egipt rozjebany na trzy sety idziemy wyzywać bagiety

200 16 57
                                    

Pov Fornal

- Wstawaj - Kuba zaczął szarpać mnie za ramię, jednak nie chciało mi się otwierać oczu, a tym bardziej wstawać - idziemy teraz wszyscy na śniadanie, bo Nikoli się tak umyślało. Chce z nami jeszcze obgadać plan dzisiejszego treningu i meczu.

- Nie chce mi się - wymamrotałem chowając twarz w poduszkę.

- To zaraz ci się zachce - chłopak zrzucił ze mnie kołdrę - chodź kurwa, bo zaraz się spóźnimy i będziemy mieli niepotrzebny opierdol.

- Daj mi spokój - powiedziałem, jednak wątpię, że mnie zrozumiał, bo mówienie z zakrytą twarzą, jak i ustami, nie jest takie łatwe.

- Spokój. Spokój, to ty będziesz miał, gdy zaraz Grbić wyśle tu Bedniego po nas, a wtedy żaden z nas nie wyjdzie z tego cało - Kochan zabrał mi poduszkę.

- Spałem na niej jakbyś nie zauważył - zmrużyłem lekko oczy, lecz blask słońca przedostający się tutaj przez okno mi nie pomagał.

Rudy nic nie odpowiedział, więc miałem nadzieję, że mi odpuści. Oj jak bardzo się myliłem. Pociągnął mnie za nogi tak, że spadłem z łóżka i wyniósł mnie na korytarz.

- Nie wnikam - Kurek mający zamiar zejść ze schodów na chwilę się zatrzymał, aby popatrzeć na nasz idiotyzm.

- Albo teraz grzecznie idziesz do nas wszystkich, albo będę cię tak ciągnął po schodach przez trzy piętra. Wybieraj - zakomunikował.

- No już idę, idę - obróciłem oczami - a mogę się chociaż przebrać?

- Dupa nie przebrać. Idziemy - złapał mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić na sam dół.

- Mógłbyś mnie już puścić? Przecież ci nie ucieknę - westchnąłem, bo znajdowaliśmy się na drugim piętrze, a on nadal mnie trzymał.

- Jakoś ci nie wierzę - mruknął, więc byłem skazany na siedzenie tam z nimi. Chuj z mojego planu. Jednak się nie nabrał.

- No wreszcie przyszli - trener klasnął w dłonie - już miałem Bartka po was wysyłać.

- Nie trzeba. Tomek po prostu troszeczkę zaspał, bo aż tak był przejęty dzisiejszym meczem - odparł Kochanowski kradnąc talerz Łomaczowi.

- Ej! Będę to jeszcze jadł! - krzyknął Grzesiek chcąc odzyskać swoją własność.

- To masz problem. Idź po nowe - Kuba zaczął się wykłócać - ja tu głodny jestem i nie mam czasu.

- Dobra, możemy już zacząć? Chciałem wam mniej więcej opowiedzieć, co będziecie robić na treningu i jaki mam pomysł na skład wyjściowy - Nikola popatrzył na nas wszystkich oczekując mądrej odpowiedzi. Nagle skierowaliśmy swoje oczy na Bołądzia z Leonem, którzy nawzajem podpierdalali sobie jedzenie.

- Niech już zacznie trener - powiedział Wilfredo z dwoma widelcami w ręce, mając chęć rzucenia nimi w Bartka.

Posiedzieliśmy tam pół godziny, a największą patologią dzisiejszego dnia stał się Śliwka, który całkiem przypadkiem hukiem spadł z krzesła. Podczas gdy Bednorz ładował sobie na talerz wszystko, co tylko jego oczy ujrzały, ja nic nie wziąłem. Nie lubię jeść śniadań nawet, jeśli mamy mieć mecz, więc skazuje mnie to na dużą ilość wysiłku fizycznego. Po powrocie do pokoju zjadłem jedynie jogurt, ponieważ wczoraj w sklepie kupiłem sobie ich zapas.

- Ale te spodenki w stokrotki to masz zajebiste - zaśmiał się Kochan, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że cały ten czas siedziałem tam w piżamie - ja nie wiem skąd ty bierzesz te ubrania i chyba nie chcę wiedzieć.

- Stary, ja mam w szafie takie rzeczy, że w koszmarach podobne ci się nie śniły - odpowiedziałem - za ile mamy ten trening?

- Godzina - oznajmił zerkając na zegarek - zajmuję łazienkę i chuj ci do tego.

- Ej kurwa bez takich - rzuciłem się do drzwi, jednak on już zamknął się na klucz - jak znowu będę musiał brać prysznic w ostatnie pięć minut prosto przed wyjściem, to takim asem w mordę dostaniesz, że się nie pozbierasz.

Nie doczekałem się wyzwiska ze strony Kuby, bo ten włączył wodę mając moją wypowiedź w dupie. Typowo. Jeszcze popamięta moje słowa. Mi prysznica się nie zajmuje.

Rudy postanowił być dla mnie łaskawy, lub po prostu przestraszył się dostaniem piłką w łeb, dlatego poszedłem się umyć wcześniej, niż sekundy przed wyjściem.

Trening minął dość przeciętnie. Mając na myśli przeciętnie, chodzi mi o czekanie na Mateusza, bo jak zawsze musiał się spóźnić. Śliwkę goniącego Leona z miotłą w ręce (nie mam pojęcia skąd on ją wziął). Zatorskiego, który zagadywał Nikolę na wszelkie tematy, byleby nie musieć nic robić. Kaczmarka udającego kontuzję, bo nie chciało mu się wstawać z podłogi, ale Janusz go stamtąd wyniósł. I oczywiście Semeniuka, który poszedł "na chwilę do toalety", a wrócił z dwoma opakowaniami pizzy w ręce oraz sushi dla Grbicia.

Całe to wszystko zajęło nam cztery godziny. Trener chciał nas dobrze przygotować na pierwsze spotkanie, bo łatwo można je wygrać. Mieliśmy teraz trzy godziny wolnego, ponieważ o szesnastej zbieraliśmy się na mecz.

- Świat jest piękny, gdy nie muszę patrzeć na tych szczurów z Włoch, jednak za chwilę pewnie to się zmieni - westchnął Marcin, kiedy przekroczyliśmy próg hotelu.

Janusz miał całkowitą rację. Jak na zawołanie pojawił się przed nami Michieletto, który właśnie wchodził do windy. Tyle my chłopa widzieli. Jednak nawet ta krótka sekunda wkurwiła naszego zawodnika. Alessandro jest przyjacielem Romanò, dlatego Marcin go nie lubi.

Czas nam szybko zleciał i nim się obejrzałem siedzieliśmy już w szatni słuchając pierdolenia, znaczy bardzo mądrych słów, Grbicia.

- Jaki jest nasz cel? - zapytał Serb.

- Rozjebać Egipt!.- odpowiedzieliśmy jednym chórem.

- Więc co zrobicie? - ponownie dopytał.

- Rozjebiemy Egipt! - również hurtem krzyknęliśmy, po czym wyszliśmy na halę.

Bez zbędnego gadania i przedłużania powiem wam, że wygraliśmy 3 - 0. Niczego innego nie było się tu spodziewać. Każdy dobrze zagrał, nikt nie wypadł chujowo. Mecz otwarcia można nazwać sukcesem. Następny będzie za cztery dni z naszą ukochaną Brazylią. Czujecie ten sarkazm, co nie? Całe szczęście, że nie mamy z nimi hotelu. Nie skończyłoby się to dobrze. Karetka byłaby częstem gościem tego miejsca.

- Francuzi są dziwni - stwierdził Popiwczak, gdy odpoczywaliśmy w szatni - ten ich język i w ogóle. Głupi jest. Oni tak samo. Nawet nie są jacyś ładni. Chwalą się tą wieżą i to tyle co mają do powiedzenia. Średni ten Paryż.

- Nie lubię tych bagiet odkąd jeden z tych chujów mnie oszukał na kasę w sklepie - wtrącił się Kłos.

Jakbyście się pytali, to Kuba, Karol i Bedni kibicowali nam z trybun, a teraz przeżywali tą wygraną razem z nami.

- Nawet dobrych restauracji nie mają te żabojady. Chciałem sobie coś wczoraj zamówić i tego jeść się nie dało - dodał Olek.

- Jest taki jeden Francuz, co wygląda jak żółw ninja, ale nie pamiętam jak się nazywa. Jego też nie lubię - oznajmił Semeniuk leżący na środku podłogi - Membeppe? Nie wiem. Widziałem go na tiktoku. Jakimś szermierzem jest czy coś.

Polskie życie siatkarzy, ale to igrzyska olimpijskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz