Rozdział 5

1 0 0
                                    

Dakota

Zakładam na głowę kaptur bluzy i wychodzę z budynku szkoły.

Dzisiejszy dzień był naprawdę męczący. Nellson i Winter mają jeszcze jedną godzinę lekcji, a ja idę już do domu.

Mam nadzieję że Tony dotrzyma obietnicy. On wie za dużo. Nie chce nawet myśleć o tym co by się stało gdyby to komuś powiedział.

W połowie drogi zwalniam. Nie chce tam wracać. Za duże ryzyko że będzie tata. Poprzednie rany się jeszcze nie zagoiły, więc nie powinnam go zastać. Tata zawsze wraca akurat gdy siniaki się goją i robi nowe.

Przełykam ze śliną cały żal. Nie mogę się go bać. To mój ojciec. Powinien chcieć dla mnie dobrze. A może chce? Może jak wszystko źle odbieram. Każda jedna rana jest zasłużona, a ja sobie wmawiam że jestem ofiarą?

Nie jestem żadną, pieprzoną, ofiarą.

Tata się o mnie troszczy, a ja powinnam być mu wdzięczna.

Unoszę głowę do góry i wypełniona dumą zmierzam do domu. Nie będę kulić się za każdym razem i bać. Tylko słabe osoby boją się przyjmować konsekwencje. Ja nie jestem jedną z nich, nie jestem słaba.

Już chwile później stoję przed drzwiami domu. Wyciągam pęk kluczy i otwieram zamek. Drzwi skrzypią cicho, gdy je popycham, podłoga tak samo jak przekraczam próg budynku. Do moich nozdrzy dolatuję zapach papierosów, co mnie nie dziwi. Cam pali, ale nigdy w domu, może coś się zmieniło.

Potem dociera do mnie smród alkoholu. Mój organizm reaguje natychmiastowo. Krew odpływa mi z głowy więc jestem pewnie blada jak ściana, a żołądek boleśnie się zaciska. Gdy słyszę kroki, moje nogi, które wydawały się wcześniej przybite do ziemi, ruszyły do biegu. Niestety nie pokonuję dużej odległości, bo zatrzymuję mnie dłoń na moim ramieniu.

Odwracam się powoli. Niemal natychmiast wyszarpuję się z uścisku ojca. Wygląda...inaczej. Ma na sobie zwykły czarny T-shirt i tego samego koloru spodnie, a jego siwiejące już włosy są zaczesane do tyłu. Lekka broda ozdabia jego twarz. Schludność, którą z niewiadomych przyczyn teraz reprezentuję mnie przeraża.

-Cześć, córko-mówi, a jego głos jest niesamowicie zachrypnięty.

Przygryzam wargę. Cisza przed burzą. Tym jest zachowanie mojego ojca teraz.

-Czemu jesteś w domu?-pytam olewając jego przywitanie.-Rany się jeszcze nie zagoiły. Ludzie zobaczą.

Jego twarz przyjmuję grymas obrzydzenia, ale znika tak szybko jak się pojawił. Zamiast tego usta rozciąga w wielkim i na pozór przyjaznym uśmiechu.

-Nie chce ci zrobić krzywdy-tłumaczy, na co żółć podchodzi mi do gardła.

Może naprawdę chce się zmienić? Zrobił mi parę razy krzywdę, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę?

I na trzecią.

Czwartą.

Piątą.

Szóstą.

Siódmą.

Co jak za ósmym razem się poprawi?

-Tylko pójdę do pokoju odnieść plecak i przebiorę się, dobrze?

Gdy kiwa potwierdzającą głową, niemal biegnę na górę. Jak znajduje się już w moim pokoju czuję się jakby zdjęto z mojej szyi drut kolczasty, blokujący mój oddech.

Wyciągam telefon z kieszeni spodni i jak najszybciej szukam numeru mojego brata, jak go znajduje czekam dwa sygnały aż odbierze.

-Co jest-pyta.

Nasza Ostatnia ZimaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz