2. Therapie mit dem Teufel

14 4 27
                                    

Miejscowość, w której obecnie mieszkała, przed wojną była istną perełką swojego regionu, nawet, jeżeli nieodkrytą na szerszą skalę. Kolorowe kamieniczki tłoczące się obok siebie niczym dzieci tłoczące się, żeby obejrzeć znaleziony przez jedno z nich szkiełko, idealne do gry w klasy. Drzewa liczące sobie więcej lat, niż najstarsi mieszkańcy, zdobiły skwery, karnie jak rzędy latarni ulicznych.

Teraz, mimo że nie doznała poważniejszych zniszczeń w trakcie całości działań wojennych, wydawała się inna. Taka jak mieszkańcy. Nie chciała się nad tym zastanawiać, kiedy szła na pocztę z zamiarem nadania listu; początkowo zamierzała udać się do brata Odetty osobiście, acz uznała, że dzięki takiemu zabiegowi ten będzie mógł przyjść w komfortowym dla siebie i dogodnym czasie, w dodatku mieć wrażenie kontroli nad sytuacją.

Mijały dni tak nudne, że niemal nie pamiętała, co podczas nich robiła. Czasem kusiła się na niewielką, profilaktyczną dozę kortyzonu, żeby tylko nie doszło u niej do artretyzmu czy innych problemów ze stawami. Zażywała go wedle uznania, do herbaty i nie zauważała u siebie żadnych patologicznych objawów chorobowych, więc dawki były w porządku, nawet jeżeli nie skonsultowała ich z lekarzem, jedynie z broszurą dotyczącą leku. Zresztą i tak nie brała dużo. To nie było nic złego.

Gorzej byłoby przecież, gdyby na rzeczoną chorobę zapadła i straciła sprawność w stawach, tak, jak Odetta straciła sprawność w nogach przez polio; powoli zresztą traciła ją także w całej reszcie. Więdła w oczach, jak krótkowieczny kwiat maku. Leda chciała być jak strzelista lilia, kwitnąca tak długo, jak tylko się da.

Zalała liście herbaty gorącą wodą, sprawiając, że filiżankę ze złotym brzeżkiem wypełnił obłędnie pachnący napar. Szybko wrzuciła na język niewielką tabletkę, przełknęła bez popijania i ułożyła na niewielkiej tacce talerzyk (rzecz jasna, z wzorem pasującym do tego na filiżance), na nim swój napój, obok srebrną łyżeczkę i zaniosła to wszystko do salonu utrzymanego w odcieniach niebieskiego.

Pomieszczenie to znajdowało się niedaleko ganku, tak, że pomiędzy długimi, ciężkimi zasłonami w odcieniu lazuru widać było szczelinę świata zewnętrznego, kawałek przed drzwiami wejściowymi. Celowo usiadła na sofie pod kątem takim, żeby móc co jakiś czas tam zerkać.

Z naczynia zniknęła około połowa napoju, a paznokcie psycholożki zaczęły uderzać o podłokietnik mebla w bliżej nieokreślonej manierze. Na zewnątrz ciężkie, stalowoszare chmury sunęły powoli w swoim kierunku.

W końcu niedaleko ganku zamajaczyła postać, wysoka i nieco zgarbiona. Leda uśmiechnęła się, spijając ostatnie mililitry herbaty zalegające nad liścianymi fusami i odkładając filiżankę na spodeczek z cichym, cywilizowanym kliknięciem porcelany. Nigdy nie lubiła marnować dobrego napoju, przed wojną, podczas niej czy w czasach już po całym zamieszaniu. Stara dobra zapobiegliwość, ta sama, która kazała jej szybciutko przełknąć ostatnią na to posiedzenie tabletkę, zanim z gracją podniosła się do pozycji stojącej i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.

Zerknęła przez weneckie lustra wstawione obok ramy drzwi z czystej fanaberii jej ojca. Przed jej domem stał mężczyzna, wyraźnie wahając się, czy powinien zapukać w drewniane skrzydło.

Skórę miał opaloną, pasującą do zdradzających wschodni, niemal azjatycki rodowód oczu w kształcie wąziutkich migdałów i ciemnych, roztrzepanych włosów sięgających mu niemal po ramiona. Ciężko było stwierdzić, czy były falowane, czy proste i zwyczajnie nieułożone. Ubiór nie wyróżniał się niczym szczególnym, prosta koszula i spodnie na szelkach. Butów nie widziała, ale zgadywała, że będą pasowały stylistyką do reszty ubrań. Tęczówki były ciemne, drżące niejako w ramach powiek, białkówki przekrwione jak u studenta po całonocnej nauce.

DIE LEERE ERINNERUNG [PL] | short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz