[16] Klucz?

609 19 1
                                    

Siedziałyśmy z Maddie przy moim ulubionym drzewie na terenie szkoły, z kubkiem kawy w dłoniach, okryte cienkimi kurtkami. Trwa długa przerwa między zajęciami, a szare, ołowiane niebo wisi nisko nad nami, grożąc deszczem, choć na razie wieje tylko zimny wiatr. Powietrze jest wilgotne i przenikliwe, przynosząc ze sobą zapach mokrych liści i trawy. Ściągnęłam rękawy kurtki niżej, a palce zacisnęłam mocniej na kubku z kawą, której ciepło rozchodziło się po moim ciele. Dzisiejszy dzień jest naprawdę zimny jak na lato.

Maddie siedziała obok, schowana w granatowej kurtce. Jej policzki są delikatnie zaczerwienione od chłodu. Ma książkę otwartą na kolanach, a na trawie leży plik jej starannie przygotowanych, estetycznych notatek. Widzę, jak jej myśli błądzą gdzieś daleko, zamiast skupić się na nauce. Co kilka minut powraca na ziemię, mocząc swoje czerwone wargi w napoju, po czym czyta jedno zdanie i z powrotem wraca do swojego świata, jakby chciała, ale nie mogła oderwać się od marzeń.

Jesteśmy prawie same, otoczone jedynie dźwiękiem szeleszczących na wietrze liści. Na dworze jest tylko garstka uczniów, rozsianych po dziedzińcu. Reszta wolała zostać w budynku przez wzgląd na pogodę.

Oparłam głowę o pień drzewa, pozwalając, by chłód wiatru drażnił moje policzki, i zamknęłam na chwilę oczy, chcąc rozkoszować się naturą. Spokój tej chwili był niemal idealny – zaledwie kilka przelotnych rozmów w oddali, wiatr, kawa i Maddie.

– Veronica Brown i... jak ona ma na imię? – odezwał się znajomy mi głos a do moich nozdrzy doszedł cukrowy zapach.

Skrzywiłam się wiedząc kto postanowił przerwać mój czas odpoczynku.

– Madeline Wilson– odpowiedziała cicho jedna z jej przyjaciółeczek.

Niechętnie podniosłam powieki i spojrzałam na istotę stojącą przede mną razem ze swoją zgrają.

– Mniejsza o tą sukę Walkera...

– Jak ty mnie nazwałaś? – warknęła Maddie odkładając na bok książkę aby wstać.

– Weź nie udawaj, że nie lecisz na jego furę i długiego chuja. Wiem to bo sama na nim skakałam hmm pomyślmy... dwa dni temu.

– Co? – spytała czerwonowłosa.

– Po waszym spotkaniu przyszedł do mnie abym się nim odpowiednio zajęła bo jak widać jego dziewczyna tego nie potrafi. – Wzruszyła ramionami.

Wilson gwałtownie podeszła do niej i zacisnęła dłoń w gardło Olivii, wbijając jej przy tym ostre paznokcie w skórę.

Dziewczyna wybałuszyła oczy i zaczęła machać rękami jak ryba płetwami gdy się ją wyciągnie z wody. Ani jedna z jej przyjaciółek nie ruszyła się aby jej pomóc.

Powoli odłożyłam na podłogę notatkę i kubek a następnie wstałam. Nie spieszyłam się odciągnąć wściekłą przyjaciółką od tego rudzielca. Jednakże gdy jej powieki zaczęły już opadać chwyciłam za ramię Madeline.

– Wystarczy już. Nie widzisz, że ona zaraz zemdleje?

Bez mojej pomocy odsunęła się i opuściła rękę wzdłuż ciała. Spojrzała gardzącym wzrokiem na opadającą na pobliską koleżankę Olivie, a następnie pochyliła się aby pochwycić kubek z resztką kawy.

Nim się obejrzałam, napój ciekł już po twarzy pokrytej grubą warstwą makijażu, tworząc śmieszne, brązowe strużki, które rozmywały cienie do powiek i rozmazywały tusz do rzęs. Kawa skapywała na fioletową bluzkę z ogromnym dekoltem, zostawiając ciemne plamy i ślady, które powoli wsiąkały w materiał. Wyglądała okropnie, ale to nie przeszkadzało jej w desperackiej próbie uratowania sytuacji – jedną ręką starała się wytrzeć twarz, drugą poprawiała bluzkę, a wszystko to w jakimś chaotycznym, niezdarnym ruchu.

THE HILLSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz