Rozdział 1

5 0 0
                                    

8 lat później

Dakota

Wyginam palce we wszystkie strony. Stres zżera mnie w całości. Nie wiem czemu. Dzień jak co dzień.

Może dlatego że dotarło do mnie jak mało zostało do końca tego półrocza?

Jest już listopad. Zanim się obejrzę będzie luty. A po lutym? Po lutym nie ma już nic. Czas płynie wtedy o wiele za szybko, a wszyscy żyją w nieubłagalnym stresie. Potem już wakacje.

Na słowo „wakacje" mój humor odrobinę się polepsza. Nienawidzę zimy, która zbliża się wielkimi krokami. Nie jestem jakimś gburem co nienawidzi świąt i mógłby konkurować z Grinch'em, tylko mam do tego powód.

Patrzę przez okno. Przełom jesieni z zimą jest straszny. Wszędzie jest błoto, morko, a liście które były przyjemne jeszcze tydzień temu, teraz są paskudne i obślizgłe.

Moje myśli niespodziewanie przechodzą tak gdzie nie chce by wracały. Zaciskam zęby. Nauczyłam sobie z tym radzić. Cameron proponował mi parę razy terapię lecz ja zawsze odmawiałam. Ostatnie czego chce to jakaś laska mówiąca mi co mam robić by poczuć się lepiej. Chyba sama najlepiej wiem co sprawia że jestem szczęśliwa.

Przygryzam wargę, powtarzając w głowie dwa zdania.

On wyjechał, a tata znowu za dużo wypił.

Nie pytaj.

-Co z tatą?-pękłam.

Nie mogłam nie wiedzieć co dzieje się z moim ojcem. Nie ważne jaki jest w stosunku do mnie i do Cama, my zawsze będziemy jego dziećmi.

A on nie wraca do domu już trzeci dzień.

-Dakota...On jest chory...

Nie daję mu dokończyć bo prycham gorzkim śmiechem.

-Nie próbuj go nawet usprawiedliwiać-ostrzegam brata.-Żadna choroba nie jest usprawiedliwieniem tego co robi.

Mój ton jest tak zimny że sama go nie poznaję. Cameron nie zdąża mi odpowiedzieć, bo zatrzymujemy się przed budynkiem szkoły.

Jest inaczej niż zazwyczaj. Głosy i grupki łączą się i dzielą, a po korytarzu, jak i po dziedzińcu biegają dziewczyny w zdecydowanie za małych ubraniach.

Na szczęście szybko udaje mi się znaleźć moich przyjaciół. Siedzieli jak zwykle na jakimś uboczu śmiejąc się z czegoś.

Podchodzę do nich. Pierwszy zauważa mnie blondwłosy chłopak. Nellson daje mi znak ręką bym się wycofała, ale puszczam tę uwagę mimo uszu.

Natychmiast tego żałuję gdy na ramiona rzuca mi się moja przyjaciółka. Brunetka nieco wyższa ode mnie z okularami, które zamiast dodawać jej uroku, dodawały zadziorności.

-Dakota! Słuchaj jest nowy typ!-piszczy a ja ledwo rozumiem jej słowa.-Widziałam go! Boże jaki on jest przystojny Tomson!

Skrzyczy dalej, a ja marszczą brwi. Przecież od dawna podoba jej Oliver Collins. Tak na marginesie nie wiem czemu jej się podoba, on jest piłkarzykiem, ma ego top i dodatkowo jest babiarzem. A podoba się Winter od ponad roku.

Przenoszę wzrok na Nellsona. Jego spojrzenie mówi „A nie mówiłem, pojebało ją".

-A tobie się nie podoba przypadkiem Oliver?-pytam na co ona od razu milknie.

Zaciska wargi, a ja wiem że popełniłam błąd. Temat Collinsa, jest wrażliwy w naszym gronie. 

-Podoba-szepcze mi na ucho.-Nowy to jego przyjaciel. Chce, aby był zazdrosny.

Wybałuszam, wtem ona się odsuwa. Nie mogę nic z siebie wykrztusić. Łapią mnie wyrzuty umienia. Jak mogłam pomyśleć że dziewczyna zmieniła już swój obiekt westchnień? Szczególnie że nowego widziała zaledwie raz? 

Przygryzam wargę i posyłam jej przepraszające spojrzenie. Nie mówiąc nic idę odłożyć kurtkę do szafki.

***

Już trzy godziny i dwa wf'y później, śmieje się z Winter z najmniejszej błahostki. Jak mam być szczera to nawet nie wiem z czego. Ale chyba właśnie tak działa przyjaźń. W towarzystwie odpowiedniej osoby na naszej twarzy zawsze będzie widniał uśmiech. 

Na korytarzu dalej panowało zamieszanie wywołane dołączeniem nowego ucznia. Razem z przyjaciółmi wywnioskowaliśmy że chłopak tak samo jak Collins gra w piłkę nożną. Pewnie poznamy go dzisiaj na treningu. Ja z Winter zaliczamy się do cheerleaderek, a Nellson do drużyny. Nie podobało mi się że za tańczenie przed meczem dostałam łatkę typowej dziewczyny, która chce się każdemu przypodobać. Ważne że moi przyjaciele i Cam tak nie myślą. 

Znowu wróciliśmy do szafek. Gdy otwieram swoją, wysypuje się z niej masa przyborów do rysowania. Pospiesznie kucam i upycham wszystko z powrotem do środka. Chowam strój sportowy i podnoszę się. 

Ja i Winter mamy teraz matme na pierwszym piętrze, a Nellson biologie na parterze, więc razem z dziewczyną idziemy na górę zostawiając blondyna samego.

Do dzwonka zostało jeszcze pięć minut, dlatego idziemy do łazienki. Pomieszczenie jest dosyć spore, podzielone ścianą. Na początku są umywalki, a za drzwiami kabiny. 

Brunetka idzie załatwić swoje potrzeby, ja za to stanęłam przed lustrami. Przyglądam się sobie. Czasami źle było mi że tym że Winter gdyby chciała to miałaby każdego, a na mnie nikt nie zwraca uwagi. Ale co się dziwić. Moja przyjaciółka jest niesamowicie piękna, a ja jestem...zwyczajna.

Dosyć długie blond włosy nie są proste, a zawsze takie chciałam. Byłam niska, a zawsze chciałam być wysoka. Szersze biodra sprawiały że mogłam jedynie pomarzyć o figurze Winter. A niebieskie oczy wydają się puste. Nie ma w nich tej pewności siebie, którą emanuje Flores, ani szczęścia bijącego od Nellsona. Jest pustka. 

Przeczesuję ręką swoje włosy i natychmiast się zirytowałam. Myłam je wczorajszego wieczoru, a znów są tłuste.

Moje rozmyślenia przerywa mi Winter wychodząca z kabin.

Wchodzimy do jednej z sal i zajmujemy nasz miejsca w ostatniej ławce. Na nasze szczęście w klasie panuje spokój przez co nie musimy przechodzić walki o siedzenia.

***

Lekcje mijają zadziwiająco szybko. Razem z przyjaciółmi idę na trening. Ponownie rozdzielamy się dopiero przy szatniach. Ja z Winter zmierzamy do damskiej, Nellson oczywiście do męskiej.

Przebrałam się w strój. Składał się z spódniczki i krótkich spodenek oraz topu odkrywającego brzuch i ramiona. Ubranie było w kolorach niebiesko-białych. Wiąże włosy w wysoki kucyk i zostawiam tylko kosmyki włosów z przodu. 

Posyłam sobie znaczące spojrzenia z Winter i wychodzimy razem z szatni. Przy drzwiach czeka już na nas Nellson. Blondyn za to ma białe spodenki do kolan i tego samego kolory bluzkę z numerem dziesięć. Na całym stroju były niebieskie fragmenty.

Gdy wchodzimy razem na hale ja z Flores zmierzamy do trenerki Gray, a Fane do reszty drużyny.

Notuje w głowie że nie jesteśmy ostatnie. 

Dostajemy polecenia. Ja zajmuje swoje stałe miejsce między Winter, a Ashley Tylor. Ćwiczymy choreografie, którą próbujemy dopracować od miesiące, gdzie lekcje mamy dwa razy w tygodniu. 

Jak my jesteśmy nawet cicho to drużyna piłkarska drze się za obu. I nie przeszkadzało mi to. Aż do teraz. Aż do momentu, gdy usłyszałam to imię. Jego imię.

-Tony Hale! Nie gap się na dziewczyny tylko ćwicz!




Nasza Ostatnia ZimaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz