Rozdział 1

13 3 0
                                    

Światło za oknami nastało późno jak na porę kalendarzową, w jakiej się aktualnie znajdujemy. Tak jak nikogo z osób krzątających się po zamku, nie wzruszyło to zbytnio, tak mnie od kilku godzin, łapały nagłe zawroty głowy i skurcze mięśni.

Ciemne burzowe chmury gościły na zwykle nieskażonym, burgundowym niebie planety Gwinteya. Zegary w budynku wskazywały już dwunastą godzinę, co było równoznaczne z rozpoczęciem pory obiadowej.

Miałam w planach zapytać się rodziców, czy znają odpowiedź na pytanie, które dręczy mnie od rana. Tak dokładniej to chce wiedzieć, dlaczego moje mięśnie zachowują się w taki, a nie inny sposób. Zaczynało mi to działać na nerwy, bo ile razy można potykać się o własne nogi i podpierać ściany.

Od śniadania dziwnie się czuję a pogoda na zewnątrz dobija mnie jeszcze bardziej. Przytrzymałam się ściany tuż przed wschodnim skrzydłem zamkowym, który prowadzi do jadalni. Niemiłosiernie kręciło mi się w głowie a świadomość, że nie wiem dlaczego tak się dzieje, powodowała jeszcze większy ból w czaszce.

Ukrywanie emocji i własnego zdania od dłuższego czasu stanowiło normę w moim codziennym życiu. Więc i tym razem chciałam ukryć to jak się czuje przed osobami, które nie powinny o tym wiedzieć. Jako pierwsi na celowniku byli strażnicy przed drzwiami, znajdującymi się dobre dziesięć metrów za skrętem, przy którym stoje.

Wyprostowałam się i wzięłam głęboki wdech. Uniosłam jedną dłoń i poprawiłam grzywkę, która wchodziła mi do oczu i wsunęłam ją za ucho. Wygładziłam materiał sukienki i ruszyłam pewnym krokiem w stronę jadalni.

Czułam na sobie wzrok strażników, mój wzrok mówił sam w sobie co mają zrobić. Jeszcze zanim dodarłam do drzwi, te stanęły otworem. I zamknęły się gdy tylko przekroczyłam próg.

Podeszłam do długiego stołu. Na jego szczycie siedział mój ojciec, król Fabiono, natomiast miejsce obok niego zajęte było przez moją matkę - królową Barbadee. Usiadłam na przeciwko niej i odetchnęłam z ulgą.

Ból minął.

- Długo kazałaś na siebie czekać. - usłyszałam dźwięk odkładanych sztućców. Dopiero teraz dotarło do mnie, że na stole już poustawiane są dania obiadowe.

- Przepraszam. - uniosłam wzrok na króla, a następnie na zmartwione spojrzenie matki. - Od śniadania dziwnie się czuję, a te chmury dołują mnie strasznie. Wiecie może co je sprowadza? Przecież zawsze niebo jest czyste. - nie wiem po co się tłumaczyłam ale sadziłam, że jest to jedyne poprawne zachowanie.

Kobieta zatrzymała się z widelcem przy ustach i spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Mój dociekający wyraz twarzy wymusił na niej odpowiedź.

- Sądzimy, że to przejściowe. Za długo był spokój. - zaczęła. Wskazała głową na mój talerz, niemo zachęcając mnie do zjedzenia obiadu. Niechętnie przystałam na to, licząc, że zacznie mówić dalej. Nie myliłam się. - Dobrze wiesz, że pogoda w Gwintey'i zwiastuje cały dzień. Ostatni raz takie chmury były, gdy zmarł twój dziadek, król Werine. Dlatego myślę, że dzisiaj coś się wydarzy. Nie wiem jednak co. - zakończyła i znów zabrała się do jedzenia.

- To chyba będzie związane ze mną. - przełknęłam truwiański gural czując na sobie spojrzenie obojga rodziców, jako pierwszy odezwał się jednak ojciec. Ułożył łokcie na stole, a brodę oparł na dłoniach.

- Dlaczego tak sądzisz, jak wiesz taka pogoda może zwiastować również śmierć jakiegoś uczonego albo pożar lub powódź. - nadal wbijał we mnie spojrzenie. Wyprostowałam rękę układając ją na blacie. Natychmiast poczułam zimną dłoń królowej na swojej.

Podróż Księżniczki Galathe'ii - Inazuma Eleven Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz