Błękitne oczy rycerza spoglądały wprost w jej twarz, mieniące się i błyszczące, jakby ktoś zapalił w nich ogień. Mężczyzna uśmiechnął się lekko do Villji, przyjemnym i delikatnym uśmiechem, ukrywając swój ból. Ostatkiem sił wyciągnął się spod cielska i złapał oddech, przyciskając dłoń do rany na boku.
Villja na widok krwii wróciła ze świata marzeń i wyciągnęłaby chusteczkę z kołczanu, ale przypominała sobie, że takiej nie miała. Zaczęła rozglądać się za czymś, co mogłoby zatamować krew. Rycerz jednak ją ubiegł. Oderwał czy raczej rozciął część swojej peleryny i przyłożył ją do swego boku, sycząc z bólu.
Dziewczyna ujrzała nieopodal nich coś, co mogłoby pomóc dla rycerza. Bez słowa, a raczej z rumieńcem na twarzy, czym prędzej pobiegła pod wielkie drzewa, gdzie wśród mchów oraz paproci, rosły małe kwiatki o wyglądzie dzwoneczków, acz były błękitne i drobne. Szybko zerwała parę kwiatów i wróciła do rycerza, który ciągle się na nią bez słowa patrzył. Villja miała nadzieję, że mężczyzna z początku nie brał jej nagłego biegu za próbę ucieczki i pozostawienia go samego. Choć było można usłyszeć ludzi, którzy musieli już dobijać potwory. Nie zostałby sam. Ale to nie byłoby honorowe.
– To powinno panu pomóc – szepnęła cicho, nadal onieśmielona rycerzem, a raczej jego oczami. Nigdy nie czuła się tak nieswojo przy rycerzach. Znaczy, zawsze czuła się onieśmielona przy kimś, kogo nie znała, ale teraz, to było coś innego. Jej serce fruwało w piersi.
Rycerz wiedział co to była za roślina, którą dziewczyna zerwała, bo bez słowa uniósł część peleryny, nadal zakrywając dłonią ranę. Drugą rękę wyciągnął w kierunku roślin.
– Niech panienka się odwróci, to okrutny widok. Niech nie razi to panny oczu. – Villja usłyszała głos rycerza.
Uśmiechnęła się drżącymi kącikami ust.
– Widziałam gorsze rany. Znaczy, ja się na tym znam. Niech pan mi pozwoli – odpowiedziała, delikatnie odsuwając jego dłoń, która zakrywała ranę. Mężczyzna pozwolił odsłonić ranę, aby przyłożyć do niej rośliny. Z jego ust wydobyło się westchnienie ulgi.
– Dziękuję za pomoc. – Villja usłyszała raz jeszcze głos rycerza. – Zawdzięczam pannie życie.
– To był mój obowiązek. Ta rana, czym była zadana? Wygląda na to, że była zadana czymś bardzo ostrym, ale chyba nie pazurami – zauważyła Villja, dopiero teraz myśląc o możliwych konsekwencjach walki z wilkołakiem. O ile na szczęście nie było księżyca, to pazury często niosły ze sobą koszmarne skutki, jak zakażenia czy zaklęcia, które powodowały obłęd i agresję.
– To nie jest rana zadana przez wilkołaka. Tylko od miecza, miecza ludzkiego. Spokojnie, nie rzucę się na panienkę, proszę się o mnie nie bać, i nie bać się mnie – zaśmiał się lekko rycerz. Wyglądał na bardzo speszonego jej obecnością. Delikatnie przyłożył swoją dłoń na dłoń Villji, która przykładała rośliny do jego rany z częścią jego płaszcza. Villja zadrżała, czując jak jej policzki nagrzewały się i lekko piekły.
– Zwiem się Celesas. Celesas z Dillaj. Byłbym zaszczycony odpłacić się za ten ratunek, panienko – oznajmił Celesas, ostrożnie pochylając swoją głowę w znaku uszanowania i wdzięczności.
Villja bardziej skupiła się na szukaniu wiadomości i wieści w swojej głowie na temat tego rycerza, gdy nagle uświadomiła sobie, że oto przed nią był jeden z najsławniejszych rycerzy Opiekunów. Celesas od najmłodszych lat należał do zakonu Opiekunów i walczył przeciw ciemności, a o jego czynach było głośno na wschodzie, gdzie jego ręka odbierała życie dla wrogów Lirrinów, i na południu, gdzie nad wodami Morza Bezkresu, pływał między Brzegami, walcząc z innymi straszymi stworzeniami, zagrażającymi południowym krainom. Nie tak wyobrażała sobie tego znanego rycerza, choć wiedziała, że był dość młody, acz nie tak... piękny.
CZYTASZ
Klucz do Niellari
FantasyVillja żyje w świecie nad którym panuje Przeznaczenie, przed którym nie da się ukryć i jest ono wyjawiane w chwili narodzin każdej istoty. Dziewczyna jednak nie zna swego Przeznaczenia. Jej ponure życie zmienia się, gdy pewnego dnia ratuje rannego r...