Rozdział I

347 19 2
                                    


― A twój tata, Albusie?

― Mój tata jest bohaterem.

*

Harry oparł czoło o drzwi. Potrzebował chwili, by uspokoić rozszalałe serce i oddech. Prawie się spóźnił, a pchanie wózka nigdy nie było jego ulubioną czynnością. W końcu zebrał się w sobie i odepchnął od porysowanego drewna, by kontynuować swoje obowiązki. Miał jeszcze godzinę na prace na Spinner's End, nim będzie musiał ruszyć do Londynu.

Patrząc na siebie w lustrze, westchnął ciężko. Nie tak wyobrażał sobie swoje dorosłe życie po tym, jak już pokona Voldemorta. Właściwie teraźniejszość była dość rozczarowująca, chociaż biorąc pod uwagę jak skończyło wielu jasnych czarodziejów, nie mógł narzekać.

Odkręcił kran, by dać sobie dodatkową minutę, nim znowu będzie musiał zderzyć się z konsekwencjami swojej niegdysiejszej decyzji.

― Potter, pospiesz się!

Zazgrzytał zębami. To nie było tak, że nie lubił tego, co robi. Po prostu mężczyzna koniecznie na każdym kroku starał się podkreślić albo to, jak beznadziejny był Harrry, albo jak błędną decyzją było wrócenie do Wrzeszczącej Chaty.

Nie odpowiedział, bo to i tak nie miało większego sensu. Opłukał twarz, mając nadzieję, że nie będzie widać jego zaczerwienionych oczu. Nie płakał. Po prostu czasami miał dość.

Patrząc na wszystko z biegiem czasu nie bardzo rozumiał swoje obecne położenie. Od kilku tygodni starał się zorientować, co dokładnie poszło nie tak. Nie; znał odpowiedź. Snape przybliżył mu ją drugiego popołudnia, kiedy Harry pomagał mu w jego wieczornych ćwiczeniach. Powinien był pójść w ślady Hermiony i wrócić do Hogwartu, by napisać OWTMy. Zamiast tego, nie był pewien, czego oczekiwał. Jego młodzieńcze wyobrażenia na temat jego wojennych dokonań szybko zostały zweryfikowane, kiedy odrzucono jego wniosek o podjęcie treningu na aurora.

Wciąż pamiętał, jak Kingsley mówił mu to, nie patrząc mu nawet w oczy. Nie ukończyłeś edukacji, Harry. Jeśli mam być szczery, to nie daje ci zbyt wielu możliwości.

Jednak był zbyt uparty. Nigdy nie powrócił do Hogwartu, by zmierzyć się z demonami przeszłości. Nie chciał chodzić po posadzce, na której miał wrażenie, że wciąż mógłby dostrzec smugi krwi. Martwe ciała wyryły się w jego pamięci zbyt dokładnie. Nie chciał, by uczyli go inni profesorowie niż przez sześć nauki w Hogwarcie. To po prostu było dla niego zbyt wiele.

Wydawało mu się, że jego nazwisko pozwoli mu na coś więcej niż to, co miał teraz. Wszystko tylko pokomplikowało się jeszcze bardziej, gdy umarła Ginny, zostawiając go z czteroletnim Albusem.

Pchnął drzwi i ruszył do salonu, w którym jak wiedział, znajdował się mężczyzna. Zapowiedział już dwa dni temu, że będzie potrzebował pomocy Harry'ego w oporządzeniu swoich prywatnych zbiorów. Kiedy wszedł do pomieszczenia, jego wzrok od razu powędrował do stosów książek porozrzucanych po podłodze. Drugie tyle było porozwalanych na masywnym biurku stojącym po prawej stronie pomieszczenia. Harry'emu wydawało się dziwne, że salon służy również za coś na kształt biura, ale z drugiej strony, jak przypomniał sobie, jak niewielki był to dom, domyślił się, że nie było zbytnio innego pokoju, który można by wykorzystać do tego celu. W tej chwili nienawidził aurorów jeszcze bardziej niż po tym, jak odmówili mu pomocy.

Zupełnie ignorując czytającego w fotelu Severusa, wziął się za pierwszy stos.

― Wszystkie księgi traktujące o eliksirach mają być po lewej stronie, o czarnej magii po prawej. Układaj je alfabetycznie po autorach. W piątek weźmiesz się za resztę.

Biegnij przed siebie  | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz