Rozdział 17

20 2 0
                                    

Poranek spędziłam z Łucją, która oprowadziła mnie po ich rezydencji i ogrodzie. Bardzo ją polubiłam, wydawała się gościnna i otwarta, lubiłam ją najbardziej ze wszystkich tu zgromadzonych. Dziewczyna opowiadała mi różne swoje sny, które czasami były dziwaczne, ale słuchałam jej z zaciekawieniem. Od tamtego wieczoru dużo się nie zmieniło, stosunki moje i Edmund ograniczone są do „ hej ". Nie czuję się komfortowo w jego towarzystwie tak samo jak on w moim. Gdy ja wchodzę do domu, on wychodzi do ogrodu i tak w kółko. Po spacerze poszłam do swojego pokoju odpocząć, jednak mój odpoczynek nie trwał długo. Usłyszałam pukanie do drzwi
- Proszę - powiedziałam podnosząc się z łóżka. W drzwiach stanął skrzat.
- Ma panienka zejść na dół - powiedział i zniknął za drzwiami. Chciałam zapytać o co chodzi, ale było już za późno. Wyszłam z pokoju w kierunku jadalni. Gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazało się kilkanaście osób siedzących przy wielkim stole, a u szczytu stołu nie kto inny jak Lord Voldemort. Pośród tych ludzi mogłam rozpoznać tylko kilku z nich. Rodzina Mlafoyów wraz z Draco, który był dwa lata starszy ode mnie, Bellatrix Lestrange I rodzina Rosierów. Momentalnie zrobiło mi się duszno, a świat zaczął wirować. Moje nogi zaczęły drżeć
- Chodź do nas, moja droga - powiedział Voldemort. Jego wyraz twarzy był neutralny, a głos...wydawał się fałszywie miły. Usiadłam na wolnym miejscu obok Edmunda. Chłopak był spięty, ja sama nie czułam się lepiej. Nerwowo bawiłam się pierścionkiem który dostałam od Edmunda.
- Nareszcie się spotkamy - powiedział Voldemort, a jego wąż popełzał po stole. Panicznie bałam się węży, dlatego wbiłam paznokcie w moje udo i zamknęłam oczy - mam wam coś do pokazania
Drzwi się otwarły, a przez nie wszedła kobieta, to była nauczycielka z Hogwartu.
- Salomea Dorier, dopuściła się zbrodni jaką jest skrzyżowanie krwi czystej, a do tego uczyła młodzież, że to nie jest szkodliwe - była ona posłuszna, bo zostało na niej użyte zaklęcie imperio. Voldemort zdjął z niej zaklęcie, a kobieta stała przerażona przed jego obliczem.
- Ma pani coś do powiedzenia? Jakieś ostatnie słowa? - zapytał nonszalancko Voldemort. Kobieta popatrzyła po zgromadzonych zatrzymując swój wzrok na mnie.
- Tam gdzie jest trudno coś znaleźć coś na ciebie czeka - powiedziała patrząc mi głęboko w oczy - Niech żyje Hogwart
Czarny pan rzucił na nią zaklęcie Crucio. Kobieta zaczęła się wić z bólu, a mój oddech przyspieszył. Edmund widząc to wszystko, złapał mnie pod stołem za rękę, gładząc ją swoim kciukiem. Jego dotyk przyniósł mi komfort i zamiast myśleć o nauczycielce skupiłam się na nim.
- Naginii zabij - wycedził przez zęby Voldemort, jego wąż zaczął gryźć jej ciało wypuszczając w nie truciznę, a gdy w końcu ona się rozlała, kobieta umarła.
- Jak dobrze, że wy macie inne poglądy. Jest tu kilka młodych osób, od których oczekuje przykładnego prowadzania się. Musicie wiedzieć, że przedłużenie czystości krwi jest bardzo ważne - chodziło mu o zawieranie małżeństw - Draco zaręczył się z Astorią Greengrass, winszuje
Spojrzałam na chłopaka, który był blady jak ściana, prawdopodobnie rodzice zmusili go do zaręczyn, bo w Hogwarcie nie wykazywał żadnego zainteresowania w jej kierunku.
- Niedługo rozpocznie się bitwa o Hogwart - powiedział stanowczo czarny pan - Wygraną mamy w garści, bo mamy po swojej stronie.... wnuczkę Salazara Slytherina
Gdy to usłyszałam podniosłam wzrok z moich rąk na Voldemorta, który uśmiechał się do mnie.
- Z twoją pomocą wygrany
W pokoju zapanowała absolutna cisza. Powiedziałam o tym tylko Edmundowi
- pieprzony zdrajca - pomyślałam. Zabrałam moją rękę z jego ręki czując budującą się we mnie złość. Nie sądziłam, że Edmund obróci to przeciwko mnie i postawi mnie w tak trudnej sytuacji. Nigdy nie chciałam walczyć po stronie Voldemorta, nigdy nawet tego nie rozważałam. Hogwart był moim domem i chciałam o niego walczyć, ale teraz...już sama zgłupiałam. Po krótkiej przemowie Voldemort rozwiązał spotkanie, zapowiadając że na następnym przyjmę znak śmierciożerców. Wszyscy wyszli, a w pokoju zostałam tylko ja i Edmund.
- Przepraszam - powiedział cicho chłopak nie patrząc na mnie. Wtedy straciłam kontrolę, podeszłam do niego i uderzyłam go w policzek
- ty pieprzony zdrajco
- to nie tak... mój ojciec zobaczył prezent od ciebie...nie mogłem kłamać
- naraziłeś mnie na niebezpieczeństwo. Po co? Żeby podliczać się ojcu?
- to nie tak...ja
- zamilcz Edmundzie - powiedzialam uciszając go ręką - jeżeli myślisz, że będę posłusznia wobec Voldemorta to się mylisz
- nie rób głupstw - powiedział stanowczo chłopak
- i kto to mówi? Pieprzony kabel
- nie sądziłem, że mój ojciec poda to dalej, a po za tym twoi rodzice nie zaprotestowali
- co?
- znaczy...to nie tak
- od początku wiedzieli co mnie tu czeka? - chłopak milczał - odpowiedz do Cholery!
- tak! - krzyknął unosząc ręce w powietrze - przykro mi, ale to oni narazili cię na to wszystko
Po prostu odeszłam, miałam dosyć wszystkiego. Moi rodzice ukrywający się gdzieś w Europie podali mnie Voldemortowi na tacy, a Edmund dodał informacje o moim pochodzeniu. Musiałam wymyśleć dobry plan, żeby nie zostać wcielona do armi Voldemorta.

ŚlizgoniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz