłoń bez wahania, jak gdyby to było coś, co robiła od lat.

– Po dużym posiłku najlepiej jest odpocząć. Znam miłe miejsce – oznajmiła i pociągnęła go za sobą. Śmierć nie protestował, nie śmiałby, nie kiedy widział, jak wielki uśmiech występuje na jej twarz, kiedy może pokazać mu coś, co zna i kocha, a co dla niego jest obce i nowe.

*

Wylądowali na nabrzeżu. Życie mimo zimna bez wahania ściągnęła buty i zanurzyła stopy w wodzie, go namawiając do tego samego. Zrobił to bez wahania, ale kiedy jego skóra dotknęła tafli wody, aż syknął.

– To jest – powiedział podniesionym tonem, ale nie dał rady dokończyć, Życie była szybsza.

– Zimne! – krzyknęła i roześmiała się, opadając na plecy. Czarne włosy opadły na trawę, tworząc ciemną aureolę wokół jej anielskiej twarzy. Jasne oczy jaśniały jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy się śmiała. Miał ochotę scałować ten śmiech z jej ust, poczuć go głęboko w sobie, ogrzać się w nim. Życie miała w sobie tyle ciepła, a jedynym, co on mógł jej zaoferować, był chłód.

Ta myśl sprawiła, że na powrót się zasępił.

Życie przyglądała mu się, widząc nagłą zmianę nastroju. Brązowe tęczówki wydawały się ciemnieć, kiedy wpatrywał się tępo w horyzont. Usiadła powoli i dźgnęła go w policzek paznokciem, aby zwrócić jego uwagę. Podziałało.

– Widzisz ten duży budynek? – zapytała, wskazując palcem na budowlę, znajdującą się po drugiej stronie Wełtawy.

– Tak – mruknął, spoglądając w tamtym kierunku. Faktycznie, budynek był imponujący. Budowla wykonana z jasnego kamienia wyglądała na starą, ale dobrze zakonserwowaną. Była wysoka, mocarna i pełna zdobień.

– To Teatr Narodowy. Jest przepiękny, ale musieli go budować i budować raz za razem. To całkiem smutne, zwykli ludzie złożyli się na budowę, wyczekiwali tego budynku, a on spłonął. Odbudowali go rzecz jasna, ale już w trakcie przebudowy miał miejsce kolejny pożar. Wiesz, dlaczego ci to mówię?

– Dlaczego? – zapytał, autentycznie zaciekawiony.

– Piękne rzeczy są trudne do osiągnięcia, a po drodze do nich zdarzają się wpadki, nawet tragiczne. To nie znaczy, że nie warto do nich dążyć – wyszeptała, wpatrując się w niego z nadzieją miażdżącą jego serce. Przeszedł go dreszcz, gdy nachyliła się tak blisko, że gdyby tylko ruszył się nieco do przodu... Pocałowałby ją. Poczułby te całe ciepło, które od niej emanowało, jak gdyby była słońcem. Pozwoliłby sobie kochać i być kochanym. Ta wizja była hipnotyzująca, przyciągała go do siebie tak, jak śpiew syreny ciągnął marynarzy na zgubę i mało brakowało, a pewnie by się poddał, gdyby nie nagły hałas.

Staruszka w czerwonej huście na głowie maszerowała w ich kierunku, uderzając drewnianą łyżką o rondel. Śmierć uniósł obie brwi, wpatrując się w nią z ciekawością i niejakim przerażeniem.

– ŚMIERĆ NADCHODZI – skandowała skrzeczącym głosem. Mężczyzna rozdziawił usta, a Życie do swoich przycisnęła dłonie w próbie pohamowania maniakalnego śmiechu.

– Gdybyś wiedziała, starucho – mruknął blondyn pod nosem.

Babcia nie zwróciła na nich uwagi, szła dalej, a kiedy wreszcie nie dało się jej dłużej słyszeć, Śmierć miał znów nad sobą kontrolę i obiecał, że więcej jej nie straci.

Było za blisko.

Stanowczo za blisko. 

Historia Życia i ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz