Rozdział 3

451 66 27
                                    

KAMALA

Zamiast relaksować się w piątkowy wieczór z książką i lampką wina, czekałam na przyjazd Stevena w towarzystwie przyjaciółki.

– Willow, cholera, chyba jednak nigdzie nie idę – jęknęłam, tuż po tym jak głośnym westchnieniem opadłam na kanapę.

– Kami, jeśli nie pójdziesz, to nie dowiemy się, co się tam dzieje, a przede wszystkim, jak zachowa się ten twój narzeczony. Jak sądzisz, był tam już kiedyś?

– Pytałam go, ale stwierdził, że chyba zwariowałam, podejrzewając go o coś takiego.

– Szczerze mówiąc, to nie wygląda na jakiegoś zwolennika odważnych zabaw, ale to podły drań, więc...

– Też tak myślę. Podczas ostatniej rozmowy o klubie, uśmiechał się cwaniacko i był raczej podekscytowany wizytą w Moon, aniżeli zaciekawiony czy coś takiego.

– Czyli miałam rację. – Pokręciła z dezaprobatą głową. – Nie dość, że cię przy sobie zatrzymał, wzbudzając wyrzuty sumienia i żerując na twoim dobrym sercu, to jeszcze najprawdopodobniej zdradza cię i to pewnie od dawna. Podły sukinsyn – wycedziła przez zęby.

– Willow, nie wiem...

– Daj spokój, nawet go nie broń. – Machnęła ręką, czym mnie natychmiast uciszyła. – Słuchaj, powinnaś iść. Przekonasz się na własne oczy, kim jest Steven i może wreszcie skończysz z tym durniem raz na zawsze. Bo jak na razie, to zamiast szukać prawdziwego faceta, zadawalasz się tanią imitacją mężczyzny. Przecież nikt cię tam do niczego nie zmusi. Ostatecznie możesz tylko wypić drinka i wrócić do domu.

– To prawda. – Upiłam spory łyk whisky, co miało pomóc mi uspokoić nerwy, po czym spojrzałam na zegarek.

Steven powinien podjechać z kierowcą za piętnaście minut.

– Słuchaj, a może w tym tajemniczym miejscu znajdziesz jakiegoś fajnego faceta? Kto wie? Ponoć można tam spełniać przeróżne fantazje. To, że twój narzeczony nie ma wyobraźni, wcale nie znaczy, że inni to też takie beztalencia w łóżku.

Narzeczony...

Nie zasługiwał na to czułe określenie. Już od dawna nie zachowywał się jak bliska mi osoba.

– To raczej nie moja bajka, ale masz rację. Jeśli nie pojadę, to jutro będę się zastanawiać, co się tam wydarzyło i czy rzeczywiście Steven jest zdradziecką świnią, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia podpowiada mi ewentualne scenariusze.

***

Willow wyszła i nie minęło kilka minut, a pod dom podjechał czarny, lśniący luksusowy samochód, a chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi. Odruchowo zerknęłam na nadgarstek, gdzie bransoletkę, którą otrzymałam wraz z członkostwem w Moon. Upoważniała do wizyty tylko na parterze klubu. Aż bałam się myśleć, co znajdowało się na pozostałych dwóch piętrach, skoro ten poziom był dla poczatkujących.

– Cześć.

Steven obrzucił mnie tylko oceniającym spojrzeniem, pokiwał z uznaniem i tyle.

– Jesteś gotowa?

– Tak. Powiedz mi jeszcze... – Schowałam w torebce telefon. – Byłeś już kiedyś w Moon?

– Nie. Żabciu, już mnie o to pytałaś. Dlaczego znowu coś insynuujesz? – Wsunął dłonie do kieszeni spodni, wyraźnie unikając mojego spojrzenia. – Kamalo, skąd w ogóle pomysł, że korzystałem wcześniej z usług tego miejsca?

– Nie wiem. Tak tylko pomyślałam. Wiesz dużo o klubie, więc...

– Mój znajomy nas polecił i sporo mi o nim opowiedział. Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma. Dzisiaj będziemy się świetnie bawić. Tylko rozluźnij się, bo jesteś jakaś spięta. – Uśmiechnął się wrednie, zanim obrócił się na pięcie.

MOON - California Vibes #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz