Rozdział 2

207 54 11
                                    

KAMALA

– Steven, naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? – Pochyliłam się nad stolikiem, opierając przedramiona na drewnianym blacie.

Siedziałam naprzeciwko narzeczonego w jednej z jego ulubionych restauracji.

– Żabciu, to tylko doda więcej pikanterii w naszym związku. – Przyglądał mi się, jednocześnie nawijając na widelec sporą porcję makaronu.

– Między nami nie ma już nic, poza przyjacielską relacją, więc pomysł z tym klubem... Nie wiem. Nie jestem do końca przekonana.

Sięgnęłam po szklankę z wodą, po czym rozejrzałam się wnętrzu stylizowanym na pałacowe luksusy. Wielkie kryształowe żyrandole zwisały z sufitu, wysokie okna przysłaniały kotary z ciężkiego materiału, obszyte grubą, złotą nicią, a stoły przystrojono, jakby za moment miała się tu odbyć królewska kolacja, a nie zwykłe spotkania w gronie znajomych czy partnerów biznesowych.

Wszystkiego było tu za dużo. Wszystko nadmiernie błyszczało, a ludzie pojawiali się tu tylko po to, by podzielić się usłyszanymi plotkami, a nie spędzić przyjemnie czas ze znajomymi. To miejsce przesiąknięte było obłudą, pozorami i nieszczerością, a mnie nigdy wcześniej nie zastanowiło, dlaczego Steven tak bardzo uwielbiał tu przychodzić.

Kilka miesięcy temu odbyliśmy poważną rozmowę dotyczącą naszego związku. Steven przekonał mnie, że potrzebuje jeszcze trochę czasu i niechętnie, ale zgodziłam się przez wzgląd na naszą wspólną przeszłość. Jednak teraz gdy nagle wyskoczył z tym idiotycznym pomysłem, już nie byłam taka przekonana, czy dobrze zrobiłam.

– Kamalo, wiem, że ostatnio nie jest między nami najlepiej – zaczął nagle, czym wyrwał mnie z rozmyślań – ale naprawdę chciałbym to wszystko naprawić.

– Steven, nawet nie zaczynaj. Oboje doszliśmy do wniosku, że to koniec. Zgodziłam się ciągnąć ten teatrzyk, ale... – wtrąciłam.

– Ty doszłaś do takiego wniosku. Posłuchaj, praca mnie ostatnio bardzo przytłacza. Jestem wiecznie zestresowany i po prostu potrzebuję mocniejszych bodźców.

– Steven – konspiracyjnie ściszyłam głos – nie spaliśmy ze sobą od pół roku. Nasza relacja umarła. Nie ma już co ratować.

– Dałaś nam szansę. Zostałaś ze mną.

– Tak, ale tylko dlatego, że wiem, jak ważna jest dla ciebie firma. Sądzę, że tylko odwlekamy nieuniknione. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Ostatnio rozmawiało się z nim jak z dzieckiem. Nic do niego nie docierało. – Ten pomysł z klubem jest niedorzeczny. Raczej nie potrafię się... – Jego pełen satysfakcji uśmiech natychmiast mnie uciszył.

– Kamalo, będziemy się świetnie bawić. Zobaczysz. Najwyżej tylko popatrzymy.

– Nie podoba mi się to, ale skoro już wszystko załatwiłeś, to uznam to za szansę na dobrą zabawę lub miłe spędzenie wieczoru. – Przyglądałam mu się wnikliwie.

– Dziękuję. Obiecuję, że nie pożałujesz. – Ponownie nawinął porcję makaronu na widelec i wepchnął do ust.

Skupiłam się na swojej sałatce.

Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego akurat teraz przyszedł mu do głowy ten pomysł. Nie dość, że nie spaliśmy ze sobą od dawna, to już od kilku miesięcy nawet nie zostawałam na noc w jego mieszkaniu, tylko wracałam do siebie.

Byłam spragniona bliskości mężczyzny, a mimo tego nie chciałam mieć już nic wspólnego ze Stevenem ani tym bardziej z całkiem obcym facetem.

MOON - California Vibes #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz